Złoty skok Fortuny
Jeszcze
nie przeszliśmy do historii,
wciąż do niej idziemy.
(Łukasz Kruczek)
wciąż do niej idziemy.
(Łukasz Kruczek)
Zapewne każdy z nas ogląda Olimpiadę i kibicuje polskim
sportowcom. Ale czy ktokolwiek zastanawiał się nad tym, jakie były jej początki?
Jakie olimpijskie osiągnięcia mieli nasi rodacy? Postaram się nieco przybliżyć ten
temat.
Otóż, starożytni Grecy, twórcy olimpijskiej idei, nie znali
śniegu. Dlatego też mówi się, że zimowe olimpiady z natury
stoją w cieniu letnich igrzysk. Są to międzynarodowe
zawody sportowe organizowane co 4 lata przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski.
Należą do największych i najbardziej popularnych zawodów sportowych na świecie,
w których mogą brać udział wszystkie państwa. Zwycięstwo na igrzyskach
olimpijskich uznawane jest przez sportowców za najbardziej prestiżowe
osiągnięcie.
Pierwsze zimowe igrzyska odbyły się w Chamonix we Francji. Brało w nich udział 258 sportowców, w tym siedmiu Polaków. Oficjalnie Polacy biorą udział w zimowych igrzyskach olimpijskich od początku ich istnienia, czyli od 1924 roku. Pierwszym polskim złotym medalistą, o którym wam opowiem, jest skoczek narciarski Wojciech Fortuna. Tak ogromny sukces osiągnął podczas igrzysk w Sapporo w 1972 roku. Bardzo zaciekawiła mnie ta historia. Kto wie, może i Wam się spodoba.
W
piątek 11 lutego 1972 roku przypadł
Dzień Powstania Narodu, święto narodowe Japonii. Było słonecznie i dosyć
wietrznie. Pod skocznię na Okurayamie, górze przypominającej nieco zakopiańską
Krokiew, przyszło ponad 50 tysięcy ludzi z flagami z czerwonym słońcem na
białym tle. Nikt z nich nie wątpił, że YukioKasaya stanie na najwyższym stopniu
podium, tak jak to zrobił pięć dni wcześniej na mniejszej skoczni Miyanomori,
na której Japończycy zajęli trzy pierwsze miejsca. Gratulował im osobiście
cesarz Hirohito. Gospodarze nie zawracali sobie głowy mierzącym ledwie 163 cm
Wojciechem Fortuną z zakopiańskiego klubu Wisła Gwardia, choć w poprzednim
konkursie zajął szóste miejsce. W Polskiej ekipie miejsce skoczka było wielką
sensacją, bo 19-letni Fortuna, elektryk samochodowy po zawodówce, został
dołączony do reprezentacji dzień przed odlotem do Sapporo. Wysłanie go do Japonii
wymogli na działaczach dziennikarze krytykujący skład reprezentacji w skokach
ułożony w Polskim Komitecie Olimpijskim. Fortuna był w formie, był jedyną
nadzieją, bo reszta ekipy nie spisywała się najlepiej. Potrafił daleko skakać,
choć nie zawsze, a właściwie to bardzo rzadko lądował telemarkiem, dlatego też
nieraz sędziowie odejmowali mu punkty za styl. Skakał praktycznie od małego.
Gdy okazało się, że ma talent, ojciec gnał go na skocznię, a zdarzało się, że
robił chłopcu awantury, gdy ten opuścił trening.
Przejdźmy
jednak do zawodów. Nadszedł w końcu
dzień, na który wszyscy czekali. Fortuna mozolnie wdrapywał się z nartami na
ramieniu po schodkach – wtedy jeszcze nie było wyciągu, ale zawodnicy nie
narzekali, bo taki spacer pozwalał nieźle rozgrzać się przed startem. Nasz skoczek wylosował numer 29. Do tej pory
najdalej skoczył zawodnik gospodarzy Akitsugu Konno – 98 metrów, a Polak, który
widział jego skok na monitorze w domku startowym, pomyślał sobie, że dobrze
byłoby osiągnąć przynajmniej 100 metrów. Usiadł na belce, poprawił gogle i
ruszył. Idealnie trafił w próg i przy sprzyjającym wietrze od dołu – trzymając
dwie narty równolegle według obowiązującego wtedy stylu – poszybował...
dokładnie nad czerwoną linię oznaczającą punkt krytyczny skoczni. Kiedy w końcu
wylądował, na stadionie zaległa cisza. Kibice nie dowierzali temu, co przed
chwilą zobaczyli. Fortuna od razu wiedział, co się stało - jeszcze jadąc po zeskoku i hamując pługiem,
uniósł ręce do góry nad głowę i bił brawo – choć wylądował po swojemu na dwie
nogi, a nie telemarkiem. W końcu spiker podał wynik: 111 metrów! Łączna nota –
130,4 punktu!
