27 lutego 2019

Literackie fascynacje


 
  IX  Miesiąc Opowiadań

 


Literatura […]

wzbogaca wyobraźnię człowieka […]

i otwiera oczy na sprawy,

którym wielu z nas nie poświęca nawet odrobiny swojej uwagi.

(Wiktoria Szykulska)



Zdobywczynią Pierwszej Nagrody za cykl opowiadań IX edycji konkursu literackiego Miesiąc Opowiadań  jest Wiktoria Szykulska, uczennica klasy Ie w naszym liceum. Młoda autorka powiedziała: Literatura jest jedną z wielu moich pasji. Uważam, że wzbogaca wyobraźnię człowieka, poszerza horyzonty i otwiera oczy na sprawy, którym wielu z nas nie poświęca nawet odrobiny swojej uwagi. Czytanie wykształciło we mnie także umiejętność twórczego pisania, którą wykorzystuję, by dzielić się moją pasją z innymi. Jury konkursu nie miało wątpliwości, ponieważ opowiadania Wiktorii wyróżniały się zarówno warstwą fabularną, elektryzującym nastrojem,  jak i pięknym literackim językiem. Przed Wami jeden z nagrodzonych utworów. Miłego czytania!

Blogerka


Wiktoria Szykulska

Historia ucieczki
           
       Telefon zadzwonił w momencie, gdy wiatr poruszył zasłonami, chwilę przed tym, nim babcia Jolanta wyszeptała cicho, zatrwożonym głosem, że za chwilę spadnie deszcz i trzeba pozamykać okna; zawsze przerażała ją świadomość gwałtownej, niekontrolowanej ulewy. Dzwonił Adam, wyrzucał z siebie słowa, jak gdyby bał się, że nie zdąży. Mocniej przycisnęłam słuchawkę do ucha, by lepiej zrozumieć zdania, które wykluwały się z jego ust, niczym zrozpaczone pisklęta.   
        - Nie ma jej, Noro. Zniknęła, szukam jej od tygodnia, a mimo to nie natrafiłem jeszcze na żaden ślad…    
        - I mówisz mi o tym dopiero teraz?                                                                                         Milczał przez chwilę, a potem wymamrotał odpowiedź.                                         
        - Sądziłem, że to jeden z jej ekscesów. Nigdy bym nie przypuszczał, że zostawi nas ot tak, mnie i moją rodzinę, że porzuci Sarę, Eleonorę i Anię… Byłem marzycielem, obłudnym marzycielem, bo jej zaufałem, choć wiedziałem, że nie powinienem.  A jednak czasem nie zdajemy sobie sprawy do czego zdolni są nasi bliscy, Noro, jak bardzo nieobliczalni potrafią być. Trudno mi pogodzić się ze świadomością, że nie znałem własnej żony, która przez cały ten czas karmiła mnie ułudą.  Jej miłość była ułudą. Po tym wywodzie zaczerpnął głęboko powietrza w płuca i rozpłakał się; mogłam sobie wyobrazić, jak łzy wsiąkają w słuchawkę starego aparatu, ustawionego na niepewnej, rozchybotanej szafce. Irytował mnie jego ton; wyzuty z sił, zaciągający smutno sylaby głos dobitnie pokazywał, że spisał Linę na straty. Poczułam narastające pieczenie w klatce piersiowej, ból narastał wraz z każdym urywanym oddechem. Jakkolwiek głęboko pragnęłam ukryć przed sobą ten fakt, wiadomość o odejściu Liny wywarła na mnie spore wrażenie. Postanowiłam odsunąć od siebie ból Adama, miałam wystarczająco dużo kłopotu, by uporać się z własnym.      
        - Wybacz mi, Adamie, ale muszę kończyć, babcia prosi, by przygotować jej posłanie…                                   
- Nie zostawiaj mnie z tym, Noro. Musisz coś wiedzieć, znałaś ją lepiej niż ja, lepiej niż ktokolwiek. Zrób coś, jeśli nie z uwagi na mnie, to w trosce o dobro dziewczynek…                                 
Nie podobało mi się, że wykorzystuje córki jako kartę przetargową w walce z własną bezradnością. Mimo to, zgodziłam się mu pomóc; poleciłam, by raz jeszcze przeszukał garderobę i sypialnię Liny. Godzinę później zatelefonował z wiadomością, że zabrała wszystkie dzienniki  i pamiątki, wycięła też swoje wizerunki z rodzinnych fotografii. Tym razem Adam nie mógł się opanować, klął na czym świat stoi, przeklinał Linę i jej samolubstwo                                                                 
