Wojenne
wspomnienia
Nim kurz zawieje w polu
znaki,
zasypie wiatr ból i żal.
Nim czas odbierze mowę ptakom,
Nim czas odbierze mowę ptakom,
kamienny krzyż zetrze w piach.
Śpiewajmy pamięć o tych
chłopakach,
śpiewajmy pamięć o tych dniach.
(Jacek Cygan)
(Jacek Cygan)
Krynice to miejscowość, w której mieszkam. Tu
się urodziłam, tu żyją moi rodzice i dziadkowie. Jestem z nią związana
więzami emocjonalnymi. Moja mała ojczyzna zaprasza do poznawania wydarzeń
historycznych, miejsc i ludzi z nią związanych. Chcąc poznać historię z czasów
wojny i okupacji przeprowadziłam wywiad z moim dziadziem.
M.: Po czym poznaliście,
że zaczyna się wojna?
Dz.: O wojnie już było
wiadomo przed 1 września1939 roku, ponieważ wojsko miało zabierać lepsze konie
od gospodarzy. U nas były dobre konie, więc tato musiał w nocy wyjść na pole i
pracować, zanim je zabiorą. Nie zabrali jednak. 1 września samolot jak
„muszka” wysoko przeleciał nad wioskami, leciał w stronę wschodu. Było go
słabo widać, bo leciał wysoko. Nie bombardował, najprawdopodobniej śledził
ruchy wojsk. Nie poszliśmy do szkoły, bo już wszyscy żyli tym, że
wybuchła wojna.
M.: Co się potem działo?
Dz.: 17 września 1939 roku
pojawili się Niemcy na naszym terenie. Od strony Dąbrówki szło trzech Niemców
bez nakrycia głowy, bo było dość ciepło. Tak sobie szli, jakby byli u siebie w
domu. Spisywali studnie dla koni, które miały tu kwaterować. Nagle
zauważyli, że od strony końca Dąbrowy jedzie kawaleria polska, więc zatrzymali
się. My graliśmy na drodze w palanta i wtedy ktoś nam krzyknął: Uciekajcie do
domów, bo będzie tu bitwa! Zanim ja dobiegłem do domu, dwóch Niemców wpadło
na nasze podwórze, ponieważ brama nie była zamknięta. Jeden z nich uciekł w
pole, a drugi chciał przeskoczyć przez płot. Ja w tym czasie wpadłem do domu,
tata siedział przy oknie i zapytał: Co ty taki zziajany?
Ja mówię, że Niemcy za mną gonią. Tato zobaczył, że jeden Niemiec przeskakuje
przez płot, to wyskoczył na dwór. Od strony Majdanu Sielca trzech
kawalerzystów przecięło drogę Niemcom. Wtedy na spienionym koniu wpadł
kawalerzysta i pyta : Gdzie się podział
Niemiec?
Tato mówi, że przeskoczył przez płot, a drugi uciekł w pole. Potem kawalerzyści
dali tacie dwa konie. Wreszcie tato mówi do mnie : Trzymaj konie!
Złapałem za uzdy, za drzewem stoję, boję się, bo te konie skaczą. Miałem wtedy
tylko osiem lat. W końcu tato złapał za widły i z ułanem polskim szukali
Niemca w stogu słomy. Prawdopodobnie ten Niemiec ukrył się tam, ale nie znaleźli
go. Ułan siadł na konia, spiął go ostrogami, koń podskoczył i
pojechał w stronę Dąbrówki za Niemcem. Ułan dopadł go przy sadzawce
na Majdanie Sielcu. Niemiec uciekając klękał na kolano i strzelał z
pistoletu, a ułan go wtedy zabił szablą.
M.: Jak wspominasz
pierwszy bój w czasie wojny?
Dz.: Zaczął się bój, ogromny
bój. Niemcy dostali się do Dąbrówki od strony Budów i stąd zaatakowali Polaków.
Konnica polska dotarła od strony Janówki i w Dąbrowie nastąpiło starcie.
Od Dąbrówki nacierali Niemcy, z końca Dąbrowy żołnierze polscy. Tato wziął
orczyki i odbijał nimi sztachety, bo pomiędzy zagrodami były płoty. Pomiędzy
tymi budynkami uciekaliśmy w dół. Do jamy się skryliśmy, ale głodni byliśmy,
więc mama i tato poszli po jedzenie, bo na wozach były pierzyny, a pod
pierzynami była żywność zgromadzona po to, żeby uciekać. Na wygonie, gdzie
później pobudowana była szkoła, pasły się krowy i konie w burakach.
Polscy ułani chcieli coś jeść, płacili za to, co dostali do jedzenia od
chłopów. Tato nie chciał pieniędzy, tylko dał im za darmo to, co mógł. W tym
czasie Niemcy podpalili pobliskie gospodarstwo sąsiadów- Błaszczaków, powstała
wielka łuna. Kule gwizdały jedna za drugą. My w tym czasie pod
osłoną nocy uciekaliśmy wąwozem do Majdanu Sielca, do Łopaciarki i
dotarliśmy aż do końca wsi. Tam wykopaliśmy jamę (schron), nakryliśmy
bronami, pierzynami i tam skryliśmy się. Wkoło słychać było gwizd kul i
szrapnele (pociski) się rozrywały. Przez dzień tak siedzieliśmy tam i
słuchaliśmy odgłosów walki. Polacy nacierali w stronę Niemców, Niemcy już
ustąpili i wycofali się na południe. Gdy wyszliśmy ze schronu, to zobaczyliśmy
rozbity niemiecki samochód i motocykl. Wojna szła wzdłuż szosy, boje toczyły się po obu
jej stronach. Wojsko polskie poszło w kierunku Antoniówki. Tam również
rozegrały się wielkie walki. W Antoniówce jest cmentarz upamiętniający tamte
walki. Potem odbył się bój pod Tomaszowem Lubelskim. Ta wataha przesuwała się
wzdłuż głównej szosy na trasie Zamość - Tomaszów Lubelski. Nasze wojsko
toczyło te boje. Potem front przetoczył się w lasy do Puszczy Solskiej i dalej
na południe. Jak Niemcy opanowali całą Polskę, część żołnierzy trafiła do
niewoli, część uciekła i rozpierzchła się do domów.