Przez trybuny przeszedł szmer podziwu, choć nie zachwytu – gospodarze ciągle
wierzyli, że to oni zwyciężą na Okurayamie. Ich mistrz Kasaya miał dopiero skakać. Skoczył 106 metrów
i miał 5,5 punktu mniej niż Polak, który po pierwszej serii – mimo gorszych not
za styl – prowadził. Konkurs nie układał się mającym medalowe aspiracje Niemcom
z NRD i Czechosłowakom. Sędziowie z obu tych krajów domagali się anulowania
wyniku Polaka, próbując przekonywać kolegów, że tak daleki skok to czysty
przypadek i po prostu powiało mu pod narty. Twierdzili również, że każdy inny
skoczek na jego miejscu osiągnąłby taki rezultat, a nawet i lepszy. Ale
sędziowie z Kanady i Norwegii zauważyli, że Polak nie jest takim znowu
przypadkowym zawodnikiem, skoro kilka dni wcześniej zajął szóste miejsce na
mniejszej skoczni. Takie samo zdanie miał japoński juror. Nadeszła druga seria.
Podmuchy zrobiły się jeszcze silniejsze, więc skrócono rozbieg. Konkurs się
przedłużał. Skoczkowie raz po raz musieli czekać, aż wiatr nieco osłabnie. W
końcu przyszedł czas na Fortunę. Stało się tak jak przypuszczali japońscy trenerzy:
nie trafił dobrze w próg, wiatr mu tym razem nie sprzyjał i osiągnął zaledwie
87,5 metra. Dostał niskie noty za styl i nie było jasne, czy w ogóle znajdzie
się na podium.
Każdy
kolejny skoczek lądował w klasyfikacji za naszym polskim skoczkiem Wojciechem
Fortuną i to on został złotym medalistą igrzysk w Sapporo. Triumf Polaka był
może największą sensacją igrzysk. Dzięki niemu Polska prześcignęła w
klasyfikacji medalowej takie zimowe potęgi, jak Kanada, Finlandia i Francja.
Japończycy byli bardzo zaskoczeni wydarzeniami na skoczni, a podczas dekoracji
nie odegrali polskiego hymnu, bo nie przygotowali orkiestrze nut „Mazurka
Dąbrowskiego”. Fortuny nie udekorował cesarz Hirohito. Dostał natomiast depeszę
od premiera Piotra Jaroszewicza: Z okazji
zdobycia złotego medalu olimpijskiego składam Wam serdeczne gratulacje i
życzenia dalszych wybitnych sukcesów rozsławiających polski sport. I tak
Fortuna zdobył pierwszy złoty medal dla Polski na zimowych igrzyskach i setny w
historii polskich startów na olimpiadach. W tamtych czasach konkurs olimpijski
był równoznaczny z mistrzostwami świata, więc dostał też złoty medal
Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS).
Z
Zimowych Igrzysk Polacy przywieźli dotąd 14 medali, w tym dwa złote. Oprócz
skoczka, którego historię już znacie, drugie złoto na olimpiadzie w Vancouver w
2010 roku zdobyła Justyna Kowalczyk w
biegu na 30 km. Liczba medali wciąż
rośnie dzięki naszym uzdolnionym
sportowcom. Już teraz mamy na koncie zdobyte w tym roku cztery złote medale.
Kto wie, może będzie ich jeszcze więcej. Trzymajmy kciuki za naszych rodaków w
tegorocznych igrzyskach w Soczi. Nie zapominajmy jednak też o tych, którzy jako pierwsi zdobyli dla
Polski medale: złote, srebrne i brązowe.
Brylancik
Grafika:
https://imgresizer.eurosport.com/unsafe/1200x0/filters:format(jpeg)/origin-imgresizer.eurosport.com/2023/03/08/3631280-73934733-2560-1440.jpg
https://a.allegroimg.com/original/1e5aa3/8378291f469b8154050b2fa919bc
Jak to tak, bez hymnu?
OdpowiedzUsuńSam mógł zaśpiewać, a capella :)
UsuńBardzo ciekawy wpis :)
UsuńBez kasków wtedy skakali, jak niebezpiecznie!
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia. Internauci często piszą, że co prawda jest ten złoty medal Fortuny, ale przypadkiem, że niezasłużony. Nieprawda, był najlepszy i już.
OdpowiedzUsuńPolacy zdobyli 2 złote medale w historii zimowych igrzysk. Pojechali do Soczi zdobyli 4 "na raz". Co za naród! :)
OdpowiedzUsuńPost bardzo wyczerpujący i powiązany z tym, co teraz na czasie, czyli z Igrzyskami. Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTeraz już by nie wygrał, odjęli by mu 10 punktów, a innym by dodali, "bo wiatr".