- Jak mogła zrobić mi coś takiego? Pozbyła się siebie ze zdjęć, zupełnie jakby chciała nam wszystkim udowodnić, że nigdy nie istniała! Czy choć przez chwilę pomyślała o tym, jak poczują się dziewczynki, gdy wyjdzie na jaw, że jedyne, czego pragnie ich matka, to wymazać się z pamięci rodziny?                                                         
 -  Uspokój się, Lina wiele przeszła, widać nie uporała się jeszcze z przeszłością…         
- Komu ty chcesz wciskać takie kity, Noro? Nie ona jedna przeżyła piekło wojny i komunizmu, my też w tym uczestniczyliśmy. Gdyby na świecie cierpienie człowieka miało jakiekolwiek znaczenie, to prawdopodobnie nikt z nas nie szukałby zapomnienia w ucieczce.
 - Muszę kończyć, Adamie, ucałuj ode mnie córki. Z resztą będziesz musiał poradzić sobie sam.
  Nadal pomstował do telefonu, gdy z trzaskiem odłożyłam słuchawkę. To prawda; zatracił się  w swoim zakłamaniu i był marzycielem. Nie tylko Adam często zapominał, że człowiek najbardziej pragnie rzeczy, których nigdy nie będzie mu dane posiadać. Ze zdumieniem spostrzegłam, że pada deszcz; rzęsiste krople osiadały na szybie, jak nienależące do nikogo łzy. Babcia kołysała się na krześle, z podkulonymi pod siebie nogami i wzrokiem utkwionym w śliskiej od wody podłodze.
 - Prosiłam, abyś zamknęła okna. - Wyszeptała ledwo słyszalnie, nie podnosząc spojrzenia, które leżało, szare i bezwładne u jej stóp.
 - Teraz nieszczęście wlało się do środka. Oby tylko Lina nie przedostała się do kuchni razem z nim.                                                                                                                     
            Pokręciłam głową, po czym szarpnęłam za klamkę i z hukiem docisnęłam okno do futryny. Babcia wzdrygnęła się, a ja poczułam nieznośny ciężar w piersi, dusiłam się i nie mogłam oddychać, choć wokół było tyle powietrza. Świadomość nagłej i nieodwracalnej straty rzuciła mnie na kolana, przebiła serce na wylot żelaznym gwoździem, pozostawiając we mnie chłodną, ziejącą pustkę. Lina odeszła i ta część niej, która jeszcze we mnie żyła, cierpiała. Oparłam plecy o ścianę, nie byłam w stanie pogodzić się z myślą, że będę musiała zamykać oczy samotnie, bez nadziei, że Lina kolejny raz wymaże z moich powiek obraz wojennego koszmaru. Deszcz, który uderzał o szybę, boleśnie przypominał o tym, że właśnie domknęłam ostanie okno przeszłości. Jego szyba pękała właśnie, zwalniając miejsca przeciskającym się przez nią wspomnieniom. Wiedziałam, że i tym razem Lina znalazła drogę, aby mnie odnaleźć.
                                                                           ***
            Wojna wybuchła wcześnie rano; świat dopiero budził się do życia, gdy spadły pierwsze bomby zapalające. Niebo płonęło od ich głodnego ognia, gdy siedziałam skulona w ziemiance z jednym kolanem przyciśniętym do miękkiego brzucha Liny, drugim zaś podpierając szczękający ze strachu podbródek.                                 
