Jeśli dobrze pamiętam...
Niezapomniane
młodzieńcze lata!
Szkolne wspomnienia
niezapomniane!
(Artur Oppman)
(Z pamiętnika pierwszoklasistki)
Część I
Jeśli
dobrze pamiętam... Profesor
Teofil L., którego zobaczyłam pierwszy raz w życiu, zaszczycił mnie uśmiechem i
rozmową!!! To jest zupełny sukces!
... rozmowa wyglądała tak. To było już po egzaminach, stałam sobie na
korytarzu (co ja wtedy robiłam? może przyszłam sprawdzić listę przyjętych?) i nagle słyszę: łup! łup! Zza zakrętu wyłania
się Profesor L., tak iść może tylko on, żywcem wyjęty z tych wszystkich opowiadań, łup! łup!, zbliża
się do mnie, to ja: Dzień dobry! On hamuje, patrzy w bok, potem w dół i łapie
mnie za łokieć: A skąd ty mnie, dziecko,
znasz? Ja, bliska omdlenia: No, wiem, że pan profesor uczy chemii... Szeroki
uśmiech: I to jak uczę!
13 IX 1991, czwartek. Od rana prześladował nas pech. Na biologii cudem uniknęłyśmy
dwóch pał. Nie miałyśmy przyrządów do mikroskopowania, pomidora, cebuli i
moczarki kanadyjskiej (mikroskopy miały być we wtorki!). Dyżurnemu się dostało,
bo wszyscy myśleli, że dzisiaj teoria. Preparat nam nie wychodził. Wyszło nie
wiadomo co, na szczęście bardzo fajne, spodobało się Pani Profesor Grażynie S., więc nic nie mówiła. Na
dodatek przyłapała Andrzeja H. na spisywaniu matmy z mojego zeszytu. Zabrała oba zeszyty i oddała
Pani Profesor Dorocie M. Przez całą dużą
przerwę kułam matmę, ale został zapytany tylko Andrzej.
Zostałam dopadnięta później.
Na
matematyce praktykantka wpisuje do dziennika oceny z klasówki. Średnia klasy:
2,0. Nastroje szampańskie.
Ja: Dostałam
jedynkę! Wszyscy
odwracają się w moją stronę.
Andrzej
Ch. (wstaje
z ostatniej ławki): Cooo?!
Po
chwili. Andrzej Ch. (załapuje): To tak jak ja!
Ja: (dumna z siebie): No!
Andrzej
Ch.
(załapuje już wszystko): To dlatego, że ze mną siedziałaś!
Klasa: No, widzisz! Dlaczego ściągałaś
od Andrzeja?
Rafał L. (wyciąga ramiona z drugiego końca klasy): Jednoczę się
z tobą!
Ogólne
zbratanie.
Jeśli
dobrze pamiętam...
z biologią było tak. Ogólnie miałam dobre stopnie, swój pierwszy stopień w
liceum dostałam właśnie z biologii i była to piątka. Wszystko było dobrze pod
warunkiem, że chodziło o teorię, tej mogłam się jakoś nauczyć (chociaż wymagało
to, oczywiście, pewnego wysiłku), ale praktyka mnie rozkładała, nie potrafiłam
odpowiedzieć na większość pytań, nie odróżniałam liścia od liścia, drzewa od
drzewa, ptaka od ptaka, przez mikroskop niczego nie widziałam, preparatu zrobić
nie potrafiłam. Pani Profesor S. próbowała
coś z tym zrobić, a to wysyłając mnie na
spacer do parku (w celu oglądania liści), a to trzymając mnie za rękę i
oprowadzając osobiście po muzeum przyrodniczym podczas wycieczki. Dawało to,
oczywiście, jeszcze gorsze efekty. Jakoś pod koniec II klasy dostaliśmy pracę
domową, żeby obserwować zachowanie ptaków na wiosnę i przynieść notatki z
obserwacjami. Nie miałam żadnych ptaków w pobliżu, miałam tysiąc pięćset innych
spraw na głowie (pewnie polski i
angielski, jak zawsze), zresztą, i tak niczego nie byłabym w stanie
zaobserwować. Mieliśmy za to w klasie koleżankę, która zawsze dziwnym trafem
miała zrobione jakieś rzeczy ponad program, a to przygotowany już referat
(który w ogóle nie był zadany), a to prowadzony przez rok zeszyt ekologiczny
(chociaż nikt inny nie słyszał, że mamy coś takiego robić), i koleżanka ta
miała jedną dodatkową obserwację. Obserwację zachowania wron nad Łabuńką.
