A może poskromić lenistwo?
Kara jest
także rodzajem lekarstwa.
(Arystoteles)
(Arystoteles)
Długa kolejka rodziców przed drzwiami dyrektora
szkoły to w dzisiejszych czasach nic
nadzwyczajnego. Przecież „permissive parenting”,
czyli tzw. bezstresowe wychowanie
stanowczo wyklucza, aby dziecko było w
szkole dręczone przez kogoś z wykształceniem pedagoga. Czym jednak właściwie jest to „dręczenie” ? Groźne spojrzenie, a może zwrócenie uwagi klasowemu cwaniaczkowi, któremu
przecież prestiż w klasie nie pozwala na jakiekolwiek poniżenie. Od naszych
dziadków, a nawet rodziców możemy usłyszeć straszne historie o klęczeniu na
grochu czy kasztanach za
nieprzygotowanie do lekcji. Kiedyś statuty w szkołach nie ograniczały
nauczycieli do możliwości wpisania uwagi w dzienniku czy nagany przy całej klasie. A dyrektor ?
Obecnie może w najgorszych przypadku przenieść ucznia do innej klasy lub relegować go ze szkoły. Chociaż coraz częściej słyszy się o tym, że to nie uczeń się przenosi, tylko nauczyciel musi odejść , bo nie odpowiada takiej lub innej grupie uczniów. Nikt nie słyszy o biciu w szkołach, a jeżeli już taka wieść
rozejdzie się po świecie, pełno jest nagłówków w gazetach o znęcaniu się nad
uczniem. Sprawa nigdy nie jest przemilczana, a wręcz przeciwnie - dziennikarze
nagłaśniają takie problemy, domagając się wyjaśnień od „kata”. Jedno jest pewne - dla dzisiejszych
nastolatków największym poniżeniem jest ośmieszenie przy wszystkich. Każdy z
nas zna nauczyciela, którego żarty mogą być piętą achillesową ucznia. „Z czego się śmiejesz ? Powiedz na głos, może
pośmiejemy się razem”. Albo: „Może chcesz za mnie poprowadzić lekcje ?” To najbardziej popularne docinki nauczycieli. W podstawówce i gimnazjum takie
hasła działały jak środek na uspokojenie. Ale co z liceum, gdzie cwaniactwo
jest na wyższym poziomie ? Nauczyciele, którzy uczą kilkanaście lat, na takich delikwentów znajdą sposób. Tu już
wzywanie rodziców nie pomaga. Kiedy mieliśmy po 11 lat, hasło: „bo będę musiał wezwać twoich rodziców”, działało na nas z prędkością światła i stawało się dla nas motywacją do zachowania
postawy pilnego i systematycznego ucznia. Teraz, gdy jesteśmy trochę starsi i uważamy, że „wszystko nam wolno”, wizyta rodziców w szkole nie robi na nas większego wrażenia,
a przynajmniej nie dajemy po sobie tego
poznać.
Nauczyciel uderzyć ucznia nie może, ale czy
srogie spojrzenie jest już wykroczeniem ? Nie ! A jakie kary w szkołach
stosowano dawniej ? Oczywiście, nie mam tu na myśli średniowiecza, kiedy ludzi rozciągano na stole lub obcinano im uszy. Najpopularniejszą karą w
XIX wieku było bicie po
ramionach i dłoniach rózgą brzozową. Później nauczyciele używali przyborów
należących do uczniów, np. ołówków czy linijek. Nauczyciel uważał jednak , aby
nie ranić dotkliwie naczyń krwionośnych, dlatego też uderzał jedynie po
wewnętrznej stronie dłoni. Kary psychiczne uważano za najgorsze formy represji,
dlatego uczniowie doświadczali ich dość rzadko. Korona ze słomy lub ośla ławka z pewnością
nie były dla uczniów powodem do dumy. Jednak chyba każdemu z nas jest dobrze
znany sposób karania, który nigdy nie
„wyszedł z mody”. To pisanie po kilkadziesiąt razy w zeszycie wzoru
matematycznego lub poprawnie napisanego wyrazu, spędza sen z powiek niejednemu uczniowi. Kara
ta ma szczególną zaletę, bo przecież mimo odcisków na dłoniach, zyskamy wiedzę.