            Razem ze mną w schronie tłoczyło się dwadzieścia innych osób, w tym otyły mężczyzna z rudym wąsem, który natarczywie wpatrywał się w Linę; nie mógł oderwać wzroku od jej dużych, niebieskich oczu i wiotkiej, jak wierzba sylwetki. Ona sama zdawała się tego nie zauważać, jedynie usta zaciśnięte w wąską kreskę i zbielałe od zaciskania pięści mogły wskazywać na to, że w pełni odczuwa grozę panującej sytuacji. Kolejny wstrząs nastąpił kilkanaście minut później, tym razem Lina złapała mnie za dłoń, splatając swoje długie, chude palce z moimi. Po chwili gwałtownie zabrała rękę, niemal wyrywając ją z mojego niepewnego uścisku, jak gdyby skrycie wstydziła się swojej wcześniejszej reakcji. Ktoś w ocienionym kącie, po przeciwnej stronie pomieszczenia zaczął się pospiesznie modlić; męski głos szepczący błagalne słowa modlitw i psalmów brzmiał szczególnie żałośnie w tym szczelnie zamkniętym, odciętym od świata miejscu. Siedząca obok kobieta w końcu zdecydowała się go uciszyć, a gdy jej słowa nie odniosły pożądanego skutku, obrzuciła mężczyznę stekiem kalumnii, wyzywając go od tchórzy i wymoczków.                                    
- Tylko głupiec zwracałby się teraz do Boga - dodała, a jej pokryta grubą warstwą makijażu twarz poruszała się w ciemnościach, jak obleczona w mrok maska, długie rzęsy mrugały, sięgając linii przyciemnionych kredką brwi.
- Lepiej zatroszcz się o siebie i swoje dzieci, synu. Gdy Niemcy wysadzą tę przeklętą mieścinę w powietrze, całe Niebo, które chrześcijanie zbudowali na Ziemi, zamieni się w pył. Gwarantuję wam wszystkim, że kolejna wojna zniszczy doszczętnie nawet tak pieczołowicie utkaną iluzję.                                                           
Kilka korpulentnych kobiet, przycupniętych nieopodal posłało jej mordercze spojrzenia pozbawionych źrenic, osłoniętych ciemnością oczu. Te o bardziej konserwatywnych poglądach posłużyły się otwartymi wyzwiskami.                              
- Co ty wiesz o Bogu i tradycji, kobieto. - Wyrwało się jednej z nich. - Uważasz się za taką mądrą, a wystarczy na ciebie spojrzeć, aby zrozumieć, skąd w twojej głowie tyle miejsca dla podobnych bluźnierstw. Wracaj tam skąd przyszłaś, bo gdy na ciebie patrzę łatwiej mi zrozumieć sens tej wojny i jej ewentualnych ofiar. Niewykluczone, że niektórzy po prostu powinni stąd zniknąć.                  
Wrzawa, która zapanowała po mknących niczym pociski słowach sprawiła, że zapragnęłam jak najszybciej zaszyć się w sobie, zapiąć guziki mojego jestestwa i pociągnąć zamek błyskawiczny maski, którą nałożyłam w obecności tych krzyczących, zezwierzęconych istot. Lina kuliła się obok mnie, obejmując rękami kolana, wbijając pozbawione spojrzenia oczy w wilgotną podłogę, a ja w jakiś sposób odgadłam, że cała ta sytuacja rani ją bardziej, niż można by przypuszczać, panujący wokoło hałas nieomal doprowadzał ją do szaleństwa. W jednej chwili palący strach przebił mi serce rozgrzaną igłą; zapragnęłam wejść w jej skórę niczym wąż, zespolić się z jej ciałem, przejąć od duszy nieco cierpienia. I wtedy świat na chwilę ucichł. Podmuch gorącego powietrza przetoczył się po schronie niczym rozpędzona strzała, pociągając za sobą ludzi, a później szczątki, które z nich pozostały. Uderzyłam głową o coś ciężkiego i wilgotnego, przed sobą miałam mężczyznę, który wcześniej uparcie wpatrywał się w Linę; teraz zastygł w tej pozie, z zaszklonymi oczyma, przekrwionymi od pękającego w nich życia.  Czyjaś ręka uderzyła mnie w twarz, krew stojącej obok osoby spryskała mój mundurek jaskrawym szkarłatem. Nigdzie nie widziałam Liny, brązowy pył skruszonego świata zalepiał mi powieki, zamurowując mnie w moim własnych wnętrzu, pełnym białej, oślepiającej jasności. Czułam się mała, pogrzebana pod powierzchnią kraju, który zapomniał o swoich mieszkańcach, zamknięta w obrębie zupełnie obcego mi świata; cała ta wojna w jednej chwili pozbawiła mnie tchu.                         Wiele godzin później opowiedziano mi, w jaki sposób Linie udało się uratować mi życie. Ponoć szarpała moją rękę tak długo, aż naderwawszy ramię, zdołała wyciągnąć mnie spod ludzkiego usypiska śmierci. Wyniosła moje ciało ku światłu tak, jak robiła to wiele razy w innym życiu, tym po wojnie, gdy zdawało nam się, że odzyskałyśmy upragnioną wolność, a w rzeczywistości tkwiłyśmy w stalinowskiej machinie śmierci. Swoje zachowanie wytłumaczyła tym, że panicznie bała się zostać na tym świecie sama, że nie potrafiłaby sobie poradzić z zapełniającą się brutalnymi dziejami, historią niedawno odzyskanej Polski.                                                      
