Belfegor w starym
ogólniaku
Gdy wieczór zapada i ciemno się robi dokoła,
Ja biorę gitarę i śpiewam o Tobie, Paloma.
Paloma, Paloma , jak pięknie melodia ta płynie...
Paloma, Paloma, ja śpiewam o swojej dziewczynie.
Ja biorę gitarę i śpiewam o Tobie, Paloma.
Paloma, Paloma , jak pięknie melodia ta płynie...
Paloma, Paloma, ja śpiewam o swojej dziewczynie.
(autor nieznany)
Jak się ma Paloma do Belfegora? Otóż, piosenkę zaśpiewano
na pierwszej imprezie klubu - z okazji
Dnia Kobiet - i tak się spodobała,
że stała się jego hymnem. Panowie byli z
tej okazji odpowiednio ubrani – kronikarka zanotowała, że mieli bajeczne, olbrzymie,
niezwykle eleganckie muszki z zielonej
bibułki. Na zdjęciu
rozpoczynającym post: śpiewający
panowie (bez muszek): dyrektor Bolesław Hass (z prawej) oraz matematyk Julian Małkowicz (z lewej).
Wspominam Belfegora nieprzypadkowo! Uważam , że jego historia jest warta zapamiętania i kontynuowania. Historia emocjonalnej więzi
ludzi wspólnie pracujących, ludzi nietuzinkowych, którzy kierowali się
pragnieniem tworzenia czegoś więcej poza przypisany etat. Wspominam Belfegora,
ponieważ mogę powiedzieć,
parafrazując słowa Mickiewicza: I ja tam z gośćmi byłam.
Byłam –świeżo przyjęta do pracy nauczycielka - na ostatnim już chyba
spotkaniu wigilijnym. Miałam przyjemność zejść do klubowej piwnicy i spotkać
się z wyjątkowymi ludźmi.
Kronikę klubu
nauczycieli I Liceum Ogólnokształcącego otwiera
taki oto wpis: Najpiękniejszym aktem życia są narodziny. Zawsze są oczekiwane z
niepokojem, obawą i entuzjazmem. I u nas nie było inaczej. Pierwsze, jeszcze
nieśmiałe ruchy, pojawiły się w końcu 1976 roku. Wiedzieliśmy, że nasze dziecko
musi być czymś doskonałym, niepowtarzalnym. I przyszedł dzień 8 marca 1977
roku. Nareszcie! Jest! Daliśmy mu imię Belfegor. Dlaczego Belfegor? Członkowie klubu
pamiętają, że nazwa miała się kojarzyć z belfrem. Początkowo podobno nazwę zapisywano Belfe(go)r. Może pomysł się zrodził pod
wpływem francuskiego filmu Belfegor,
czyli upiór Luwru? A może ma związek z okultyzmem,
w którym Belfegor to demon odkryć i znakomitych
pomysłów. Jeżeli tak, to nazwa okazała się odpowiednia, gdyż członkom
klubu rzeczywiście nie brakowało wspaniałych pomysłów ani zapału do ich
realizacji. Szefem i duszą Belfegora był wuefista Władysław Pańczyk, który dzięki
sile entuzjazmu, skupił wokół siebie wiele osób z inicjatywą.
Może dziś trudno uwierzyć, ale w tamtym okresie
wśród nauczycieli była więź, a w szkole
panowała dobra atmosfera. Dyrektor Bolesław Hass tak wspominał ten czas: Tworzyliśmy
niepowtarzalną rodzinę. Kwitło życie towarzyskie(…) Spotykaliśmy się po pracy, mieliśmy sobie
wiele do powiedzenia, rozwijaliśmy wspólne zainteresowania. Było miło, wesoło,
pożytecznie. I nikt nas do tego nie zmuszał. Potrzeba solidarności wśród
nauczycieli wyszła sama z siebie. Halina Chwiejczak – rusycystka, która
była kronikarką Belfegora, dodała: Owładnęła nami chęć wspólnych dyskusji o
filmach, spektaklach teatralnych, o poezji i koncertach, chęć spotkań przy
kawie, na boisku sportowym czy uczestniczenia we wspólnych eskapadach.
Spotkania odbywały się najpierw w internacie I
Liceum, a potem w piwnicy szkoły, obok kotłowni. Piwnicy samodzielnie
wysprzątanej, odmalowanej i ogrzanej.