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym w zupełności ! Ciągle te punkty odejmują i odejmują ...
UsuńJak dotąd nie interesowałam się historią olimpijskich skoków, cieszę się, że pamięć o naszych rodakach wciąż jest. Artykuł bardzo mi się podoba, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBrylanciku, zabłysnęłaś wiedzą i w ogóle :D
OdpowiedzUsuńMam pytanie do humanistów. "Złoty skok Fortuny" - jaki to środek stylistyczny: epitet czy metafora? Czekam na odpowiedź i z góry dziękuję.
OdpowiedzUsuńJest to epitet metaforyczny.
UsuńDziękuję.
UsuńBądźmy szczerzy... jemu się to udało. 0,1 pkt. przewagi miał nad Szwajcarem, więc nic wielkiego nie wyczynił... po prostu tak musiało być. Nie znokautował rywali jak Stoch na normalnej skoczni. Uważam, że prawdziwy mistrz olimpijski powinien w wielkim stylu wygrywać konkurs, a nie zdobywać złoto z przewagą nad rywalami: 0,1 pkt czy 0,003 s. Mimo to post jest ciekawy, 85% osób czytających ten post nie wie kto to jest pan Fortuna i czym się zasłużył na sławę i pamięć.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wprost takich malkontentów jak Ty Jonaszu! Oczywiście, Ty byś zwyciężył w dużo lepszym stylu! Kiedy zdążyłeś przeprowadzić badania i wiesz, że 85% czytających nie wie o istnieniu Wojciecha Fortuny? Nie najlepsze masz zdanie o swoich kolegach. Ciekawe, czy zawsze się tak wymądrzasz, czy tylko tu chciałeś zabłysnąć? Ulżyło mi, że chociaż post Ci się podoba. Więcej skromności życzę.
OdpowiedzUsuńNo dokładnie, zgadzam się. Wielu mamy w naszej kochanej Polsce "ekspertów", którzy znają się na wszystkim i uważają, że oni lepiej by coś zrobili.. Czasem wstyd mi za takich ludzi.
UsuńNieważne, jakim sposobem się wygrywa- wygrana jest wygraną i tyle. Nawet 0,003 sekundy mogą w życiu człowieka namieszać. Pozdrawiam!
A artykuł bardzo ciekawy, na pewno uświadamia czytelników o klasie naszego polskiego skoczka :)
Kolego Jonaszu. Jeśli nawet sporo osób ma braki w wiadomościach, to po to jest blog, żeby dowiadywać się nowych rzeczy i rozwijać się. Wiadomo też, że człowiek, który ma
Usuń17 - 18 lat, dopiero się uczy i ma na to całe życie. Nikt od razu nie był mądry.
Bardzo ciekawe :) muszę przyznać, że nie znałam historii Fortuny, wiedziałam jedynie o Jegu osiągnięciu sportowym. Gratuluję Brylancik :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że później zaprzepaścił swoją karierę, zaczęto go nazywać zawodnikiem "jednego skoku". Sam pan Fortuna tak określił swoje późniejsze niepowodzenia
OdpowiedzUsuń"Nasłuchałem się wiele razy o „prawdziwych” przyczynach moich późniejszych niepowodzeń. Cóż, nie mam o to żalu. Ludzie chcą słyszeć najprostsze wyjaśnienia. Wszystko co złożone i skomplikowane wydaje się podejrzane. O, tak, wóda, baby, hazard. Dziś można by jeszcze dodać „prochy”. To każdy rozumie. (...) Przecież to, co się ze mną stało, jest trochę bardziej skomplikowane aby to wyjaśnić jednym słowem."
Jednak to on, a wcześniej Stanisław Marusarz, sprawił, że wzrosło zainteresowanie takim sportem, jak skoki narciarskie. Gdyby nie oni, nie byłoby Małysza, Stocha i wielu więcej medali.
Ciekawy post, dużo przydatnych informacji i wgl :D a co do Fortuny to nieważne o ile wygrał, ważne,że wygrał :D
OdpowiedzUsuńFajny post, ale jeszcze fajniejsza jest wypowiedź Łukasza Kruczka ,,Jeszcze nie przeszliśmy do historii, wciąż do niej idziemy.''---jest to tak jakby zachęta, aby Polacy zdobywali jak najwięcej złotych medali( i tego im życzę) :D
OdpowiedzUsuńNie znałam historii Wojciecha Fortuny. Jego zwycięstwo to dla mnie kolejny powód do dumy z polskich sportowców. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twój post. Dzięki tobie poznałam historię Fortuny.
OdpowiedzUsuńFortuna jak Bródka - wielkie odkrycie, wielkie szczęście :)
OdpowiedzUsuń