Powróćmy jak za dawnych
lat…
Balów ci u nas
dostatek,
już i Bristol się
mieni, i Europejski rozświetla kandelabry,
już i pod Oazę
podjeżdżają automobile.
(Kurier
Warszawski, 1928)
W tytule wykorzystałam
pierwsze słowa refrenu pięknej piosenki „Jak za dawnych lat”, bardzo
znanej w rozrywkowym dwudziestoleciu międzywojennym. Chciałabym opowiedzieć o
niezwykłym czasach, trochę zapomnianych przez dzisiejszą kulturę. O czasach,
kiedy miała swój rozkwit piosenka, a artyści, jakby natchnieni przez mitologicznego
Orfeusza, tworzyli wspaniałe melodie. Międzywojnie jest niewątpliwie jednym
najznakomitszych artystycznie momentów w polskiej kulturze. Okres ten był
eksplozją polskiej twórczości na niespotykaną skalę. Głównym miejscem rozwoju
muzyki była Warszawa, nazywana „Paryżem Północy”. Teatry, rewie, kabarety i
kino rozwijały się w niesamowitym tempie. Ta epoka wydała wybitnych
kompozytorów i tekściarzy. Na artystów coraz bardziej wpływała muzyka powstała na południu Stanów
Zjednoczonych, będąca połączeniem między innymi muzyki afrykańskiej, bluesa i
ragtime’u. Pozostawiała miejsce dla improwizacji i była bardzo taneczna.
Została nazwana jazzem. Jego wpływ słychać w wielu utworach dwudziestolecia.
Dziś ja, zauroczona bogactwem repertuaru lat dwudziestych i trzydziestych, chcę
trochę opowiedzieć o tym czasie. Mój post otwiera zdjęcie z dancingu w „Oazie”.
Dwudziestolecie międzywojenne może szczycić się
genialnymi kompozytorami i tekściarzami, którzy tworzyli wielkie przeboje.
Odrabiali czas, który stracili przez zabory. Posiadali talent, ale również
wykształcenie muzyczne. Warto zaznaczyć, że dziś język muzyki rozrywkowej jest
mocno zdefiniowany. Jednak sto lat temu był czymś zupełnie nowym i dopiero
pojawiło się pojęcie „muzyk rozrywkowy”. Muzycy w Polsce byli wówczas
kształceni tylko klasycznie, orkiestry jazzowe były czymś nowoczesnym. Na
zdjęciu powyżej: Orkiestra Artura Golda i Jerzego Petersburskiego, założona
około 1925 roku.
Dla wybitnych pieśniarzy tworzyli genialni autorzy
tekstów i kompozytorzy: Henryk Wars, Artur Gold, Julian Tuwim, Ludwik Starski. Bardzo
popularnym tekściarzem, uznawanym za jednego z pierwszych twórców kultury
masowej, był Andrzej Włast (zdjęcie wyżej), który tragicznie zmarł w getcie warszawskim w 1942 roku. Pochodził
bowiem z rodziny żydowskiej i naprawdę nazywał się Gustaw Baumritter. Przeżył
zaledwie 45 lat. Do roku 1939 napisał aż
2,5 tysiąca piosenek. Wiele z nich, jak „Tango Milonga”, „Jesienne róże”,
„Tango andrusowskie” lub „Czy Pani
mieszka sama?” stały się przebojami popularnymi do dziś. Włast jest autorem
słowa „przebój, a wprowadził ten neologizm jako zamiennik germanizmu
„szlagier”. Włast rozumiał, że piosenka
ma się „sprzedać” nie tylko podczas rewii, ale także nagrana na płycie
gramofonowej i emitowana na antenie.
Dlatego powinna trafiać w gusta zwykłych ludzi. I tak właśnie było z jego
piosenkami. W tym kontekście można Własta nazwać twórcą polskiego popu. Wypracował
on niezwykle efektywną metodę pracy twórczej. Założył zeszyt, w którym spisywał
rymy. Do tych rymów dopisywał później
tekst tak, żeby wpisywał się on w melodię i tworzył chociażby z grubsza
sensowną treść piosenki. Kolejną tajemnicą jego sukcesu były podróże. Włast
wyjeżdżał za granicę, by wybadać światowe trendy w muzyce rozrywkowej. Dzięki
temu był o krok przed konkurentami, a jego piosenki były pionierskie na
polskiej scenie muzycznej. Tworzył je dla wybitnych piosenkarzy.
Warto również wspomnieć o Adamie Astonie
(zdjęcie wyżej), dla mnie najwybitniejszym polskim śpiewaku przedwojennym, o
zmysłowym i eleganckim barytonie. Do 1939 roku nagrał na czarne płyty 920
piosenek. Znany był ze swoich sentymentalnych tang i bardziej beztroskich
melodii jazzowych, często postrzegany jako czwarty wielki męski wykonawca tego
okresu, obok Mieczysława Fogga, Tadeusza Faliszewskiego i Eugeniusza Bodo.