Dobrze, mogą być wrony nad Łabuńką, niczego lepszego i tak bym sama nie
wymyśliła, przepisałam więc to szybko przed lekcją, nie zapamiętując z tego ani
słowa i nie wnikając specjalnie w to, co było tam napisane. I zostałam wezwana
do odpowiedzi. W bólach próbowałam sobie coś przypomnieć, coś stworzyć, jakieś
opowiadanie o tych wronach nad Łabuńką, jak to budują gniazda na drzewach, samce
robią to, a samice tamto. Pani Profesor S. spojrzała na mnie w sposób szczególny i
zapytała, w jaki sposób rozpoznałam, które to są samce, a które samice. Nooo,
samce są większe..., podałam niepewnie pierwszą odpowiedź, jaka mi przyszła do
głowy. Minę Pani Profesor pamiętam do
dziś.
7 X 1991,
poniedziałek. Z takich lepszych rzeczy
– dostałam dzisiaj po łbie od Profesora Janusza K. na PO. Wyświetlał nam film, po filmie kazał
robić notatkę, a sam zajął się zbijaniem tablicy. Nie miał młotka, więc
gwoździe zaczął przybijać granatem. Zrobiło się nam dosyć nieswojo, bo na tym
PO ciągle stykamy się z bronią, ze śmiercią (oczywiście, czytamy i mówimy!), ze
środkami masowego rażenia, a tu prawdziwe granaty w rękach Profesora, służące
do przybijania gwoździ. Widząc nasz zdziwiony wzrok, Profesor K. pocieszył nas:
- Nie martwcie się. Jak się ten rozerwie, to mam jeszcze dużo w szafce.
Gdy już powbijał te gwoździe, wziął któregoś
chłopaka do pomocy i zaczęli nieść tablicę między rzędami. Oczywiście, przy
okazji dostałam w łeb, a profesor K.:
- Mam nadzieję, że tablicy mi nie rozwaliłaś...
13 X 1991,
niedziela. Mieliśmy
świetne ślubowanie i otrzęsiny. Na otrzęsiny wystawiliśmy Magdę K i Andrzeja C.
Była świetna zabawa! Kiosk ze słodyczami (klienci wychodzili z niego
biało-czerwoni od szminki i mąki), karmienie się dżemem z zawiązanymi oczami i
bez łyżeczki („O, Boże, Andrzej!” – reakcja Magdy na wygląd Andrzeja po odwiązaniu oczu.
Rzeczywiście, ślicznie go nakarmiła! Nikt nie był tak wypaćkany...), scenki z
życia wzięte, oświadczyny XXV wieku, tańczenie walca w rytmie rock’n’rolla na rozłożonej
gazecie, opowiadanie kawałów z serii „Przyszła baba do lekarza”, itp. itd. Coś
pięknego! Wygrała klasa I h, a właściwie Milena D. z I h i Andrzej N. z II b.
29 X 1991,
środa. W poniedziałek mieliśmy
świetne PO. Był sprawdzian w formie tzw. testu wyboru. Profesor K. kazał napisać tylko numery na kartkach, a
Magda:
- A można fałszywe?
Profesor odwrócił się w jej stronę, popatrzył i z
nieodgadnioną miną spytał:
- A poza tym wszyscy zdrowi? [...]
