Herod - baba
Kobieta z gatunku tych,
którym ojcowie nasi dali miano herod-baba.
Ruchliwa, krzykliwa, nieustraszona,
gotowa zawsze do celów swych ludzi za gardła brać
albo im oczy wydzierać.
W biały dzień i na ulicy wyłajać bliźniego może ona tak dobrze,
jak przełknąć ostrygę.
(Eliza Orzeszkowa)
Jutro Dzień
Kobiet, coroczne święto
obchodzone 8 marca
od 1910
roku. Święto, które kobiety wywalczyły sobie same, a które podkreśla ich ogromną rolę w społeczeństwie oraz prawo do
równouprawnienia. W związku z jutrzejszym świętem przedstawiam wizerunek
nietuzinkowej kobiety Lucyny
Ćwierczakiewiczowej.
Zapraszam do lektury!
Obecnie media prześcigają się w doradzaniu. Jedna perfekcyjna pani domu jedynie
uczy sprzątania, a druga – sympatyczniejsza -
wyręcza bałaganiarzy. Gospodyni
kuchennych rewolucji, a także inni znani
kucharze, zdradzają tajniki gotowania. Dwaj mili panowie pokazują, jak upiec
dobre ciasto (ale ciacho!). Jedna
Maja jest przewodniczką po ogrodzie, druga Maja
uczy stylu ubierania. Pani Gadżet
zapoznaje z nowinkami technicznymi, które ułatwiają życie. Inna z kolei
prowadząca wyjaśnia, co nas truje i
zachęca do zdrowego żywienia. To tylko
kilka przykładów spośród niezliczonych tego typu programów
telewizyjnych. Wiek XIX wcale nie był
gorszy - miał również kobietę, która uczyła, jak prowadzić dom i dbać o siebie.
A może nawet był lepszy, gdyż Lucyna Ćwierczakiewiczowa, autorka książek kucharskich i
różnych poradników, znała się niemal na wszystkim. Oto niektóre jej prace. Cokolwiek bądź chcesz wyczyścić, czyli Porządki domowe przez
Lucynę C.; Nauka robienia kwiatów bez pomocy nauczyciela; 365 obiadów za 5 złotych; Kurs gospodarstwa dla
kobiet; Jedyne praktyczne przepisy wszelkich zapasów spiżarnianych oraz
pieczenia ciast; Poradnik porządku i
różnych nowości gospodarskich; Poradnik porządków i różnych higienicznych
wiadomości. Można
śmiało powiedzieć, że Lucyna Ćwierczakiewiczowa była wyjątkową osobą – przedsiębiorczą,
pracowitą i niezależną, zwłaszcza gdy
się weźmie pod uwagę mało znaczącą rolę
kobiet w życiu społecznym XIX wieku.
Do tej imponującej listy książek należy
dodać Kolędę dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, liczącą około 200 stron i ukazującą
się każdego roku w latach 1875 – 1899. Czym była owa kolęda? Kalendarzem
i poradnikiem jednocześnie, zawierającym rady dotyczące prac na każdy miesiąc, przepisy, artykuły na temat
higieny, medycyny, kultury i nowinek technicznych. Przyjaciel Lucyny
Ćwierczakiewiczowej, Bolesław Prus, z charakterystycznym dla siebie humorem,
pisał w „Kronikach”: Kalendarze […] są
koniecznym składnikiem naszej literatury gwiazdkowej. Śnieg, post, opłatki nie
dowodzą jeszcze bliskości Bożego Narodzenia. Dopiero gdy wyjdzie „Kolęda dla
gospodyń”, czujesz w powietrzu Wigilię. Innym znowu razem stwierdzał: Do
sakramentu małżeństwa potrzebne są następujące kwalifikacje: pełnoletność,
wolna a nieprzymuszona wola i ''365 obiadów za 5 złotych'' Ćwierczakiewiczowej
. Ona sama pisała: Śmiało, bez zarozumienia co do mojej znajomości
kulinarnej, powiedzieć mogę: Nie mam
dziś […] konkurencji w tym kierunku. Ceniąc swoje umiejętności, stwierdzała: Kucharka
to artystka, scjentystka i pragmatyk jednocześnie, zatem osoba o szerokich
horyzontach: widzi ona świat nie z perspektywy kuchni, lecz kuchnię z
perspektywy świata. Miała też i inne powiedzenie: Jeden jest tylko Szekspir i jedna Ćwierczakiewiczowa. Cóż można na to powiedzieć?
Przez prawie 30 lat współpracowała z pismem dla kobiet Bluszcz, redagując dział porad
gospodarskich i dział mody, a do Kuriera
Warszawskiego dodatkowo pisała korespondencje z uzdrowisk. Jej książka 365 obiadów miała 24 wydania w latach 1860 – 1923. W 1883 roku za wydane książki otrzymała najwyższe w Warszawie
honorarium, 84 tysiące rubli, tym samym przewyższając dochody Henryka Sienkiewicza za Potop oraz Bolesława Prusa za Faraona.
