Nie ma pewności
Najważniejsze ze wszystkiego jest nie dać wepchnąć się na
beczkę.
Nigdy, przez nikogo.
(Marek Edelman)
Mały człowiek, Żyd
stojący na drewnianej beczce. Nie dzieje się z nim nic strasznego, jedynie jego
coraz krótsza broda opada na ziemię... To niemieccy oficerowie postawili
mężczyznę na beczce i zaśmiewając się do rozpuku, krawieckimi nożyczkami po
kawałku ścinali mu brodę. Wycinali go z godności. Pozbawiali człowieczeństwa…
Mam zasadę nieczytania
opisów ani recenzji przed spektaklem czy filmem. Tę taktykę zastosowałam i tym
razem. Jednak oceniać, czy postąpiłam słusznie, jest jeszcze za wcześnie.
Na początku spektaklu padają słowa: Nie dam sobie głowy uciąć, że nas To nigdy nie spotka. Później powtórzyły się kilkakrotnie i chociaż już na początku mnie zafascynowały, z czasem zaczęły przyprawiać o dreszcze. Aktorzy wyraźnie zasygnalizowali: jeżeli na sali znajduje się ktoś o słabych nerwach, może wyjść. Szkoda tylko, że nikt wcześniej nie sprecyzował, czym są owe słabe nerwy. W pewnym momencie rzeczywiście żałowałam, że nie opuściłam sali, bo przedstawiane historie mroziły krew w żyłach. Miałam pretensję do nauczycieli za to, że nie poinformowali o tematyce przedstawienia. Do kolegów (i samej siebie) za to, że podążyliśmy do teatru ślepo jak ćmy do ognia, bo "pani kazała." I wreszcie do artystów, że aż do tego stopnia grają na emocjach odbiorców. Było groźnie, gdyż pozornie niewinny występ aktorów (trudno go nazwać spektaklem, przypominał raczej wywiad, momentami monodram) przeradzał się w opowieści o morderczych (zwierzęcych) ludzkich popędach, to znów odkrywał ich pogodne oblicze, aby na powrót zburzyć spokój.
Gdzieś w połowie przedstawienia płakałam. Miałam wrażenie, że łzy leją się strumieniami, ale moje oczy były jedynie wilgotne. Nawet one nie miały odwagi wychylać się przed szereg. Dziwne, przecież nie ukrywałabym płaczu. Nie ja. On jest zawsze pewnego rodzaju bronią, swoistą tarczą, murem obronnym przed złem świata. Co prawda, nigdy nie pomaga, ale ja w swojej naiwności wierzę... Im bardziej broniłam się przed uczuciami, tym bardziej się w nich pogrążałam. Zachowując jednak pozory, siedziałam niewzruszona. Spodziewałam się nieadekwatnego do sytuacji zachowania kolegów: komentarzy, niekontrolowanych wybuchów śmiechu, dźwięku brzęczącego telefonu. Nie stało się jednak nic, co mogłoby przerwać ten dramat. Pewnie po raz drugi napiszę, że byłam przerażona, ale co mam pisać, jeśli naprawdę byłam przerażona.
Na początku spektaklu padają słowa: Nie dam sobie głowy uciąć, że nas To nigdy nie spotka. Później powtórzyły się kilkakrotnie i chociaż już na początku mnie zafascynowały, z czasem zaczęły przyprawiać o dreszcze. Aktorzy wyraźnie zasygnalizowali: jeżeli na sali znajduje się ktoś o słabych nerwach, może wyjść. Szkoda tylko, że nikt wcześniej nie sprecyzował, czym są owe słabe nerwy. W pewnym momencie rzeczywiście żałowałam, że nie opuściłam sali, bo przedstawiane historie mroziły krew w żyłach. Miałam pretensję do nauczycieli za to, że nie poinformowali o tematyce przedstawienia. Do kolegów (i samej siebie) za to, że podążyliśmy do teatru ślepo jak ćmy do ognia, bo "pani kazała." I wreszcie do artystów, że aż do tego stopnia grają na emocjach odbiorców. Było groźnie, gdyż pozornie niewinny występ aktorów (trudno go nazwać spektaklem, przypominał raczej wywiad, momentami monodram) przeradzał się w opowieści o morderczych (zwierzęcych) ludzkich popędach, to znów odkrywał ich pogodne oblicze, aby na powrót zburzyć spokój.