Wzór, który napiszemy siedemdziesiąt razy, będziemy pamiętać o każdej porze
dnia i nocy.
Kiedyś nikt się nie skarżył na nauczycieli, bo
po prostu uczeń wiedział, że
taki jego los. A dzisiaj ? Uczniowie niekiedy wykorzystują postawę rodziców
chuchających i dmuchających na swoje pociechy, byleby tylko włos nie spadł im z
głowy. Oto codzienność szkolna: jeden wkuwa, aby sprostać wymaganiom programu i nauczycieli, a
drugi błogo trwa w "krainie lenistwa" - jak wyżej na obrazie Hieronima Boscha- godzinami ogląda seriale w telewizji lub
siedzi na fejsie, a złe oceny
usprawiedliwia tym, że przecież
nauczyciel się uwziął. Jeden codziennie jest w szkole, drugi wciąż opuszcza lekcje, a potem nie rozumie, dlaczego ma kłopoty. Rodzice próbując ratować trudną sytuację, wydają fortunę
na korepetycje, zamiast zwyczajnie wyleczyć dziecko z lenistwa. I to jest uczciwsza wersja, bo są i tacy, którzy wiedzą, że jakoś to będzie. I na ogół jest - niestety! Rzadko stosują
szlabany, bo jak sprawdzić , co dziecko robi, skoro pół dnia
spędza się w pracy ? W XXI wieku sytuacja uczniów, w porównaniu z wiekiem XIX, diametralnie się
zmieniła i mimo niektórych, nieco
irracjonalnych zmian w systemie edukacji,
te dotyczące zniesienia kar cielesnych wydają się całkiem logiczne. Czym, w
porównaniu do bicia linijką, jest nowa
podstawa programowa wprowadzająca zamęt wśród nauczycieli i uczniów ?
Moją wypowiedź dedykuję rodzicom i nauczycielom,
apelując w imieniu uczniów, którzy przez cały rok w trudzie wykuwają swój
sukces, nie mając czasu na fanaberie i rozrywki. A potem połowę czerwca
tracą, patrząc, jak ich leniwi (i często cwani) koledzy usiłują po raz enty
bezskutecznie zaliczyć tę samą partię materiału. I z góry wiedzą, że i tak
tamci otrzymają promocję. Czyżby liceum niepostrzeżenie się stało szkołą
obowiązkową jak podstawówka? Może czas skończyć z fałszywą dobrocią i
bylejakością, a docenić wysiłek i wiedzę. Może dla odmiany ktoś się pochyli
nad uczniami ze średnią 4,0 czy 4,3? Może zapyta, ile ich to kosztowało trudu?
Może ich pochwali, da jakiś dyplom albo książkę lub pogratuluje rodzicom,
zamiast na siłę przepychać z klasy do klasy obiboków? Może ktoś pomyśli, że dla
niektórych osiągnięcie średniej 3,0 czy 3,5 to też sukces, okupiony ciężką
pracą? Przynajmniej ci, którzy uzyskali średnią 4,75 (lub wyższą),
mogą mówić o szczęściu, bo im chociaż Dyrektor uściśnie dłoń.
Mam takie marzenie! Wyobrażam sobie, że po
wakacjach przychodzę do szkoły i widzę, że jakaś dobra wróżka
uzdrowiła nasz chory system szkolnictwa. A nie muszę chyba tłumaczyć, że
ów system to nie abstrakcja, tylko ludzie!
Ola
Grafika:
http://forumeria.pl/attachment.php?aid=6152
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a5/Pieter_Bruegel_d._%C3%84._037.jpg