Z kolei nakłady jej prac przewyższyły
nakłady książek Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Takie to były
potrzeby ówczesnego rynku. Co mogła kupić za uzyskane pieniądze? Prawie 3 duże majątki ziemskie! Jako osoba znana i majętna, prowadziła w
Warszawie salon, w którym co czwartek na obiedzie spotykali się artyści, ludzie
z towarzystwa oraz ważni urzędnicy –wówczas Rosjanie, między innymi naczelnik
Cytadeli. Od zaborców zdobywała informacje o więźniach i załatwiała dla nich
przywilej przesyłania jedzenia oraz widzenia z rodziną. Sama Eliza Orzeszkowa
pisała, że Ćwierczakiewiczowa pomagała w opiece nad zesłańcami na Sybir po
powstaniu styczniowym. Znana jest historia, że na Krakowskim Przedmieściu
zatrzymała powóz, ściągnęła buty z nóg pasażera, aby dać je bosemu więźniowi w
kibitce. Poza tym opiekowała się niezamożną młodzieżą.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jej trudny
charakter i grubiański styl bycia. Darowano by jej celebryckie życie, a także ogromne
bogactwo, ale ostatecznie nie darowano tego, że była la femme terrible (straszną, okropną, potworną kobietą). A na to
miano sama sobie zapracowała! Do dziś
przetrwały różne opowiastki związane z Lucyną Ćwierczakiewiczową, na przykład o spotkaniu z Elizą Orzeszkową.
Ich rozmowa była krótka. Pisarka spytała: Pisze
pani o plackach? Ćwierczakiewiczowa
odparła: A pani pod placki. W owych
czasach używało się makulatury jako papieru do pieczenia, więc odpowiedź była
wyjątkowo złośliwa. Zresztą Lucyna Ćwierczakiewiczowa każdemu
potrafiła powiedzieć coś nieprzyjemnego, nie bawiąc się w dyplomację. Przekonał
się
o tym protegowany przez cara arcybiskup
Feliński, a Zofia Kossak przytacza anegdotę na ten temat: środkiem opróżnionej nawy kroczy postać
doskonale znana: potężna i groteskowa […] kobieta niespożyta. [..] wali
prosto przed ołtarz, staje i donośnym, choć piskliwym głosem woła: Powolny
sługo carski, arcybiskupie Feliński! W imieniu dobrych Polaków, co wyszli
z katedry, w imieniu całego narodu polskiego, przeklinam ciebie,
przeklinam do trzeciego pokolenia! To
powiedziawszy zawraca, szeleszcząc fałdami sukni żałobnej. Nieodparty komizm
postaci i słów wywołuje efekt nieoczekiwany... Ludzie wracają do katedry. Niemal wszyscy bali się jej jak ognia, ponieważ będąc z wizytą u znajomych, wypatrywała kurzu na meblach, by
na nich coś napisać, czyli zostawić
wizytówkę. Podczas przedstawień w teatrze objadała się czekoladkami oraz
głośno komentowała grę aktorów. Przy tym wszystkim była podobno bardzo
skąpa, więc wykłócała się o każdy grosz
z dorożkarzami lub handlarzami. Dlatego nadano jej przydomki:
Ćwierciakiewiczowa, prostacka przekupka. Krążyły po Warszawie opowieści o tym,
że Lucyna Ćwierczakiewiczowa
po schodach chodzi tyłem ze względu na ogromny biust i brzuch. Miara się
przebrała jednak ostatecznie po opublikowaniu przez nią tekstu Sylwetki
moich panien do towarzystwa, w którym wyszydziła te nieszczęsne dziewczęta,
wytykając im głupotę, niechlujstwo,
nieuczciwość i niezdarność. Wtedy ludzie okrzyknęli ją mianem paszkwilantki i odwrócili się od
niej. Nikt jej nie bronił, nawet – wierny dotąd – Bolesław Prus.
Nie ma więc jednej
prawdy o tej nietuzinkowej kobiecie, która należała do najpopularniejszych
postaci dawnej Warszawy. Do tego stopnia znanej, że została uwieczniona przez pisarzy – Bolesława
Prusa w noweli Wigilia raz w komedii
Michała Bałuckiego Klub kawalerów.
Ignacy Paderewski ponoć pisał: […] Czymże są moje muzyczne sukcesy wobec sławy Pani? Iluż
to mężów, których żony dzięki Pani znają się na kuchni, błogosławi i po wsze
czasy błogosławić będzie działalność Pani, kiedy już moja muzyka przebrzmi?” Lucyna Ćwierczakiewiczowa odpowiedziała: Ktoś
powiedział, że droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. Do tego zdania zastosowałam
moją działalność, Ty zaś, Mistrzu, grą i
twórczością swoją trafiasz do dusz i serc wszystkich ludzi. Mamy więc oboje
pewne, choć różne zasługi […] No cóż, nie tylko Paderewskiemu, ale i
Szekspirowi równa! Oczywiście, stwierdzam to z przymrużeniem oka.
Isqa
Grafika:
http://bi.gazeta.pl/im/cb/b4/b9/z12170443ICR,Cwierczakiewiczowa.jpg
http://buwlog.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2017/11/przepis_na_e-bUW_%C4%86wierczakiwiczowa_karykatura.jpg
https://histmag.org/grafika/2016_articles/cwierczakiewiczowa/cwierczakiewiczowa4.jpg