30 kwietnia 2017

Moje hobby, mój świat

            

       Magia filatelistyki



Filatelistyka to nie NUDA – filatelistyka to pasja,
którą trzeba tylko odkryć, 
poznać możliwości, jakie daje.
 (Joanna Wilgucka –Drymajło)

 
Znaczek pocztowy - niby prosta, zwykła rzecz, konieczna do wysłania listu lub paczki. Kilkadziesiąt lat temu młodzież  w naszym wieku kolekcjonowała je z wielkim zapałem, tak jak dzisiaj gry komputerowe czy modele robotów. W dzisiejszych czasach pojęcie filatelistyka w świadomości młodych ludzi praktycznie nie istnieje. W latach międzywojennych w każdej szkole istniało koło filatelistyczne, a  Bruno Schulz w swoim opowiadaniu pod tytułem Wiosna pytał: Czym jest dla ciebie, drogi czytelniku, marka pocztowa? (marka pocztowa to dawne określenie znaczka) i  odpowiadał: otworzyłeś przede mną ten markownik, o Boże, pozwoliłeś rzucić mimochodem spojrzenie w tę księgę łuszczącą się blaskiem, w markownik strącający swe szaty, stronica za stronica, coraz jaskrawszy i coraz przeraźliwszy... Któż weźmie mi za złe, że stałem wówczas olśniony, bezsilny ze wzruszenia, a z oczu przepełnionych blaskiem lały mi się łzy. Co za olśniewający relatywizm, co za czyn kopernikański, co za płynność wszystkich kategorii i pojęć! Więc tyle dałeś sposobów istnienia, o Boże, więc taki Twój świat jest nieprzeliczony!  Dziś trudno wyobrazić sobie tak wielkie wzruszenie przeżywane nad klaserem, a propozycja zbierania znaczków  raczej nie porwałaby tłumów.
Moja przygoda z filatelistyką sięga ostatniego roku szkoły podstawowej. To wtedy mój tata przywiózł ze strychu swoich rodziców gruby niebieski  klaser. Wtedy znaczki oglądałem bez szczególnego entuzjazmu, bardziej interesowały mnie opowieści ojca, jak w czasach PRL-u zdobywano okazy spoza bloku komunistycznego. Wyżej: kadr z filmu Miś - Ryszard Ochódzki dostaje angielski znaczek od kolekcjonera Wacława Jarząbka.

Kiedyś  wracając ze szkoły zajrzałem  na pocztę i kupiłem serię trzech znaczków z morskimi stworzeniami, z czasem kupowałem kolejne i kolejne. Rodzice musieli to zauważyć i na najbliższe święta Bożego Narodzenia dostałem klaser oraz kilka nowych serii. W ciągu następnych lat dochodziły kolejne gotowe serie, w klaserze zabrakło miejsca i doszedł następny. Po dwóch latach jednak nadszedł moment, kiedy to zaczęło mnie nudzić. Pomyślałem sobie, jaki jest sens kupowania gotowych serii i wkładanie ich do klasera. To tak jak dziecko, które zbiera jakieś żetony z postaciami z kreskówek znajdujące się w chipsach, chce mieć je wszystkie, ale jak je zbierze za jednym razem, już nie ma radości. Właśnie wtedy przerzuciłem się na znaczki i karty okolicznościowe, pojawiła się też świadomość ich niesamowitej wartości. Co prawda, w kupowanych gotowcach pojawiały się serie z igrzysk w Seulu (1988), Los Angeles w  1932 i 1984 roku, piłkarskich Mistrzostw Świata we Francji 1998, ale z wcześniej wymienionych powodów nie byłem z nich zadowolony.  Od tego czasu innego rodzaju znaczków nie kolekcjonuję, chociaż zdarza się, że dostanę znaczki z zagranicznych wyjazdów. Gdy się je żmudnie i długo zbiera, to  wtedy powstaje niepowtarzalna kolekcja. Teraz, gdy znaczki okolicznościowe zaczęły odgrywać najistotniejszą rolę, mam z tego prawdziwą satysfakcję. Posiadam m.in. znaczek wydany z okazji Beatyfikacji Papieża Jana Pawła II - wspólna emisja Polski i Watykanu, igrzysk olimpijskich w Londynie i Soczi, 100-lecie Nagrody Nobla dla M. Curie-Skłodowskiej oraz koperty: 1000 lat Gdańska, 150 lat polskiego znaczka pocztowego,   Euro 2012.