M.: Co się stało, gdy Niemcy opanowali
nasze tereny?
Dz.: Niemcy zaczęli
wysiedlać ludność polską i sprowadzać swoich osadników. My
uciekliśmy, bo wiedzieliśmy, że nasz dom zostanie zajęty przez Niemców. Na
wozie były spakowane najpotrzebniejsze rzeczy i uciekliśmy do Dąbrowy
Tarnawackiej. Mieliśmy dobre konie i udało nam się dotrzeć do kuzynów
Kiszczyńskich. Tam zostaliśmy przez kilka dni z innymi uciekinierami. Potem,
żeby nie narażać kuzynów, przedostaliśmy się na Namule do mojego dziadka
Radlińskiego. Dowiedzieliśmy się, że w Dąbrowie w naszym gospodarstwie
osiedlił się tzw. Czarniuch, nasiedlony z Niemiec. Niemcy zajmowali co lepsze
mieszkania i w nich zamieszkali, a w gorszych domach mieszkali Polacy i
byli u nich robotnikami.
M.: Jak wspominasz życie
na wygnaniu, z daleka od domu?
Dz.: My przesiedzieliśmy
całą wojnę na Namulu u dziadzia. Mój tata w czasie wojny był w AK,
a potem w partyzantce. Jako partyzant nie chodził walczyć, tylko starał się o
broń, przechowywał ją i przekazywał walczącym Polakom. Medale dostał za to, że
pomagał walczącym żołnierzom. Wszyscy, którym zależało, by Polska była wolna,
starali się pomóc walczącym. Jedni walczyli z Ukraińcami (chodzili do
Sahrynia). Ukraińcy napadali na Polaków i trzeba było przed nimi się
bronić. Na Namule bardzo często przychodzili partyzanci na spoczynek i leczyć
się, bo tam mieszkał pan Lipecki, który przed wojną zaczął studiować medycynę,
ale w czasie wybuchu wojny przerwał studia i nie miał
dyplomu ani uprawnień lekarskich.
Potrafił jednak pomóc
potrzebującym w różnych dolegliwościach, leczył
i opatrywał rany, leczył ziołami. Lipecki opatrywał rannych, dostarczał im
broń. Broń była po uciekającym wojsku polskim oraz zdobyta na Niemcach. Namule
znajdowało się za lasem, daleko od szosy i można tam było znaleźć bezpieczne
schronienie. Przychodziło tam wielu rannych, wielu spało w domu mojego dziadka.
Partyzanci byli nie tylko na Namulu, ale i w tym lesie, jak się skręca na
Polany. Tam też mieszkali ludzie, którzy pomagali partyzantom.
M.: Jak wspominasz
powrót na Dąbrowę po wojnie?
Dz.: Po wyzwoleniu, gdy
wróciliśmy na Dąbrowę, wszystko było tu zrujnowane: pusty dom, narzędzi nie
było wcale, bo były albo pozabierane, albo porozciągane lub zniszczone.
Sąsiedzi pozabierali drewno, które było porąbane do palenia w piecu, na opał.
Trzeba było wszystko zaczynać od nowa, od nowa się dorabiać.
M.: Czym się wtedy
ludzie zajmowali?
Dz.: W czasie wojny na
naszym terenie ludzie zajmowali się rolnictwem. Część ludzi wywieźli na tzw.
druty do Zamościa ( był to ogrodzony teren). Część ludzi była wywieziona na
inne tereny (przesiedlona). Polska ludność uważała, że są to nasiedleńcy z
Niemiec i dokąd się ze sobą nie dogadali, to tak uważano. Po wyzwoleniu każdy
wrócił do siebie, na swoje. Często zniszczenia wojenne były ogromne, ale nikt
się tym nie przejmował i odbudowywał to, co zostało utracone.
M.: Co wiesz o
wcześniejszych działaniach wojennych pradziadzia Feliksa?
Dz.: Jak wybuchła I wojna
światowa, pradziadzio miał 16 lat (urodził się w 1902 roku). Uciekł wtedy
z domu i zaciągnął się jako nieletni do wojska Józefa Hallera „Błękitna Armia”.
Haller utworzył ten oddział we Francji i w czasie wybuchu wojny wkroczył
z nią do Polski. Pradziadzio Feliks nie brał bezpośredniego udziału w walce, bo
był niepełnoletni i niewyćwiczony. Zatrudnili go w kuchni - był wojskowym
kucharzem. W czasie wycofywania się wojsk bolszewickich po „cudzie nad Wisłą”
bolszewicy walczyli z Polakami pod Komarowem - w tej walce uczestniczył
pradziadzio Feliks. Potem był dowódcą oddziału AK i otrzymał pseudonim „Sęp”. W
naszym domu prowadzone były narady. Za walkę został odznaczony „Krzyżem za
udział w wojnie 1918-1921” oraz „Krzyżem Armii Krajowej”.
Moja refleksja po rozmowie z Dziadziem -
powinniśmy być wdzięczni tym, którzy walczyli za wolność naszej ojczyzny.
Zastanówmy się czasem, jak zachowalibyśmy się w sytuacji, gdyby naszemu
krajowi groziło niebezpieczeństwo. Czy stać by nas było na odwagę oraz walkę na
śmierć i życie.
Monika
Grafika: własna