            - Nie jestem patriotką, Noro. - Wyznała, jakiś czas później. - Ale jeśli choć trochę zależy nam na świętym spokoju, to powinnyśmy wstąpić do konspiracji.            Zgodziłam się z nią, a nawet przytaknęłam ochoczo. Świadomość, że mogę się do czegoś przydać, podjąć się walki za uwięziony pod butem obcej narodowości kraj, działała na mnie budująco. W tamtej chwili byłam święcie przekonana, że wszystko jest lepsze niż nieustanne czekanie w ogarniętej stuporem rodzinie, z zapłakaną matką, nieobecnym ojcem i babką, która zdawała się być pogrążona w innej, pokorniejszej rzeczywistości.
  Linę przydzielono do grona sanitariuszek, ja natomiast trafiłam do oddziału, który zajmował się sabotażem i przeprowadzaniem skomplikowanych akcji dywersyjnych. Gdy nas rozdzielono, Lina nie dała po sobie poznać, że ją to w jakiś sposób dotknęło, dopiero później, podczas moich licznych odwiedzin, w szpitalu na kościuszkowskiej, chwyciła mnie za ręce i, płacząc,  wyszeptała, że dłużej tak nie może, boi się rannych, jest przerażona widokiem ich gnijących ciał, oderwanych kończyn i bólu, wymalowanego na twarzy czerwonym pędzlem, że coraz częściej dostrzega w ich oczach ślad rozkładu i zapomina o tym, że wciąż ma do czynienia z żywymi istotami.                        
- Pod ścianą w każdej sali stoi wiadro, do którego wrzucamy szczątki. Postrzępione kończyny, poczerniałe od gangreny stopy, organy, które nikomu się już nie przydadzą. Staram się, aby pacjenci nie patrzyli w tamtą stronę. A gdy spojrzenie któregoś z nich powędruje  w niewłaściwym kierunku, zaczynają krzyczeć. Mój Boże, czasem wydaje mi się, że jestem głucha od tych ich wrzasków albo raczej pragnę taka być. Wśród umarłych łatwo zapomnieć o tym,   że samemu się jeszcze oddycha, Noro.  A żywi mają wobec świata pewne zobowiązania.     
 Przytuliłam ją do siebie, pogłaskałam po głowie, jednocześnie walcząc z własną niezręcznością; oto Lina, która zawsze była dla mnie opoką, teraz załamuje się na moich oczach.  Powiedziałam jej, że to jest nasz obowiązek, stanąć w obronie kraju, walczyć za tych, którzy umierają i przeciwko tym, którzy pragną porwać na strzępy to, co z tak wielkim trudem budowaliśmy przez wieki. Wiedziałam, że są to jedynie puste słowa; nie można nimi było uleczyć otwartej rany na ciele, ani zasklepić tej bardziej złożonej, ukrytej pod powierzchnią duszy. Stałyśmy tam, pod oknem wolności, przysłonięte kotarą śmierci, ukryte w jej głębokim cieniu, który starał się nas połknąć, rozszarpać płaskimi, jak dyski pazurami. Chwilę później pacjent, którym opiekowała się Lina, zaczął głośno majaczyć, nawet z odległości, w której stałam, widziałam, że czoło ma mokre i rozpalone od trawiącej ciało gorączki. Pożegnałam się z nią szeptem, jak gdyby w obawie, że obudzę coś, co dawno powinno było usnąć. Przekraczając ostatni z progów tego miejsca, byłam gotowa wrócić do świata, który z taką zaciekłością się o mnie dopominał, który palił gorączką czoła rannych i doprowadzał moją przyjaciółkę do rozpaczy. Z perspektywy czasu dostrzegam, że już wtedy wiedziałam, iż wracam do świata, z którego Lina, jak najprędzej zapragnie uciec.
 