Dyrektor Bolesław Hass zlecił zrobienie podłogi (jasnej, lakierowanej),
zainstalowanie okienka z wentylacją, postarał się o ławy i pufy. Wiadomo było
jednak, że wuefista – Władysław Pańczyk -
i tak każe wszystkim wyjść na świeże powietrze oraz zachęci ich do ruchu. Kronika zawiera
informację o dwukrotnym jesiennym „rowerowym spacerze” –do Topornicy (1977 rok)
oraz do Kątów II (1979 rok). Pan Pańczyk
relaksował też koleżanki i kolegów zimą. W 1978 roku, gdy Józef Łuszczek odniósł sukcesy na
mistrzostwach świata w Lahti, klubowicze postanowili również zadbać o swoją formę. Wybrali się na
„spacer narciarski” po odbyciu
szkolenia: w jaki sposób połączyć w pary nogi i narty. Chyba nie było łatwo, bo kronikarka pisze: Nie rozumieliśmy, dlaczego śnieg jest taki
śliski, narty takie długie, a kijki
tak nieposłuszne naszej woli. Najwyraźniej
jednak to nikogo nie zniechęciło, ponieważ zimą 1979 roku członkowie Belfegora byli aż pięć razy na
narciarskich spacerach. Naturalnie każdy z takich sportowych wysiłków był
nagradzany ogniskiem, kiełbaskami i bigosem, co ilustruje poniższe zdjęcie.
W marcu 1979 roku – z okazji Dnia Kobiet –
panowie zwrócili się do swoich koleżanek: Jesteś
najpiękniejsza, najmilsza i najzgrabniejsza. Żebyś taką pozostała do końca
życia, Belfegor zaprasza na gimnastykę kosmetyczną. Każdy poniedziałek o
godzinie 18 lub 19.15 Nauczyciele organizowali także wakacyjne
biwaki, spływy kajakowe, jeździli z uczniami na obozy OHP. W duchu sportu i
dbałości o zdrowie przebiegały również akcje antynikotynowe. Tak dużo się
mówiło o szkodliwości palenia, że ponoć niektórym z członków przestały smakować
papierosy i patrzyli na nie z obrzydzeniem.
Belfegor żył nie tylko sportem, ostatecznie zrzeszał nauczycieli różnych
dyscyplin. Czego nie było na wieczorach klubowych?! Jerzy Zaborowski
(nauczyciel muzyki) prezentował kolegom muzykę stereofoniczną. Władysław Pańczyk przedstawiał kompozycje
Jana Sebastiana Bacha, innym znów razem – twórczość Piotra Czajkowskiego. Kiedy Belfegor organizował wieczory muzyki poważnej, wówczas grali Władysław Pańczyk i Julian Małkowicz. Spotykano się też, aby posłuchać lżejszej muzyki - choćby piosenek Waldemara Matuszki i Karela Gotta. Jeden z wieczorów poświęcono
poecie Sergiuszowi Jesieninowi – czytano jego wiersze w oryginale, a nawet na
gorąco komponowano do nich melodie i wspólnie śpiewano. Były również opowieści o sztukach plastycznych, na
przykład polonistka Marianna Kamińska
zaprezentowała twórczość Władysława Hasiora. W klubie nauczyciele dyskutowali o
wartościowych filmach, na które czasami
wspólnie chodzili do kina Stylowy.
Kronika wspomina Mroczny obiekt
pożądania Luisa Buñuela (1979 rok). Geograf Ryszard Konior był przewodnikiem po
Kubie – opowiadał o klimacie, egzotycznej roślinności, o sambie, kawie i
cygarach. Z kolei Andrzej Pawlik (romanista) – zapalony
myśliwy i człowiek o niezwykłym poczuciu humoru – snuł „opowieści z leśnych
ścieżek”. Bawił słuchaczy ciekawostkami
o dawnych polowaniach:
królewskich oraz w Ordynacji
Zamojskiej. O wabieniu grubego
zwierza, o jego instynkcie i zwyczajach, o nieprzebytych puszczach.
Członkowie klubu zawsze starannie się przygotowywali
do obchodów rocznic patriotycznych – między innymi związanych z hetmanem Janem Zamoyskim,
Zamościem oraz Akademią Zamojską, na
przykład do 400-lecia miasta. Na ten temat
miała wiele do powiedzenia historyczka Danuta Witkowska, ale też
poloniści. Kronikarka donosi, że 27 listopada 1978 roku odbyło się spotkanie
klubowe z okazji 60-lecia Ojczyzny. Ten wieczór miał bardzo bogaty program. Pani
Danuta Witkowska przedstawiła szkic historyczny narodzin i pierwszych chwil
życia Polski. Jerzy Zaborowski opowiedział
o Karolu Szymanowskim, a także zaprezentował poemat na skrzypce i fortepian Źródło
Aretuzy i balet-pantomimę Harnasie.