Wykonywał piosenki w języku polskim, angielskim, francuskim i hebrajskim. Jego
głos, łagodny, stał się
rozpoznawalny, szybko wyróżniając
go jako szanowanego artystę. To właśnie skłoniło Henryka Warsa do
zaproponowania artyście pseudonimu: As-ton (po polsku „as tonu '”), który
został oficjalnie przyjęty przez niego w 1935 roku. Naprawdę nazywał się Adolf Loewinsohn. Moje ulubione
piosenki wykonywane przez Astona to: „Warszawo, moja Warszawo”, „Tango
Notturno”, „Ja bez przerwy śmieję się”, „Nikodem” oraz „Noc w wielkim mieście”.
Polacy żyjący w międzywojniu potrafili się
doskonale bawić. Szczególnie głośno było o życiu nocnym stolicy, gdzie wystawne
przyjęcia odbywały się w modnych lokalach i hotelach. Na wielu dancingach tłumy
ludzi tańczyły przy dźwiękach orkiestry. Przez wiele godzin słychać było rytmy
walca, fokstrota, bluesa, bostona, tanga, oberka, kujawiaka i mazurka.
W tamtym czasie
pierwszą w Polsce udaną próbą stworzenia nowoczesnego lokalu rozrywkowego o
charakterze europejskim było otwarcie „Adrii”, przedsiębiorstwa kawiarniano –
dancingowo - kabaretowego w Warszawie. Tak wspaniałego miejsca rozrywki jeszcze
nie było w stolicy. Musiało ono też odpowiednio kosztować – mówiono, że około
miliona ówczesnych złotych. Suma niewyobrażalna, zwłaszcza gdy się porówna
z zarobkami: prezydent – 5 tysięcy
złotych, a robotnik 80 groszy na godzinę. Na zdjęciu powyżej: budynek , w
którym mieściła się „Adria”, a niżej: sala balowa.
Na parterze
mieściła się kawiarnia na około 300 osób z salą przeznaczoną do czytania prasy,
z barem i ogrodem zimowym, pełnym ptaków i kwiatów. W podziemiach była sala
dancingowa na kilkaset osób. Oprócz zwykłego parkietu był w niej również
obrotowy parkiet, wirujący wraz z tańczącymi. Do tańca przygrywały trzy
orkiestry, a blasku temu miejscu dodawały marmury, złote ozdoby oraz światła
reflektorów. Tak otwarcie „Adrii”
opisuje Kazimierz Lopek Krukowski w książce „Moja Warszawka”: Otwarcie
Adrii, a zwłaszcza dancingu, który znajdował się w podziemiach, stało się
prawdziwą sensacją Warszawy. Wielka główna sala oświetlona wirującymi,
kryształowymi żyrandolami, dwa bary, a w jednym z nich, w tak zwanym złotym
barze – kręcący się i unoszący w górę parkiet. Najlepsze orkiestry: Gold i
Petersburski, Kataszek i Karasiński, i nawet słynna argentyńska orkiestra
Bianco. Występy najatrakcyjniejszych tancerek, duetów tanecznych, śpiewaczek,
iluzjonistów i muzyków zagranicznych – i zawsze jako pierwszy numer programu oberek
albo kujawiak w wykonaniu polskiej tancerki.
Polska muzyka okresu międzywojennego zachwyca
mnie swoją niebanalnością, pięknymi rytmami i wyjątkowymi tekstami. Niewiele zostało
z tamtych czasów, więc to właśnie muzyka pozwala przybliżyć ten okres, choć na
chwilę się rozmarzyć i znaleźć się w pięknej przedwojennej Warszawie, w słynnym
lokalu ze świetną orkiestrą.
O tym, jak balowano w II Rzeczpospolitej, można
przeczytać dodatkowo na naszym szkolnym blogu: http://1lozamoscblog.blogspot.com/2015/01/przeczytane-przemyślane-skomentowane.html
Malwina
Grafika:
https://twojahistoria.pl/2017/11/09/najslynniejsze-knajpy-przedwojennej-polski/
https://bibliotekapiosenki.pl/image?path=/zespoly_grafiki/orkiestra_golda_i_petersburskiego_2.jpg&width=373&height=0
https://api.culture.pl/sites/default/files/styles/260_auto_aspect/public/images/culture.pl/andrzej_wlast_fot_nac.jpg?itok=GaGOQY8w
https://i.ytimg.com/vi/ha7dGFIllko/hqdefault.jpg
https://prostyzm.files.wordpress.com/2013/10/a1.jpg
https://i.iplsc.com/przedwojenne-zabawy-sylwestrowe/0003QPL0DIGQERLS-C317-F3.jpg