Gdy usłyszałam, że dostałam (tzn. nr 10) 4+, oczywiście,
byłam szczęśliwa, Profesor K. też oczywiście musiał mnie trochę uziemić, więc
spytał:
- A ty czego się cieszysz?
Pod koniec lekcji sprawdzał obecność, ominął
Magdę, więc ona zareagowała:
- A ja?!
Profesor udał, że nie słyszy. Skończył i spytał:
- A ty co?
-
Pan Profesor mnie ominął.
-
Ojejku! Przecież Pan psor widzi, że jesteś – jęknął, ubolewając nad głupotą
Magdy jakiś chłopak. Chyba Leszczo.
- Ale
ona chyba się nie domyśliła... – z politowaniem skwitował Profesor K.
Jeśli
dobrze pamiętam...
z PO było tak. Przez jakiś czas długo a namiętnie uczyliśmy się bandażowania,
różnymi sposobami, różne części ciała, było tego trochę. Byłam dosyć często
pytana na PO, więc co tydzień bandażowałam swojego brata, żeby sobie poćwiczyć.
Wymyśliłam też sprytnie, że jak będę „modelką”, to nie zostanę wzięta do
odpowiedzi. „Modelka” to była osoba, którą się bandażowało, a że trzeba się
było do tego rozebrać jak na wuefie, nikomu specjalnie się nie chciało (to było
w zimie). Przez jakiś czas to rzeczywiście wychodziło, ale przyszedł moment,
kiedy już wszyscy mieli oceny z bandażowania, a ja nie. Zostałam więc wzięta do
odpowiedzi, Profesor K. zażyczył sobie innego modela, nikt się do tego nie
kwapił, ale w końcu Jareczek nie wytrzymał i powiedział łaskawie: No, dobra... Profesor
kazał mu się rozebrać, cała klasa obserwowała, jak Jareczek zdejmuje najpierw
sweter, potem koszulę, potem spodnie, trochę to trwało. Dobrze, jesteśmy już
wreszcie gotowi, a Profesor K. mówi: Zabandażuj mu głowę. Chociaż, zaraz, coś
mi się teraz przypomina, że pierwsze zadanie to było: Wściekły pies ugryzł go w
tyłek..., ale zostało jednak zamienione
na głowę (już bez wściekłego psa).
Modelką byłam również przy sztucznym oddychaniu,
metodą Holger-Nielsena i nawet chyba nie byłam z tego pytana. Później
przerabialiśmy strzelanie i to już była tragedia, bo uratować kogoś mogę, ale
wystrzelić z jakiejkolwiek broni, choćby do tarczy, to przekracza moje
możliwości. Na moje szczęście strzelanie było już pod koniec roku szkolnego (I
czy II klasy?), a zaliczenie
na zupełnie ostatniej lekcji i było jasne, że wszyscy nie zdążą. Wykombinowałam
sobie, że to właśnie dla mnie czasu nie wystarczy, nie było z tym kłopotu, bo większość klasy chciała po
pierwsze: postrzelać sobie, po drugie: poprawić oceny, przepuszczałam więc
wszystkich chętnych i wszystko wskazywało na to, że jestem uratowana. Aż tu nagle drzwi się otwierają i Profesor woła: Aneta K! Nogi się pode mną ugięły, przez głowę
przeleciało mi tysiąc pomysłów, w jaki sposób mogłabym się usprawiedliwić, że nie mogę, po prostu nie mogę strzelać, żaden nie wydał
mi się zbyt dobry, no, może tylko ten, że zapomniałam okularów, podchodzę więc
powoli na drżących nogach, z tragiczną miną, a Profesor
mówi: Aneta, idź po dziennik.