Następnie czytano utwory z okresu dwudziestolecia międzywojennego: Wiatr od morza Stefana Żeromskiego,
wiersze Bolesława Leśmiana, Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej, Juliana
Tuwima. Słuchano piosenek Hanki Ordonówny i Zuli Pogorzelskiej.
Belfegorowcy
urządzali też spotkania wigilijne i sylwestrowe. Jedne i drugie są
barwnie opisane w kronice. Czyta się więc o kolędach śpiewanych w różnych
językach, a także o opłatku, kutii, gołąbkach i śledziach. We wspomnieniach przewija się
motyw silnej więzi łączącej tych pracujących w szkole ludzi. Swoje spotkania i
przemyślenia zamieszczali nie tylko w kronice, ale także w Gazetce Klubowej. Można było
w niej znaleźć na przykład słowa Marka Twaina ku przestrodze innym: Nie dlatego się nie bawimy, że się
starzejemy// ale dlatego się starzejemy, że się nie bawimy.
Panowie z klubu Belfegor każdego roku uroczyście świętowali Dzień Kobiet,
sprawiając tym ogromną przyjemność koleżankom z pracy. 8 marca 1980
roku w
Gazetce Klubowej znalazła się
piosenka Wojciecha Młynarskiego Dwanaście
godzin z życia kobiety. Na spotkaniu
z paniami natomiast, zagrał
zespół Czarne Pantery w osobach: szef – Bolesław Hass (pierwszy z prawej), perkusista –
Władysław Pańczyk (najwyższy w środku), akordeonista – Andrzej Pawlik (drugi z prawej), pianista – Jerzy Zaborowski (pierwszy z lewej)
oraz gitarzysta basowy – Julian Małkowicz (drugi z lewej). To się dopiero działo! Była –
oczywiście - i Paloma! Panom
dziękowała Halina Chwiejczak (zdjęcie niżej).
Takie to były
zabawy(…) w one lata
w klubie Belfegor – można rzec
słowami wieszcza. Przed wakacjami 1979
roku napisał o tym Sztandar Ludu: Warto, by do członków klubu Belfegora
dołączyli również nauczyciele z innych zamojskich szkół. Koledzy z I LO
zapraszają do współpracy.
Nastał – niestety - 13 grudnia 1981 roku. Władysław
Pańczyk zapisał: (…) okrutna była wtedy
pogoda. Mierne samopoczucie. Zaczął się stan wojenny, internowano jednego z uczestników spotkań klubowych – rusycystę
Adama Kułaja. Przyszedł smutny
i niepewny czas. Ostatni wpis w kronice pochodzi z 15 marca 1983 roku: To przez obniżenie stopy i przez wiele
innych żalów Belfegor przestał być potrzebny. Odrodzi się kiedyś w innym
czasie, pośród innych ludzi i w innej scenerii.
Tak oto zamknął
działalność klubu nauczycielskiego jego założyciel i jednocześnie dobry
duch – Władysław Pańczyk. Czy rzeczywiście klub się odrodzi?
Blogerka
Grafika: własna
Cudowne wspomnienia. Klub był niezwykłym przedsięwzięciem. Sprawiało to nauczycielom duzo radości. Na pewno zostały z nimi wspomnienia, które przypominają im o tych czasach.
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajnie byłoby gdyby klub Belfegor się odrodził. Myślę, że to bardzo pomysłowe i do tego nieczęsto spotykane. Wspólne rozrywki dla nauczycieli są bardzo integracyjne i uważam, że pan Władysław Pańczyk wpadł na genialny pomysł.
OdpowiedzUsuńMyślę, że fajnie byłoby też obejrzeć kronikę klubu i dowiedzieć się czegoś więcej o tej grupie towarzyskiej
To wspaniałe, że nasza szkoła ma taką bogatą historię. Powstanie klubu było cudownym pomysłem. Z tego wpisu wynika, że nauczyciele mieli wiele pasji, a w szkole nigdy nie można się było nudzić.