W zeszłym roku dostałem od wujka z USA, który od jakiegoś czasu wiedział o moich zainteresowaniach, dwie paczki, jak się okazało, obie ze znaczkami. Wspólnie z tatą po ich otworzeniu złapaliśmy się za głowy. Można powiedzieć, że przed nami leżała cała historia polskiej poczty, drobny fragment wieloletniej pasji tego powojennego emigranta z Kresów. Natychmiast wzięliśmy się do oglądania zbiorów. Niczym Indiana Jones z pęsetą i lupą przeglądaliśmy znaczek po znaczku. Najstarsze pochodziły z czasów, gdy Polska była pod zaborami, niektóre były wydawane jeszcze przez państwa zaborcze, potem przestemplowane polskim znakiem, inne z  okresu międzywojennego, w tym wydanie żałobne po śmierci Józefa Piłsudskiego. Kolejne to czas II wojny światowej, czas PRL –u  z propagandowymi  hasłami: Naprzód do walki o plan 6-letni, Rozbudujemy Stocznię Gdańską, przedstawiające osiągnięcia władz takie jak Cementownia w Wierzbicy i Nowa Huta. Znaczków jest naprawdę wiele i każdy z nich jest cenny.
Chciałbym zachęcić wszystkich do zerknięcia w klasery, gdzieś u swoich rodziców czy dziadków i przyjrzenia się im przez lupę. Zapewniam – dopiero wtedy zrobi to na was wrażenie. Ciekawi mnie, czy ktoś z was podziela moje hobby. Chętnie poznam miłośników filatelistyki.

Arczi   

Grafika:
http://inwestycje.pl/img/2882
zdjęcia własne

27 kwietnia 2017

Podróże kształcą

                  
         Muzeum  POLIN



Przywracać  i chronić pamięć  historii Żydów polskich,
przyczyniając się do wzajemnego zrozumienia i szacunku
wśród Polaków i Żydów,
społeczeństw Europy i świata.
(Misja muzeum POLIN)


7 kwietnia klasa 2i wybrała się na wycieczkę do Warszawy. Głównym celem naszej podróży była wizyta w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana w Warszawie, ale wybraliśmy  się również na spacer śladami Lalki oraz zwiedziliśmy muzeum POLIN, czyli Muzeum Historii Żydów Polskich. 