Aneta K. , matura 1995
Grafika: własna
Bardzo mi się podobają wspomnienia starszych roczników. Wtedy wszystko było zupełnie inne niż jest teraz. Ciekawi mnie to jak wtedy wyglądały lekcje, jak było w szkole. Czytając śmieszne momenty można poprawić sobie humor i pomyśleć jak ja będę wspominać swoje liceum i czas w nim spędzony
OdpowiedzUsuńChyba nie do końca z tą innością. Nie wszystko się zmieniło.. żarty na temat nauczycieli, stres przed sprawdzianem i przestraszone miny, gdy pani wzywa do odpowiedzi, szczęście gdy jednym punktem załapaliśmy się na dobrą ocenę i żal, gdy jednego zabrakło. To wszystko było, jest i będzie za murami szkoły. Zmieniają się tylko czasy i my...
UsuńMoże i tak, ale w sposób w jaki zostały przedstawione wspomnienia wzbudziły we mnie takie a nie inne emocje. Może na tą "inność" wpłynęła forma przedstawienia wspomnień??? Nie wiem...
UsuńByć może, jednakże uważam, że to, co kryje się w szkolnych murach chyba tam zostaje na zawsze... nie do końca, ale jednak! Pozdrawiam!
UsuńBardzo ciekawy post. Szkoda, że teraz lekcje EDB są bardziej teoretyczne a nie praktyczne, tak jak PO.
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać tego typu posty. Wydawać by się mogło, że wspomnienia to nudny temat, jednak utrzymane w żartobliwym charakterze stają się ciekawymi, czasem śmiesznymi historyjkami absolwentów naszej szkoły, które czyta się z przyjemnością. Czy w ostatniej linijce historyjki z lekcji biologii nie brakuje słowa "pamiętam"?
OdpowiedzUsuńDziękuję za wnikliwą lekturę. Już nie brakuje żadnego słowa - błąd został poprawiony.
UsuńBardzo lubię czytać wspomnienia absolwentów naszego liceum. Większość mile wspomina ten czas! To niesamowite, że przez mury szkoły przewinęło się tyle pokoleń.
UsuńZ wielką przyjemnością czytam wspomnienia starszych roczników. To tak, jakby na chwilę przenieść się w czasie i zobaczyć szkołę taką, jaka była wcześniej. Czytając posty tego typu brakuje mi wieku rzeczy w czasach współczesnych, tak jak na przykład praktycznych lekcji PO, zamiast dzisiejszego EDB.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak ciekawe oraz interesujące posty i oczywiście czekam na więcej.
"Nie miał młotka, więc gwoździe zaczął przybijać granatem" ile ja bym dał żeby zobaczyć twarze klasy w tym momencie :D Naprawdę można sę uśmiechnąć czytając takie blogi.
OdpowiedzUsuńChętnie poczytałbym więcej postów o Profesorze K.
OdpowiedzUsuńWspomnienia z dawnych lat są wspaniałe. Można oderwać się od teraźniejszości i przypomnieć sobie wspaniałe chwile z młodości. Post bardzo mi się podoba. Oby więcej takich. :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę super post czekam na więcej. Nie mogę przestać się śmiać po przeczytaniu tego co robił Profesor K. na lekcjach PO
OdpowiedzUsuńNie zawsze się bawił granatem!
UsuńKiedy nie bawił się granatem, mógł zadać takie oto pytanie: „ Jeśli wygniemy lufę karabinu, to czy będzie można trafić kogoś stojącego za rogiem”? (z relacji absolwentów, matura 93)
UsuńBardzo lubię czytać tego typu posty na blogu. Teraz nasza szkoła wygląda zupełnie inaczej, nawet lekcje są całkiem inne. Jeśli chodzi o uczniów tej szkoły (teraz już absolwentów) to widać, że nie zmarnowali ani nie żałują lat spędzonych w tym liceum.