OdpowiedzUsuńSuper post! Myślę, że odrodzenie klubu byłoby dobrym pomysłem na integracje nauczycieli, w dzisiejszych świecie czas pędzi i wszyscy zapominają o takich wartościach jak przyjaźń czy dobra zabawa. Czasem warto się zatrzymać na chwilę i pomyśleć o spędzeniu czasu z innymi.
OdpowiedzUsuńSzkoła i jej pracownicy to jedna wielka rodzina, z której wyciągamy niezliczoną ilość wartości życiowych. Uczniowie po tych trzech latach są ze sobą niesamowicie zżyci, dlaczego więc z nauczycielami miałoby być inaczej? W tej sytuacji przecież współpraca nie kończy się na kilku krótkich latach, a w związku z tym jest zalecane utrzymywanie przyjacielskich relacji.
OdpowiedzUsuńAtmosfera w pracy jest bardzo ważna. Najlepiej robić coś, co daje nam poczucie spełniania się. Brak satysfakcji z tego co wykonujemy powoduje, że zawód jest dla nas strasznie męczący i źle na nas wpływa. Posiadanie dookoła siebie ludzi, z którymi utrzymujemy bardzo dobre stosunki to dodatkowa dawka pozytywnej energii.
Bardzo dziękuję za cenny artykuł, a przede wszystkim za moc włożonej pracy kronikarskiej. Miałam wielką przyjemność i honor osobiście spotkać na swojej drodze większość osób z Belfegora jak i Blogerkę, która zamieściła materiał. Czerpanie z Ich dorobku to niezwykła i cenna rzecz - coś co zostaje na zawsze i powraca w najlepszych wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Anonimowa Koleżanka doceniła moją pracę. Dziękuję. Podpisuję się pod Jej słowami: "Czerpanie z Ich dorobku to niezwykła i cenna rzecz - coś co zostaje na zawsze i powraca w najlepszych wspomnieniach". Właśnie dlatego postanowiłam opowiedzieć młodym czytelnikom o więzi i ciekawych pomysłach wspaniałych pedagogów I Liceum. Chciałam, żeby przetrwała pamięć o tej cząstce 100-letniej historii naszej szkoły.
UsuńNigdy wcześniej nie słyszałam o tego typu społeczności, w gruncie rzeczy, szkolnej. Teraz to raczej niespotykane, po pracy czy szkole każdy śpieszy się do swoich własnych spraw, a tych wraz z upływem czasu coraz bardziej przybywa. A szkoda, że niektórych znajomych możemy spotkać najwyżej na Messengerze lub Snapchacie, a podczas przypadkowego spotkania 'w realu' nie mamy o czym rozmawiać...
OdpowiedzUsuńMimo takiej smutnej refleksji, post napawa optymizmem, bo skoro belferowie, którzy podobno są bez serca (tak słyszałam od kogoś, kto w następnym tygodniu ma 3 sprawdziany, kilka kartkówek i spodziewa się pytania ;) ) potrafili się zjednoczyć i stworzyć taką wspaniałą grupę, to dlaczego my nie możemy?
Uczniowie szkół zakładają najróżniejsze koła spotkań, koła hobbystyczne, więc dlaczego nauczyciele mają tego nie robić? Belfegor musiał być naprawdę niesamowitym przedsięwzięciem, które na pewno dostarczało jego członkom wiele radości, zabawy, a także spełnienia w tym wszystkim czego się podejmowali.
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o czymś podobnym odkąd zaczęłam uczęszczać do 1 Liceum w Zamościu. Czytając historię założenia klubu Belferów zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę szkoła powinna jednoczyć nie tylko uczniów ale także same grono pedagogiczne a ta forma organizacji była najlepszym tego przykładem. Nauczyciele i pracownicy szkoły po ciężkich tygodniach pracy również zasługują na odpoczynek. Tym samym mogliby spróbować czegoś nowego, spędzić miło czas i lepiej się poznać,dlatego byłabym jak najbardziej na TAK za odnowieniem tego typu społeczność szkolnej.