Gdzieś w połowie przedstawienia płakałam. Miałam wrażenie, że łzy leją się strumieniami, ale moje oczy były jedynie wilgotne. Nawet one nie miały odwagi wychylać się przed szereg. Dziwne, przecież nie ukrywałabym płaczu. Nie ja. On jest zawsze pewnego rodzaju bronią, swoistą tarczą, murem obronnym przed złem świata. Co prawda, nigdy nie pomaga, ale ja w swojej naiwności wierzę... Im bardziej broniłam się przed uczuciami, tym bardziej się w nich pogrążałam. Zachowując jednak pozory, siedziałam niewzruszona. Spodziewałam się nieadekwatnego do sytuacji zachowania kolegów: komentarzy, niekontrolowanych wybuchów śmiechu, dźwięku brzęczącego telefonu. Nie stało się jednak nic, co mogłoby przerwać ten dramat. Pewnie po raz drugi napiszę, że byłam przerażona, ale co mam pisać, jeśli naprawdę byłam przerażona.
Spektakl dobiegł końca.
Aktorzy zeszli ze sceny, a my milczeliśmy. Ktoś nieśmiało uderzył prawą dłonią
o lewą (albo odwrotnie), ale nikogo to nie zachęciło. Trwaliśmy w milczeniu,
dopóki aktorzy do nas nie wrócili, ale nawet wówczas, kiedy już pojawili się przed nami, nadal
milczeliśmy. A oni patrzyli na nas. Każde przed siebie. W jeden punkt. Na nas.
Ale my byliśmy martwi. Martwi nie tyko w środku, ale i na zewnątrz. Dotknięci
do szpiku kości. Przejęci tragedią i perspektywą kolejnej rychłej zagłady ludzkości.
Bo przecież nikt z nas nie da sobie
uciąć sobie głowy, że To nigdy się nie powtórzy...
Opowiadam o spektaklu Żyd na beczce, który klasy trzecie miały
okazję niedawno obejrzeć. Został zrealizowany na podstawie książki Zdążyć przed Panem Bogiem, zapisu
wspomnień Marka Edelmana w rozmowie z Hanną Krall. Książka znajduje się na
liście lektur obowiązkowych, ale o obowiązku jej przeczytania chyba nie trzeba
pisać. Spektakl to odpowiedź na pytania dotyczące powstania w warszawskim
getcie w 1943 roku. Widz nie tyle poznaje szczegóły samego powstania, co
prawdziwe historie i realia życia w getcie. Począwszy od tytułowego Żyda
ośmieszanego przez hitlerowców, przez brutalne zdobywanie jedzenia i nieludzkie
traktowanie, po dobrowolne poddanie się
śmierci. Wszystkie przedstawione opowiadania
są faktami i to wstrząsa odbiorcą najbardziej. Trudno zrozumieć, jak można było
przeżyć piekło, jak ludzie żyli z nieustanną świadomością rychłej śmierci...
Biliśmy brawa. To
aktorzy musieli się o nie upomnieć, bo nagle cała sala nastolatków, niepewnych
o swoją przyszłość, straciła odwagę. Co do jednego. Ukłon trwał długo. Był
niczym hołd. Przynajmniej przez chwilę
wychodziliśmy w ciszy.
Dagmara
Grafika:
http://a4.pbase.com/o9/62/511062/1/58893564.iIP002sl.jpg
http://www.zyciezazycie.pl/dokumenty/zalaczniki/23/23-4884.jpg
http://www.odkryjmalopolske.pl/assets/galleries/1011/1zd_e_y_i_p_p_b_a4.jpg