OdpowiedzUsuńKońcówka tego wspomnienia rozśmieszyła i zaskoczyła mnie jednocześnie, podobnie jak panią Agatę, która napisała ten post. Jednak można być pewnym, że gdy została wezwana przez Profesora K. nie było jej do śmiechu. Profesor K. musiał być zabawnym czlowiekem, a jego lekcje nigdy nie były nudne. Dowiadujemy się, że potrafił przybijać gwoździe granatem i jeszcze obracał to w żart "Nie martwcie się. Jak się ten rozerwie, to mam jeszcze dużo w szafce". Ta sentencja szczególnie mnie rozbawiła. Chociaż lata 91' są nam dalekie i wydają się stare to te wspomnienia na zawsze pozostaną świeże w pamięci tych, którzy je przeżyli.
OdpowiedzUsuńMałe sprostowanie: Anetę! - nie Agatę.
UsuńRzeczywiście, myślałam o Anecie a napisałam o Agacie. Mój błąd.
UsuńSzkoda, że teraz nie mamy PO w szkole takiego jak za dawnych lat. Być może nie jest to w dzisiejszych czasach niezbędne, jednak każdy powinien znać chociażby podstawy samoobrony, a nie zawsze udaje się uzyskać takie zdolności na własną rękę.
UsuńWspomnienia są napisane bardzo obrazowo. Gratulacje dla autorki pamiętnika - nie dość, że włożyła wiele trudu w pisanie, to jeszcze potrafi doskonale przenieść czytelnika w świat przedstawiony. Ciekawe, jakie miała oceny z polskiego? :)
Post bardzo humorystyczny, jednak nie w moim stylu. Uśmiech nie schodzi z twarzy przy czytaniu wspomnień i wpadek autorki, ale forma jakoś do mnie nie przemawia. Mimo to, doceniam trud włożony w jego napisanie i czekam na kolejne publikacje :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, zabawne i warte uwagi wspomnienia. Interesującą postacią jest nauczyciel PO - człowiek, który trafnie potrafił zripostować ucznia. Bardzo lubię takich nauczycieli. Zazdroszczę ludziom, którzy na tych lekcjach uczyli się praktycznych rzeczy. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać więcej takich postów.
OdpowiedzUsuńWspomnienia jak zawsze wspaniale napisane i co (przynajmniej dla mnie) najważniejsze napisane i z humorem. Uczniowie chyba uwielbiali lekcje u pana profesora Janusza K. I tak jak przy poprzednich wspomnieniach muszę przyznać, że uwielbiam posty tego typu i czekam na część drugą.
OdpowiedzUsuńTen post najbardziej mi się spodobał ze wszystkich postów o wspomnieniach absolwentów. Liczę na to, że będzie więcej takich zabawnych i ciekawych postów z życia uczniów naszej szkoły.
OdpowiedzUsuńWspomnienia opisane w tym poście są ciekawe,pełne komicznych wydarzeń i przede wszystkim są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju.Poprzednie posty też były udane ale ten w szczególności przypadł mi do gustu ponieważ jest opisana lekcja z PO i można porównać ją do dzisiejszej lekcji Edukacji dla Bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie Profesor K. jest odkryciem tego posta. ;) Lekcje z tym nauczycielem musiały być bardzo ciekawe i emocjonujące. Dzięki postom z serii "wspomnienia" można dowiedzieć się wiele o życiu w naszej szkle jeszcze kilka lat temu.
OdpowiedzUsuńTego typu posty najbardziej przypadają mi do gustu. Mam nadzieję że kolejne wspomnienia będą systematycznie zamieszczane na blogu :)
OdpowiedzUsuńBędą zamieszczane.
UsuńZ uśmiechem na ustach czytało się tego posta, można się dzięki tym wspomnieniom dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat naszej szkoły.
OdpowiedzUsuńKasiu! Czytało się "ten post" a nie "tego posta"! Zapamiętaj to raz na zawsze.
Usuń"tego posta" według zasad też może być poprawne tak jak poszłem i poszedłem
UsuńJasne! Poprawne są też formy: pośliśmy, poszed żem! Najlepiej pójdź po rozum do głowy.