Czekając na otwarcie muzeum,  zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Muzeum zaskoczyło wszystkich. Zmierzając w jego stronę zobaczyliśmy duży, wyśmienity pod  względem architektonicznym budynek. Siedziba Muzeum POLIN to z zewnątrz prosta, chłodna bryła, pokryta miedzią i szkłem.  Gdy weszliśmy do budynku, naszą uwagę zwrócił  wspaniały sufit - z falującą, dynamiczną szczeliną rozcinającą budynek na całej długości. Odebraliśmy bilety i zaczęliśmy zwiedzanie. Odbyliśmy podróż w czasie od początków pojawienia się Żydów na terenie Polski do czasów współczesnych. To nowoczesne muzeum  przedstawia ich życie w  bardzo ciekawy sposób. Można odbyć podróż handlową wraz z Ibrahimem ibn Jakubem, zaprojektować własną monetę, zdobyć bilet do Ameryki, pójść do teatru, do szkoły. Potańczyć tango w kawiarni literackiej z okresu dwudziestolecia międzywojennego, czy  przejść się uliczką handlową. Swoje miejsce w muzeum ma nawet  Zamość, który Jan Zamoyski uczynił miejscem otwartym dla żydowskich kupców. Atrakcji, które  na nas tu  czekają, jest dużo więcej, dzięki czemu na pewno nie można powiedzieć o muzeum, że jest nudne czy nieciekawe. W kilka godzin możemy poznać, a dzięki multimedialnym wystawom również i przeżyć, historię życia Żydów na ziemiach polskich od samego początku aż do teraz. Niżej: Galeria Las
Na wszystkich uczestnikach wycieczki muzeum wywarło ogromne wrażenie. Doceniliśmy  ogrom wiadomości, eksponatów z przeszłości, słowem – nowoczesność tego obiektu. Jednak ma ono i swoje wady. Jedną z nich jest zbyt duża ilość tekstu, która nie zachęca do czytania. Zawiodła nas również mała ilość eksponatów oraz ogromna ilość multimedialnych wystaw, która z czasem zaczyna przytłaczać. Mimo to każdy z nas uważa, że warto było odwiedzić to muzeum, zapoznać się z historią oraz sposobem życia Żydów. Było to na pewno ciekawe doświadczenie, którego nikt z nas nie żałuje. Niewątpliwie warto tam pojawić się jeszcze raz lub zwiedzać wystawę, koncentrując się na wybranej epoce czy wydarzeniu historycznym.

Historia muzeum. Pomysł powstał w Stowarzyszeniu Żydowskiego Instytutu w Polsce w 1995 roku. Stawiano sobie wiele pytań: dlaczego takie muzeum miałoby powstać? Jaką miałoby przybrać formę: czy kolejnego muzeum Holokaustu czy jednak muzeum życia? Gdy zajęto się pracami  programowymi, napotkano pewne problemy: mianowicie brak bądź niekompletność zachowanych źródeł i przedmiotów historycznych. I ten fakt przesądził o ostatecznym kształcie muzeum -  nadano ekspozycji charakter narracyjny, podstawą stało się opowiadanie historii,  do której dobiera się materiały  źródłowe i media wystawiennicze.  Konkurs na budynek - siedzibę muzeum wygrał projekt Rainera Mahlamäkiego z Finlandii. Mahlamäki zaproponował budynek, który z zewnątrz ma spokojne, geometryczne kształty, ale zaskakuje niezwykłym wnętrzem. Dynamiczne, dające złudzenie falowania ściany holu przecinają budynek od wschodniej do zachodniej fasady. To pęknięcie odzwierciedla wyrwę w tysiącletniej historii polskich Żydów. Jednocześnie monumentalny hol zalany światłem padającym przez ogromne okno i widok na park przypominają, że ta historia nie została zamknięta, a Muzeum POLIN jest muzeum życia. Jest też łącznikiem między przeszłością a teraźniejszością i przyszłością – co symbolizuje mostek spinający obie ściany holu.
Wreszcie 19 kwietnia 2013 roku uroczyście otwarto budynek Muzeum. Z kolei otwarcie wystawy stałej nastąpiło 28 października 2014 roku. Wystawę symbolicznie otworzyli przedstawiciele polskiej społeczności żydowskiej różnych pokoleń: Marian Turski  - przewodniczący Rady Muzeum, Ocalały z Zagłady   i 13-letnia Joasia Widła - absolwentka szkoły Lauder-Morasha w Warszawie. POLIN  w 2016 roku uznano za Europejskie Muzeum Roku. Jury doceniło wystawę stałą prezentującą 1000 lat wspólnych losów Polaków i Żydów oraz działalność edukacyjną, naukową i społeczną.

Jeśli ktoś z Was chce bardziej zgłębić temat Muzeum POLIN, to polecamy odwiedzenie strony internetowej: http://www.polin.pl/pl

Agata i Joanna
           
Grafika:
http://www.polin.pl/pl/o-muzeum
zdjęcia własne