Drzewo
Vincent van Gogh, Gaj oliwny
Drzewo oliwne
symbolizuje
błogosławieństwo, siłę, długi żywot,
dobrobyt, pokój, czystość, miłość boską, dobrą nowinę, mądrość, nadzieję, prawdę, sprawiedliwość, zgodę (...)
symbolizuje
błogosławieństwo, siłę, długi żywot,
dobrobyt, pokój, czystość, miłość boską, dobrą nowinę, mądrość, nadzieję, prawdę, sprawiedliwość, zgodę (...)
(Władysław Kopaliński)
Najlepsze opowiadanie w V
edycji Konkursu Miesiąc Opowiadań
Weronika z najwyższą ostrożnością
muskała opuszkami palców suche stronice zeszytu,
ubrane w szarą kratę, przepasane czerwoną szarfą oddzielającą dwie strefy.
Jedna przeznaczona na notatki, wykresy i rysunki. Druga, w teorii, na krótkie
komentarze czy oceny nauczyciela z groźnie wyglądającym Gandalfem, krzyczącym
,,You shall not pass”, a w praktyce na bazgroły, urozmaicające nudne godziny
lekcji. Byłoby tak, gdyby to był zwykły zeszyt
szkolny, Weronika jednak była przekonana o wyjątkowości tego notatnika i
przenigdy nie wniosłaby go między mury szkoły, a już tym bardziej nie
rozwiązywałaby w nim zadań z matematyki. Weronika, 16-letnia dziewczyna,
borykająca się z trudnymi problemami nastolatków, wpatrywała się w ten zeszyt,
jakby był złotymi insygniami królewskimi i dotykała go z przestrachem, jakby
bojąc się, że pokruszy się niczym starodawny pergamin, który dawno temu stracił
witalność i energię.
,,Tibi et igni” -
Dumnie
głosił napis na okładce tajemniczego notatnika. Weronika nie mogła szczycić się
znajomością tego szlachetnego języka, toteż uznała, że przyzwoitym krokiem
byłoby wpisanie niezrozumiałego hasła w wyszukiwarce internetowej. Była to
rzecz niezawodna, ale mało szlachetna, więc dziewczyna poczuła, jakby
popełniała grzech niewybaczalny. Spotkała się z sytuacją, o której mogła
jedynie przeczytać w jakiejś książce, mogła spodziewać się wielkiej przygody, którą być może ona sama
opisze kiedyś we własnej powieści! Przydarzyło jej się coś wyjątkowego, coś
tajemniczego, coś budzącego lęk, a ona chciała to wszystko zniszczyć,
posługując się jakąś maszyną. Z bijącym sercem zamknęła przeglądarkę i zaczęła
gorączkowo rozmyślać, przechadzając się po przyjemnie włochatym dywanie. Dla
obserwatora taki akt mógłby zdawać się czymś zupełnie absurdalnym, jednak w tym
pokoju nieustannie krążył huragan
absurdów. Włączyła muzykę. Muzykę szlachetną i najpiękniejszą na świecie.
Czesław Mozil, śpiewając to przejdzie, wcale jej nie przekonał,
tak samo jak rozkoszny akompaniament Adama Sztaby. Nagle dziewczyna drgnęła,
zaskoczona nieoczekiwanym pomysłem,
który postanowił zakraść się od tyłu i przykryć jej oczy, ciekawy, czy go
rozpozna. Pobiegła w stronę drzwi, a pomysł skoczył za nią i wspólnie opuścili
pokój, czyniąc go prawie pustym. Na biurku leżał notatnik, który zasmucił się
natychmiast tym brakiem obecności
człowieka. Wolał być w czyichś dłoniach, wolał ciepło dłoni Weroniki niż
niezręczną ciszę między nim a biurkiem, które, nie wiedzieć czemu, się
obraziło. Cisza urządziła sobie imprezę i szalała po pokoju, nie zważając na
zniszczenia, jakie za sobą niosła.