UsuńBardzo lubię czytać wspomnienia absolwentów naszej szkoły. Czytając takie posty można się trochę pośmiać i dowiedzieć kilka ciekawostek o nauczycielach oraz jak kiedyś odbywały się lekcje. Moja dawna klasa przez 3 lata gimnazjum prowadziła kronikę klasową. Były tam umieszczane ważne wydarzenia klasowe. Na koniec roku nasza wychowawczyni przyniosła naszą kronikę i oglądaliśmy ją wspólnie całą klasą. Było bardzo dużo śmiechu oraz łez. Moim zdaniem warto prowadzić lub zachowywać gdzieś wspomnienia z lat szkolnych, ponieważ jest to coś pięknego.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze się to czyta.
OdpowiedzUsuńDlaczego ja nie mam takich przygód w szkole? ;(
OdpowiedzUsuńDo Raven! Może Twoja klasa jest za mało zwariowana? Co ostatnio wspólnie zrobiliście szalonego? Może skupiacie się wyłącznie na nauce? A może nie stanowicie zgranej paczki?
UsuńA może masz jednak jakieś przygody, tylko ich nie doceniasz?
Bardzo ciekawy post. Miło się czyta wspomnienia szkoły. Są zdecydowanie inne niż sytuacje uczniów w dzisiejszych czasach.
OdpowiedzUsuńBardzo miło czyta się tego rodzaju posty. Są one bardzo ciekawe i wiele można się z nich dowiedzieć, porównać z dzisiejszymi czasami.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post i napisany ze sporą dawką śmiechu. Można się przenieść w czasie i wyobrazić sobie starsze czasy naszego liceum. Widać, że autorka mile wspomina czasy chodzenia do 1lo. Post naprawdę super!
OdpowiedzUsuńWspomnienia z dawnych lat są cudowne.Wspomnienia starszych roczników przybliżają nam dawne czasy i atmosferę naszego liceum.Wspomnienia autorki tego postu są wspaniałe, pełne pozytywnych emocji. Widać,że autorka tego artykułu była bardzo zżyta z tą szkoła.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł. Można porównać życie uczniów z tamtych lat i współczesnych uczniów.
OdpowiedzUsuńArtykuły, w których są wspomnienia byłych uczniów bardzo mi się podobają i mogłabym czytać je bez końca a szczególnie z takich przedmiotów jak PO. 😊
OdpowiedzUsuńWspomnienia ludzi, którzy chodzili kiedyś do 1 LO są super! Mogę je czytać cały czas. :)
OdpowiedzUsuńGdy czytam tego typu wpisy, o dawnych czasach, chciałabym się tam przenieść i być naocznym świadkiem tych zdarzeń. Przyznam, ze bardzo często czuję się ja Andrzej... Niestety koleżeńska solidarność nie jest mile widziana przez nauczycieli...
OdpowiedzUsuńRozbawił mnie wątek o przybijaniu przez nauczyciela gwoździ GRANATEM. Nie dziwię się, dlaczego uczniowie byli nieco zdezorientowani. :D
Bardzo podobają mi się posty o tematyce codziennego życia szkoły! Nauczyciele zawsze potrafią lekko zdezorientować ucznia. Najbardziej spodobał mi się ten moment;
OdpowiedzUsuń" Gdy już powbijał te gwoździe, wziął któregoś chłopaka do pomocy i zaczęli nieść tablicę między rzędami. Oczywiście, przy okazji dostałam w łeb, a profesor K.:
- Mam nadzieję, że tablicy mi nie rozwaliłaś..."
Cieszę się,że w naszej szkole uczą tak dowcipni nauczyciele,dzięki temu nigdy nie jest nudno! :)
Po przeczytaniu tego postu mam ochotę przenieść się do tamtych czasów, usiąść w ławce i poczuć jak to było ;)
OdpowiedzUsuń