Majstrowanie
przy szkolnictwie
By rozumnie postępować,
sam rozum nie wystarczy.
(Fiodor Dostojewski)
Majstrowanie przy szkolnictwie odbywa się już od
dłuższego czasu i idzie w złym kierunku.
Ma się wrażenie, że żaden z dotychczasowych majstrów nie liczył się z ludźmi – uczniami i
nauczycielami. A ich
wytrzymałość na eksperymenty ma określone
granice, poza którymi zaczyna się frustracja granicząca z obłędem.
Najpierw „eksperci” - majster - klepki
zniszczyli ośmioletnią szkołę podstawową, która przez pokolenia dostarczała kandydatów do
szkół zawodowych i do rzemiosła, a jednocześnie swoją elitę wysyłała do
najlepszej z polskich szkół – liceum ogólnokształcącego. Ono z kolei, od okresu międzywojennego, kształciło polską
inteligencję. Od pokoleń też się mówiło,
że poziom szkolnictwa w Polsce jest o wiele wyższy niż w Europie lub w Stanach
Zjednoczonych. I oto – w tej korzystnej dla szkolnictwa sytuacji –
zapragnęliśmy „dogonić Europę” (sic!). I co się stało?
Aleksander Nalaskowski- profesor zwyczajny
pedagogiki - pisze: wypuszczająca poważny odsetek funkcjonalnych analfabetów skrócona
szkoła podstawowa dostarcza kohortę abiturientów do gimnazjum, która przy
niskiej wiedzy, wziętych w cudzysłów normach społecznych zachowań i skrępowanych poprawnością nauczycielach,
wytwarza grunt do zachowań patologicznych. Znajdujące się na końcu tego
łańcucha trzyletnie liceum dostaje już materiał w sporej części oduczony
uczenia się, kultury, czytania, a nawet dobrej woli rozwoju własnego.
Wystarczy na co dzień
rozejrzeć się wśród kolegów, aby zgodzić się z powyższą opinią. Widzimy,
ilu z nich nigdy nie powinno się znaleźć
w liceum. Kiedyś słaby uczeń przynajmniej się wstydził swojego nieuctwa i własnej
głupoty. Teraz obwinia wszystkich wokół, nie mając żadnych ambicji i zahamowań.O
szkolnictwie wyższym również można byłoby wiele powiedzieć. I to - niestety - nie
najlepszego.Jakim bowiem studentem będzie człowiek, który
zaliczył maturę na 30 procent, a do matury został doholowany? Oczywiście, wiem, że są też mądrzy i pracowici
uczniowie, którzy także ponoszą koszty eksperymentów. Jednym z nich jest ekspresowa nauka w
niespełna trzyletnim liceum. To bieg, który musi wywołać zadyszkę, nawet u
najlepszych.
Ostatnio majsterkowicze zabrali się do
uszczęśliwiania szkołą sześciolatków. Uznali bowiem, że to odpowiedni wiek, by
zacząć naukę. Wspomniany wyżej profesor mówi: dla dziecka sześcioletniego jeden rok to 1/6 życia. To w przybliżeniu
17 procent życia. Mniej więcej tyle, co
sześć lat dla 35-latka czy 10 lat dla 60- latka. (…) Posyłanie dziecka
sześcioletniego do szkoły jest jak nakaz pracy dla prawie 75-letniego dziadka.
Wszyscy wiedzą, że lekcja trwa 45 minut.
Tymczasem sześcioletnie dziecko może skupić uwagę na 15 – 30 minut, w
zależności od predyspozycji. Z góry więc wiadomo, że klasa się podzieli na tych,
którzy sobie radzą i tych, którzy nie nadążają. Przybędzie znowu zaświadczeń o
dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i innych przypadłościach. Przybędzie nerwic
oraz fobii szkolnych. I to w dużej ilości! Nasi „eksperci” od szkolnictwa
lekceważą prawa rozwoju, a tego natura nie znosi. I na dłuższą metę nie zniesie!
Na szczęście jeszcze nie majstrowano przy przedszkolach i dlatego mamy
najlepsze w Europie – normalne, znakomicie przygotowujące dzieci do szkoły. Niestety
– czytam, że i tu zaczynają docierać reformatorskie
ambicje władz!
Roni
Roni
Grafika:
https://www.grupapsb.com.pl/files/BlockImage2/rd8bhh40cp77bf/image-body-2.jpg
https://img.freepik.com/premium-zdjecie/znudzony-i-zmeczony-chlopiec-odrabia-lekcje-na-biurku-uczen-zasnal-na-zeszycie-nauka-w-domu_134398-18641.jpg