Małe Ojczyzny moich dziadków
Nieuchwytna od szeregu lat.
Z policyjnych obław uchodziła cała,
Z łupem uchodziła w ciemny las.
W bandzie żyła Murka- dziewczę czarnookie,
Nie wiadomo, skąd ją przywiał wiatr.
Lecz czuwała banda nad jej każdym krokiem,
W bandzie żyła już od wielu lat.
Kiedy po robocie na kieliszek wina
Do kawiarni weszliśmy we trzech.
Tam tańczyła Murka przy dźwiękach pianina,
Przy stoliku Murki siedział szpieg.
Z policyjnych obław uchodziła cała,
Z łupem uchodziła w ciemny las.
W bandzie żyła Murka- dziewczę czarnookie,
Nie wiadomo, skąd ją przywiał wiatr.
Lecz czuwała banda nad jej każdym krokiem,
W bandzie żyła już od wielu lat.
Kiedy po robocie na kieliszek wina
Do kawiarni weszliśmy we trzech.
Tam tańczyła Murka przy dźwiękach pianina,
Przy stoliku Murki siedział szpieg.
Tam w bondyrskim lesie jest mogiła mała,
Zagubiona pośród leśnych drzew.
Pochowano Murkę przy dźwiękach muzyki,
Bo za zdradę bandy czeka śmierć...
Zagubiona pośród leśnych drzew.
Pochowano Murkę przy dźwiękach muzyki,
Bo za zdradę bandy czeka śmierć...
(anonimowy
twórca)
Po pierwsze - poznać. Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego tak
często nie rozumiem moich dziadków. Niejednokrotnie dziwiłam się , że tak
często wspominają przeszłość, używają zwrotów typu :,, za okupacji" albo
,, jak tu byli Niemcy". Nie wiedziałam też, dlaczego tak trudno im
przystosować się do współczesnego świata. Zdałam sobie sprawę , że aby lepiej
zrozumieć pokolenie dziadków, muszę przede wszystkim poznać historię mojego
regionu. Poświęciłam parę wieczorów na spokojną z nimi rozmowę. Ich relacje uzupełnił tato. Mimo że urodził się dwadzieścia lat po wojnie, od
dziecka słuchał opowiadań stryjów, którzy chętnie opowiadali o tych bardziej i
mniej chlubnych czynach obywateli Zamojszczyzny. Opowiadania są bardzo
prawdziwe. Nikt ich nie upiększa, nie ukrywa negatywnych zdarzeń. Mówią wprost, przedstawiają wersje wydarzeń , które
zostały utrwalone w pamięci mieszkańców i ja im wierzę.
Gdzie ten Bondyrz? Opisywane przeze mnie wydarzenia rozgrywały się
na terenie Roztocza (głównie Środkowego i Zachodniego). Bondyrz ( pisany często
przez ,,ą" lub ,,ż") to mała miejscowość, obecnie licząca około
sześciuset mieszkańców. Przez długi czas słynęła z prężnie działającej fabryki
mebli, o której wspomnę później. Roztocze ma bardzo
urozmaiconą rzeźbę terenu. Występuję tutaj wąwozy, doliny, kotliny , pagórki ,
debry i inne. Ponadto ponad połowę obszaru porastają lasy ( głównie iglaste), które stworzyły dobre
warunki dla ukrywającej się partyzantki. Warto dodać, że bondyrskie lasy są dość zdradliwe. Debra
jest podobna do debry, ścieżka do ścieżki i nawet dorośli mężczyźni , którzy się
tutaj wychowali, gubią się w gąszczu
drzew. Mówiło się, że las był domem
partyzantów, natomiast Niemcy „bali się
lasu".