                                                                                                                                                
Grafika:

https://www.shutterstock.com/image-illustration/books-growing-flowers-watercolor-drawing-260nw-1840904419.jpg

23 lutego 2019

Przeczytane, przemyślane, skomentowane

           
              Symbol  splendoru




Każdy chce się na niego dostać.
Wszyscy chcą się po nim przespacerować.
Błysk fleszy, zainteresowanie mediów,
gwarancja wiecznej chwały i rozpoznawalności.
Czerwony dywan urósł do rangi symbolu.
Spacerują po nim
gwiazdy, politycy i ludzie znani z tego, że są znani.
(Michał Zalewski)


 
Jutro, 24 lutego po raz 91. na czerwonym dywanie w  Hollywood pojawią się tłumy gwiazd związanych z filmem,  przede wszystkim: aktorów , reżyserów, scenarzystów, scenografów,  kompozytorów, producentów. Tam bowiem od 1926 roku są przyznawane corocznie Nagrody Akademii Filmowej,  zwane Oscarami.  Corocznie,  z wyjątkiem lat: 1938 (powódź w Los Angeles), 1968 (pogrzeb Martina Luthera Kinga) oraz  1981 (próba zabójstwa Ronalda Reagana). Zanim jednak twórcy kina przejdą się po tym dywanie (5 tysięcy metrów kwadratowych),  przez pięć dni  będzie go rozwijało od 25 do 30 osób. Podobno czerwień tego dywanu jest specjalnie rozświetlona, aby współgrała z błyskiem fleszy i reflektorów. Nie  tylko Hollywood ma swój dywan,  na czerwonym dywanie stają też artyści w Cannes, Wenecji, Paryżu, Berlinie, Londynie, Sztokholmie, Gdyni. Czerwień (ze złotem) dominuje  w Operze Narodowej, w Teatrze Narodowym i Filharmonii Narodowej  w Warszawie, w La Scali w Mediolanie, w Operze Wiedeńskiej itd.  A więc mówiąc poetycko - w świątyniach sztuki.  Na ostatniej gali Złotych Lwów  była nawet czerwona  ścianka jako  tło sesji zdjęciowej gwiazd.
Jak stwierdziłam wcześniej, czerwony dywan jest symbolem  splendoru, ale też wyjątkowego  statusu ludzi, miejsca  i wydarzenia, które  ma  uroczysty charakter. Nie jest jednak odkryciem hollywoodzkiej fabryki snów. To kontynuacja greckiej tradycji sięgającej V wieku przed naszą erą. Ajschylos w tragedii Oresteja  przedstawia  Klitajmestrę która wita Agamemnona po jego powrocie z wojny trojańskiej,  rozwijając przed nim czerwony dywan. Czerwień była ukochanym kolorem Juliusza Cezara, takie więc miał komnaty, dywany, płaszcze. Pierwotnie czerwony kolor był przeznaczony dla bóstw, władców, świętych, duchownych, a z czasem – dla polityków i wreszcie zwykłych ludzi. W Stanach Zjednoczonych czerwień pojawiła się jako wyraz specjalnego  traktowania, dlatego pewnie w 1902  roku koleje, reklamując jedną ze swoich tras, miały ponoć witać pasażerów na czerwonym dywanie. Dwadzieścia lat później po czerwonym dywanie przechodzili w Hollywood widzowie  podczas premiery filmu Robin Hood. I tak stopniowo ów dywan zbliżał się do gali Oscarów.