OdpowiedzUsuńBardzo miło się czyta posty dotyczące bezpośrednio naszej szkoły. Gratuluję autorce niezwykłych wyników poszukiwań i wspaniałego artykułu. Pierwszy raz czytam o kole zainteresowań, który założyli nauczyciele. Tym ciekawiej, że byli to nauczyciele naszego liceum. Coś takiego mogłoby powstać ponownie. Byłaby to na pewno dobrze przyjęta inicjatywa. Przecież nie tylko młodzież może spotykać się po lecjach i rozwijać wspólne pasje - nauczyciele też. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że jest to bardzo interesujący post. Fantastycznym pomysłem było założenie klubu przez nauczycieli. Co ciekawe, każda osoba zajmowała się w nim różnymi sprawami oraz atrakcjami. Obecnie bardzo rzadko spotyka się nauczycieli, którzy spędzają razem czas po pracy. Uważam, iż reaktywacja Belfegoru byłaby dobrą ideą.
OdpowiedzUsuńMiło się czyta takie wspomnienia, gdzie grupa ludzi jest zintegrowana, gdzie tak na prawdę wszyscy zachowują się jak jedna większa rodzina. I to jest cudowne. Nie ma bowiem rzeczy piękniejszej, jak piękne przyjacielskie uczucia w grupie. Jestem pod wrażeniem, bowiem w dzisiejszych czasach nie jest to często spotykanym zjawiskiem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post.
OdpowiedzUsuńMyślę, że znajdzie sie jeszcze taka osoba która będzie chciała odtworzyć Belfegor. Dla nauczycieli ten klub miał bardzo duże znaczenie, mogli się oni lepiej poznać i spędzić w swoim towarzystwie miło czas.
Miło dowiedzieć się czegoś nowego na temat naszego liceum. Nie miałam pojęcia, że kiedykolwiek istniało coś takiego jak Belfegor, ale sądzę stworzenie go było bardzo dobrym pomysłem. Przecież nauczyciele też mają swoje zainteresowania, wydarzenia dnia codziennego, którymi chcą się podzielić z innymi lub po prostu porozmawiać, zwłaszcza, że w gronie innych nauczycieli przebywają bardzo często, więc nawiązują wiele znajomości. Dobrym sposobem na taki odpoczynek był właśnie klub. Dlatego szkoda, że jego działalność musiała być zamknięta. Jednak zdanie z ostatniego wpisu ("Odrodzi się kiedyś w innym czasie, pośród innych ludzi i w innej scenerii.") brzmi jak obietnica i dobra przepowiednia, więc wierzę, że ktoś, kiedyś podejmie się reaktywacji klubu Belfegor.
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie przypuszczał, że istniała taka społeczność - tym bardziej w szkole! To świetnie, że znalazła się grupa ludzi, którzy poza codzienną rutyną potrafiła wspólnie się spotykać i miło spędzać czas. Często mawia się, że nauczyciele nie widzą niczego poza swoją pracą. Ten post jest zaprzeczeniem tej tezy. Nauczyciel to też człowiek i ma prawo do czerpania przyjemności z życia - mowa tu o ciągłym sprawdzaniu wypocin uczniowskiej społeczności bądź zajmowaniu się ważnymi dokumentami. Liczą się nie tylko obowiązki, które są nam określane, ale ważna też jest miła atmosfera. To właśnie ona jest kluczem do lepszego samopoczucia, nawiązywania bliższych kontaktów z innymi. Grunt to dobry zespół. Uważam, że grono pedagogiczne powinno się ze sobą integrować i pomagać sobie nawzajem. Można stwierdzić, że jest to swego rodzaju ''rodzina''. Mam nadzieję, że ten klub kiedyś wznowi swoją działalność. Jak się okazuje, zawód nauczyciela to nie tylko liczne obowiązki.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czyta się o przeszłości naszego liceum. Pokazuje ona, że nauczyciele to nie tylko nasi profesorowie, ale także osoby, które mają swoje zainteresowania oraz ciekawe sposoby na spędzanie czasu wolnego. Myślę, że Belfegor był dla nich odskocznią od codziennej rutyny i "akumulatorem" na następny dzień.
OdpowiedzUsuńŚwietnie jest dowiedzieć się trochę o swojej szkole. Nie spodziewałbym się takiej historii. To niesamowite, że ludzie w szkole kiedyś tak współpracowali ze sobą. Ciekawy post, czytałem z uśmiechem na twarzy :)
OdpowiedzUsuńOjej, nie miałam pojęcia, że nauczyciele mogą się tak miło zorganizować. Przyjemnie się o tym czytało. Nie wiem nawet, czy obecnie istnieje podobna grupa wśród naszych nauczycieli. Na pewno trudno byłoby taką stworzyć, gdy każdą wolną chwilę poświęcają na przygotowanie nas do matury.
OdpowiedzUsuń