,,Córciu, a tutaj się chowaliśmy..." Poznawanie historii
rozpoczynam od rozmowy z babcią
Danusią. Urodziła się w 1938 roku, więc wojnę pamięta tylko ,, jak przez
mgłę". Babcia mówi, że jej tato
wykopał dla niej, brata i mamy schron w lesie. Wspomina, że ziemia sypała im się na głowę . Słyszała, jak gdzieś w oddali ,,dudni ziemia", lecz
wojny na oczy nie widziała. Zapytałam babcię,
czy i tato był z nimi w bezpiecznym schronie. Okazało się, że nie. Mój pradziadek pilnował krów
gdzieś głęboko w lesie. Trudno jest nam wyobrazić sobie, jak ważne pełnił zadanie. W tamtych czasach
krowa była podstawą wyżywienia całej rodziny. Dawała mleko, mięso, ser, masło. Była zbyt cenna, by zostawić ją
na pastwę losu. Babcia wspomina, że jej
mama już po wojnie wskazywała okop i mówiła: ,,Patrz córciu , a w tym dole
ukrywaliśmy się od Niemców". Babcia
wychowywała się w Hutkach oddalonych o osiem kilometrów od Bondyrza.
Paradoks wojny. Franciszek, przyszły mąż Danusi, urodził się w
Bondyrzu (dom rodzinny dziadka
niestety został zburzony). Wspomniana wcześniej fabryka mebli uratowała
okolicznych mężczyzn od przymusowych prac w III Rzeszy i od przesiedleń.
W jaki sposób ? Otóż, na początku wojny fabrykę przejął Niemiec, zatrudniając wiejskich mężczyzn. Chłopi
deklarujący pracę w fabryce
byli ,,zostawiani w spokoju". Mężczyźni, którzy nie pracowali w fabryce, byli wysłani na
roboty. Niektórzy z nich wrócili, ale potem wszyscy chorowali na astmę. Wracając do fabryki... Babcia relacjonuje, że odważni mieszkańcy
produkowali broń dla partyzantki właśnie w fabryce. Co więcej - w zakładzie (na przykład w szybach
wentylacyjnych) ukrywali się mieszkańcy, którzy byli śledzeni przez okupantów.
Szczęście w nieszczęściu. Przenieśmy się teraz do gminy
Zwierzyniec. Tutaj mogę porozmawiać z
drugą babcią - Anną. Jej opowieści są zazwyczaj przesycone dygresjami i
zabawnymi anegdotkami. Tym razem babcia
zachowuje powagę. Mama mojej babci,
mając podczas wojny dwoje dzieci, starała się, by miały jak najlepsze warunki,
mimo całego chaosu wokół. Nocą chodziła na wieś, by dostać trochę mleka lub
sera. Niestety, pewnego wieczoru miała pecha - została złapana i wtrącona do
obozu (wraz z mężem). Bez żadnej przyczyny, po prostu. Była wtedy w zaawansowanej ciąży.
Niemcy nie zwracali na to wcale uwagi, więc była zmuszona do noszenia cegieł
przez cały dzień. Ciężka praca fizyczna
przyspieszyła poród. Prababcia w stajni urodziła siedmiomiesięcznego wcześniaka.
Dziecko było martwe. Małżeństwo uciekło z obozu tylko dlatego, że pradziadek
mówił biegle po niemiecku. Podsłuchał, gdzie znajduje się dziura w ogrodzeniu.
Uciekli, zabierając ze sobą ciało dziecka. Prababcia czuła obowiązek, by
przynajmniej godnie pochować swoją pociechę.
Inne dziecko prababci cudem uniknęło śmierci. Historia pięcioletniego
wówczas wujka Janka mrozi krew w żyłach. Otóż, przez wioskę przejeżdżali Niemcy
konno. Nieopatrznie zgubili dwa koce. Chłopczyk, jak tylko zobaczył ciepły materiał, natychmiast wybiegł z domu (pewnie w izbach
panował chłód, skoro tak żywo zareagował). W ostatniej chwili zobaczył, że nie wszyscy Niemcy odjechali, więc czym
prędzej położył się na kocu i udał martwego. Okupanci nie zatrzymywali się, by
sprawdzić, na czym leży dziecko. Wujek przeżył tę przygodę. Opowiadał ją nawet
swoim prawnukom.