Czuła się
jak u siebie do czasu, gdy tak czuć się przestała, co nastąpiło dokładnie w momencie
wejścia do pokoju Weroniki, której dawny towarzysz, pomysł, już nie
towarzyszył, zrealizowany i już niepotrzebny. Dziewczyna wróciła wewnętrznie
oczyszczona, spokojna i wyciszona po długiej medytacji. Usiadła przed
komputerem i wpisała w wyszukiwarce: ,,tibi et igni”. Natychmiast poczuła
wyraźną skazę na swoim sercu. Sześciokątny przycisk ENTER zachęcał dziewczynę
smakowitością i kolorem. Doprawdy cudowne owoce miały ukazać się jej oczom.
Kliknęła i natychmiast ujrzała stos bezużytecznych wyników i zaledwie kilka
pomocnych. Pierwszy wynik przedstawiał album jakiegoś podejrzanego zespołu,
którego okładka nawet w
miniaturze przeraziła dziewczynę. Drugi wynik prowadził do internetowej
encyklopedii. W tym kierunku powędrował kursor. Jej oczom ukazała się krótka
definicja:
Tibi et igni [łac. ‘dla ciebie i ognia’] przeczytaj i
spal; dopisek
dawniej często umieszczany na listach ,
dokumentach, które miały pozostać tajemnicą.
Zaciekawiło
ją to niezmiernie, więc poczuła niedosyt. Wróciła do wyszukiwarki i zaczęła
przeglądać wyniki. Wszędzie recenzje albumu jakiegoś satanistycznego zespołu. I
film. Dramat, kryminał, thriller. Na plakacie płonący list. Nie… Weronika nie
obejrzałaby tego filmu, nie gustuje w
kryminałach i thrillerach.
Następna strona wyników, następna, 4 strona, 5 strona, 8, 11, 14, 18, 22. Nic,
tylko jakiś okropny polski zespół, którego muzyka polegała zapewne na ,,darciu ryja’’. Jeden wynik ją
zaciekawił. Był to blog jakiegoś fotografa, a w nim historia:
Jak
to bywało dawniej, za miastem wysypywano śmieci. Aby nie gniły, nie przyciągały
dzikich stworzeń, które rozniosą choroby, śmieci palono. Unosił się przeto dym tłusty i czarny
pod samo niebo, czasem pełzając po ziemi. Śmieci nie wysypywano na stos, ale
wrzucano do otchłani - miejsce po starej kopalni. Wiecznie płonął ogień, to
podsycany, to tylko tlący się w odpadach. Wyrzucano tam również złoczyńców,
którzy na lepszy pochówek nie zasługiwali.
Miejsce to
nazywano Szeol.
Pierwsza myśl Weroniki: historia
zmyślona, pod spodem żadnych przypisów o źródłach, dlatego głupstwem byłoby od
razu uwierzyć.
Druga myśl Weroniki: przecież jedyny
związek tej historii z ,,tibi et igni”, to ogień.
Zamknęła blog, który zdawał jej się
nieprofesjonalny i pełen śmieci.
Przekopała wszystkie wyniki, jakie
zaoferowała jej wyszukiwarka i nie znalazła nic
zwracającego jej uwagę, poza tym, że kilka wyników zostało usuniętych,
ze względu na jakieś niezgodności, czy zażalenia. Tam pewnie było coś
ciekawego. Spróbowała innych wyszukiwarek i nic, same bzdury. No trudno, zawsze
wiedziała, że Internet jest bezużyteczny, lecz mimo to, czegoś jednak się
dowiedziała. Poznała znaczenie tajemniczego hasła. Wiedza ta przyprawiła ją o
dreszcze i podsyciła ciekawość, kumulującą się nieznośnie w jej umyśle.
Vincent van Gogh - Drzewa oliwne z żółtym niebem i słońcem
Odwróciła notatnik w dłoniach i przyjrzała się literom zapisanym na tylnej okładce:
Z
drzewa oliwnego.
Westchnęła. Nie lubiła nie rozumieć.
Nie miała już ochoty wpisywać w wyszukiwarkę
hasła po to tylko, by przeczytać o
bzdurach, zmyślonych przez nudzącego się blogera.