Czerwony kolor zawsze  miał  bogatą symbolikę, między innymi oznaczał potęgę, królewskość, dostojność, triumf. I rzeczywiście na czerwonym dywanie  wyjątkowi ludzie święcą triumfy. Czerwień (purpura) przez wiele wieków należała do najdroższych i najbardziej ekskluzywnych barw, ponieważ  do wytworzenia farby  wykorzystywano wydzielinę morskiego ślimaka (kolczasty barwnik- murex). Aby uzyskać gram purpury, trzeba było około 10 tysięcy ślimaków.  W wiekach  XV i XVI czerwony barwnik wytwarzano z  owadów, zwanych czerwcami polskimi. Dlatego ten owad stał się towarem eksportowym w naszym kraju (oprócz zboża, soli i drewna) Niżej na rysunku: czerwiec polski.
Czerwony dywan w Hollywood.  Michał Zalewski pisze, że:  Wszyscy chcą się po nim przespacerować.  Dlaczego?  Ponieważ błysk fleszy, zainteresowanie mediów dają  podobno gwarancję  wiecznej chwały i rozpoznawalności. Tak przynajmniej sądzi wielu z celebrytów. Mam wątpliwości co do chwały, jeśli przyjąć, że jej synonimem jest cześć, a więc  szacunek. Nigdy nie marzyłam o wielkim świecie,  za to w napięciu czekam na werdykt Akademii Filmowej oraz z wielką przyjemnością przyglądam się kreacjom gwiazd, zaprojektowanym przez znanych kreatorów mody. Jedne mi się bardzo podobają, inne mniej.
Gala Oscarów – jak powszechnie wiadomo -   od dawna  jest nie tylko świętem filmu, lecz również wyjątkowym wydarzeniem ze świata mody. Gwiazdy na czerwonym dywanie przykuwają uwagę fotoreporterów i kamerzystów, a także widzów i czytelników na całym niemal świecie. Wywołują  też wiele -  często skrajnych - emocji, ponieważ zaskakują, zadziwiają lub nawet szokują swoimi kreacjami. Gdy przeglądałam historię oscarowej mody, szczególnie spodobała mi się sukienka mojej ulubionej aktorki Audrey Hepburn (niezapomniana rola w filmie  Śniadanie u Tiffany'ego). Została zaprojektowana przez Huberta de Givenchy, a gwiazda wystąpiła w niej na gali w 1954 roku. Dziś już nie zobaczy się  takich skromnych oraz eleganckich kreacji.  91. oscarowa gala może być wyjątkowa ze względu na trzy nominacje polskiego filmu  Zimna wojna   w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. Na pewno nie przegapię tej uroczystości.

Krish

Grafika:
https://t3.ftcdn.net/jpg/00/30/31/00/240_F_30310068_5kNkCuv0F2HfadCY5UDToKJ86XtuuFqp.jpg
https://cdn.pixabay.com/photo/2018/03/05/10/04/red-carpet-3200393_960_720.jpg
https://www.wiatrak.nl/sites/default/files/pictures/czerwiec-polski-5.jpg
https://www.zeberka.pl/img/b/682_1.jpg