Prochy potrafią mówić. Niestety, duża część rodziny nie przeżyła
wojny. Dziadkowie mojej babci a więc moi
prapradziadkowie) mieszkali w Wielączy. Niemcy masowo zabijali mieszkańców tej
wioski. Dziadkowie chcieli uciec do lasu, jednak niemieccy saperzy
byli szybsi. Zostali zastrzeleni po prostu na polu. Rzeź była tak ogromna, że okupanci zaprzęgali konie w brony i ściągali w ten sposób ciała na stos. Stos – oczywiście
- spłonął. Ciocia (córka zamordowanych dziadków) pozbierała prochy z ziemi, by chociaż symbolicznie pogrzebać rodziców.
Pudełeczko z prochami przez tydzień trzymała w domu. Był to tydzień bezsenny
dla całej rodziny. Co noc domownicy słyszeli głosy. Wspominali, że było słychać jakby słowa "
Zwróć to...". Zupełnie jakby ludzkie prochy domagały się powrotu do ziemi. Można w te nadprzyrodzone siły
wierzyć lub nie, ale ja słuchając opowiadania, miałam gęsią skórkę. Historia
skończyła się tak, że ciocia poszła ze wspomnianym pudełeczkiem do
księdza, który pracował w Katedrze w Zamościu. Staruszek przyznał, że ogień z płonących ciał
widział aż z kościoła. Powiedział, że sam się nimi zaopiekuje. Przygarnął
pudełeczko, a głosy umilkły...
Trochę gorsza strona Polaków. Wojna była sytuacja
ekstremalną. Nie każdy potrafił zachować godność w obliczu tragedii. Niektórzy
mieszkańcy Roztocza zasłynęli jako bohaterowie, inni zyskali miano koniokradów. Pewnie wiele
osób zastanawia się teraz, kim właściwie był koniokrad. Śpieszę z wytłumaczeniem.
Koniokrad to człowiek, który wykorzystywał wojnę, by się wzbogacić. Zbierał informacje na przykład o partyzantach
, by później sprzedać je Niemcom i mieć duże profity. Wyobraźmy sobie… Wieś
Lasowe, hektary lasów wkoło, dobrze zakamuflowani partyzanci, wartownicy... Aż pewnej nocy podchodzą
Niemcy, wiedzą dokładnie, gdzie jest
obóz i nawet gdzie są straże. Dokonują rzezi na bezbronnych. Przecież to bzdura
! Oczywiście, że wojsko polskie zostało
zdradzone. Od taty się dowiedziałam, w jaki sposób i wtedy zwątpiłam w
dobroć i bezinteresowność ludzi. Partyzantów zdradził chłop, który zdenerwował
się , bo ci w obliczu głodu zabrali mu jedną świnię. I tak oto
za jednego prosiaka podpisał wyrok śmierci na kilkadziesiąt osób. Oficjalnie nie mówi się o żadnej zdradzie w Lasowym, ja jednak wiem swoje.
Mówi się czasem, że
Żydzi zarzucają Polakom bierność i brak pomocy w czasie wojny. Być może jest to
przesada, lecz nie można powiedzieć, że
Polacy nie byli antysemitami. Tato mówi wprost: na wsi nie lubiano Żydów. Widząc moją zdziwioną minę kontynuuje: Żyd by Cię kupił i sprzedał, miał na tym
zysk, a ty byś się nie zorientowała. Tak mówiono o
Żydach, mając na myśli ich smykałkę do interesów. I Żydzi zarabiali dużo pieniędzy, handlując
drzewem. Byli przy tym bardzo sprytni. Nie wykonywali żadnej pracy, po prostu
innym wzorem liczyli średnicę pni drzew. Tato mi to dokładnie rozpisał i
faktycznie - zrozumiałam. Korzystając z okazji, bogacili się. Dlatego rzadko
mówi się o ludziach,
którzy przetrzymywali Żydów w czasie wojny.
Historia Roztocza jest
bardzo ciekawa. Szczególnie w czasie II wojny światowej Bondyrz i okolice stały się miejsce partyzanckich
potyczek. Tutaj także rozgrywały się liczne rodzinne dramaty. Cieszę się, że
poznałam losy moich bliskich. Warto było poświęcić chwilę , by zrozumieć
starsze pokolenia. Te rozmowy były dla mnie lekcją nie tylko historii, lecz
także pokory. Teraz bardziej doceniam pokój i harmonię, które panują w mojej
Małej Ojczyźnie.
Minionek
Grafika: własna