Otworzyła tę księgę
zniecierpliwionych westchnień i natychmiast uderzyły ją w twarz piękne litery zakreślone starannie piórem. O
ile piękniej wyglądałyby na
pergaminie! Umieszczono je jednak w
zeszycie, który mógłby wydawać się zwykłym zeszytem, gdyby nie słowa
umieszczone na okładce oraz te, układające się w cudowną czarną czcionkę,
upiększającą szarą kratę stron. Zeszyt ten zawierał wiele zdań złożonych ze
słów, ale każde zdanie zapisane zostało inaczej. Każde zapisane inną ręką,
innym piórem. Te czarne słowa chciały zostać przeczytane, chciały uwolnić się i
polecieć w przestrzeń, wyprzedzając dudniące echo, rozbrzmiewające w uszach
słuchaczy. Weronika chętnie uaktywniła ten proces.
- Zostałem wywyższony spośród
innych. Narodziłem się wśród skał, na największej górze świata, a moje ręce mogły dosięgnąć
każdego skrawka Ziemi. Nieraz brakowało mi wody, zdarzało się, że marzłem i
chorowałem. Zostałem wyszydzony i poniżony. Byłem świadkiem czynów niegodnych
człowieka, czynów okrutnych. Narodziłem się słaby i bezbronny. Wielu chciało
mnie zniszczyć. ,,On nie przeżyje.”- słyszałem. ,,Jest zagrożeniem”- słyszałem.
Urodziłem się z wiedzą. Wiedzę tę przekazywałem wiernie i nigdy nie oczekiwałem niczego, poza odwzajemnieniem
wierności. Widziałem ludzi pięknych i
widziałem ludzi brzydkich. Piękni kochali, brzydcy nienawidzili. Piękni
ufali, brzydcy bali się ufać. Zostałem wystawiony na próby. Porywisty wiatr
próbował mnie złamać. Ulewny deszcz
próbował mnie zatopić. Groźny piorun próbował mnie spalić. To wszystko
przetrwałem i kontynuowałem przekazywanie swojej wiedzy. Pewnego dnia ta wiedza
została przekazana do końca. Tego samego dnia wielu zastanawiało, się co ze mną
zrobić. Zostałem ścięty.
Obdarto
mnie z kory. Wrzucono mnie między złoczyńców. Wiedziałem, że kiedyś na nich
poczekam. Pocięto mnie na wiele kawałków i przebito moje serce. Smutek przykrył
wtedy czarną płachtą całą Ziemię. Wielu płakało. Zrobiono ze mnie Wielkie
Księgi. Wzniesiono z mojego budulca Wielkie Budowle nad budowlami. A wszystko
zostało wypełnione światłem. Klękano przede mną, oblewano mnie łzami.
Wyszydzano mnie, poniżano mnie. Byłem świadkiem czynów pięknych i czynów
strasznych. Byłem świadkiem miłości i byłem świadkiem nienawiści. Widziałem
dewotki. Widziałem też wstydliwych i tych, którzy nauczyli się
dziwić.
Dziewczyna skończyła czytać z
bijącym szybciej sercem. Słowa czekały. Weronika złapała szybko pióro i dopisała zdanie, które
zdawało jej się w tym momencie tak oczywiste, potem wyszła, pchana przez
pomysł, który brutalnie domagał się zrealizowania. Pokój został pusty, ale nie
szalała już w nim cisza. Wokoło rozbrzmiewały słowa dopisane w notatniku.
I czekałem na złoczyńców.
Ich autorka wróciła z zapałkami i
starym zeszytem do religii, bo nowe były do etyki. Zapłonął ogień. Słowa zniknęły, by pojawić
się gdzieś, gdzie są potrzebne. Weronika wciąż
wstrząśnięta, drżącymi dłońmi otworzyła zeszyt. Różowy
padał w nim śnieg.
Agata
Grafika:
http://www.plakaty-i-reprodukcje.pl/media/images/popup/van-willem-vincent-gogh-olivenhain-
03896.jpg
http://www.gnosis.art.pl/iluminatornia/sztuka_o_inspiracji/vincent_van_gogh/gogh_drzewa_oliwne_z_zoltym_niebem_i_sloncem_1889.jpg