20 lutego 2014

Przeczytane, przemyślane, skomentowane

                 
                    Złoty skok Fortuny

    Jeszcze nie przeszliśmy do historii, 
wciąż do niej idziemy.
 (Łukasz Kruczek)


Zapewne każdy z nas ogląda Olimpiadę i kibicuje polskim sportowcom. Ale czy ktokolwiek zastanawiał się nad tym, jakie były jej początki? Jakie olimpijskie  osiągnięcia mieli  nasi rodacy? Postaram się nieco przybliżyć ten temat.
Otóż, starożytni Grecy, twórcy olimpijskiej idei, nie znali śniegu. Dlatego też mówi się, że zimowe olimpiady z natury stoją w cieniu letnich igrzysk. Są to międzynarodowe zawody sportowe organizowane co 4 lata przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Należą do największych i najbardziej popularnych zawodów sportowych na świecie, w których mogą brać udział wszystkie państwa. Zwycięstwo na igrzyskach olimpijskich uznawane jest przez sportowców za najbardziej prestiżowe osiągnięcie. 
Pierwsze zimowe igrzyska odbyły się w Chamonix we Francji. Brało w nich udział 258 sportowców, w tym siedmiu Polaków. Oficjalnie Polacy biorą udział w zimowych igrzyskach olimpijskich od początku ich istnienia, czyli od 1924 roku. Pierwszym polskim złotym medalistą, o którym wam opowiem, jest skoczek narciarski Wojciech Fortuna. Tak ogromny sukces osiągnął podczas igrzysk w Sapporo w 1972 roku.  Bardzo zaciekawiła mnie ta historia. Kto wie, może i Wam się spodoba.
W piątek 11 lutego 1972 roku przypadł  Dzień Powstania Narodu, święto narodowe Japonii. Było słonecznie i dosyć wietrznie. Pod skocznię na Okurayamie, górze przypominającej nieco zakopiańską Krokiew, przyszło ponad 50 tysięcy ludzi z flagami z czerwonym słońcem na białym tle. Nikt z nich nie wątpił, że YukioKasaya stanie na najwyższym stopniu podium, tak jak to zrobił pięć dni wcześniej na mniejszej skoczni Miyanomori, na której Japończycy zajęli trzy pierwsze miejsca. Gratulował im osobiście cesarz Hirohito. Gospodarze nie zawracali sobie głowy mierzącym ledwie 163 cm Wojciechem Fortuną z zakopiańskiego klubu Wisła Gwardia, choć w poprzednim konkursie zajął szóste miejsce. W Polskiej ekipie miejsce skoczka było wielką sensacją, bo 19-letni Fortuna, elektryk samochodowy po zawodówce, został dołączony do reprezentacji dzień przed odlotem do Sapporo. Wysłanie go do Japonii wymogli na działaczach dziennikarze krytykujący skład reprezentacji w skokach ułożony w Polskim Komitecie Olimpijskim. Fortuna był w formie, był jedyną nadzieją, bo reszta ekipy nie spisywała się najlepiej. Potrafił daleko skakać, choć nie zawsze, a właściwie to bardzo rzadko lądował telemarkiem, dlatego też nieraz sędziowie odejmowali mu punkty za styl. Skakał praktycznie od małego. Gdy okazało się, że ma talent, ojciec gnał go na skocznię, a zdarzało się, że robił chłopcu awantury, gdy ten opuścił trening.
Przejdźmy  jednak do zawodów. Nadszedł w końcu dzień, na który wszyscy czekali. Fortuna mozolnie wdrapywał się z nartami na ramieniu po schodkach – wtedy jeszcze nie było wyciągu, ale zawodnicy nie narzekali, bo taki spacer pozwalał nieźle rozgrzać się przed startem.  Nasz skoczek wylosował numer 29. Do tej pory najdalej skoczył zawodnik gospodarzy Akitsugu Konno – 98 metrów, a Polak, który widział jego skok na monitorze w domku startowym, pomyślał sobie, że dobrze byłoby osiągnąć przynajmniej 100 metrów. Usiadł na belce, poprawił gogle i ruszył. Idealnie trafił w próg i przy sprzyjającym wietrze od dołu – trzymając dwie narty równolegle według obowiązującego wtedy stylu – poszybował... dokładnie nad czerwoną linię oznaczającą punkt krytyczny skoczni. Kiedy w końcu wylądował, na stadionie zaległa cisza. Kibice nie dowierzali temu, co przed chwilą zobaczyli. Fortuna od razu wiedział, co się stało -  jeszcze jadąc po zeskoku i hamując pługiem, uniósł ręce do góry nad głowę i bił brawo – choć wylądował po swojemu na dwie nogi, a nie telemarkiem. W końcu spiker podał wynik: 111 metrów! Łączna nota – 130,4 punktu!
Przez trybuny przeszedł szmer podziwu, choć nie zachwytu – gospodarze ciągle wierzyli, że to oni zwyciężą na Okurayamie. Ich mistrz  Kasaya miał dopiero skakać. Skoczył 106 metrów i miał 5,5 punktu mniej niż Polak, który po pierwszej serii – mimo gorszych not za styl – prowadził. Konkurs nie układał się mającym medalowe aspiracje Niemcom z NRD i Czechosłowakom. Sędziowie z obu tych krajów domagali się anulowania wyniku Polaka, próbując przekonywać kolegów, że tak daleki skok to czysty przypadek i po prostu powiało mu pod narty. Twierdzili również, że każdy inny skoczek na jego miejscu osiągnąłby taki rezultat, a nawet i lepszy. Ale sędziowie z Kanady i Norwegii zauważyli, że Polak nie jest takim znowu przypadkowym zawodnikiem, skoro kilka dni wcześniej zajął szóste miejsce na mniejszej skoczni. Takie samo zdanie miał japoński juror. Nadeszła druga seria. Podmuchy zrobiły się jeszcze silniejsze, więc skrócono rozbieg. Konkurs się przedłużał. Skoczkowie raz po raz musieli czekać, aż wiatr nieco osłabnie. W końcu przyszedł czas na Fortunę. Stało się tak jak przypuszczali japońscy trenerzy: nie trafił dobrze w próg, wiatr mu tym razem nie sprzyjał i osiągnął zaledwie 87,5 metra. Dostał niskie noty za styl i nie było jasne, czy w ogóle znajdzie się na podium.  
Każdy kolejny skoczek lądował w klasyfikacji za naszym polskim skoczkiem Wojciechem Fortuną i to on został złotym medalistą igrzysk w Sapporo. Triumf Polaka był może największą sensacją igrzysk. Dzięki niemu Polska prześcignęła w klasyfikacji medalowej takie zimowe potęgi, jak Kanada, Finlandia i Francja. Japończycy byli bardzo zaskoczeni wydarzeniami na skoczni, a podczas dekoracji nie odegrali polskiego hymnu, bo nie przygotowali orkiestrze nut „Mazurka Dąbrowskiego”. Fortuny nie udekorował cesarz Hirohito. Dostał natomiast depeszę od premiera Piotra Jaroszewicza: Z okazji zdobycia złotego medalu olimpijskiego składam Wam serdeczne gratulacje i życzenia dalszych wybitnych sukcesów rozsławiających polski sport. I tak Fortuna zdobył pierwszy złoty medal dla Polski na zimowych igrzyskach i setny w historii polskich startów na olimpiadach. W tamtych czasach konkurs olimpijski był równoznaczny z mistrzostwami świata, więc dostał też złoty medal Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS).
Z Zimowych Igrzysk Polacy przywieźli dotąd 14 medali, w tym dwa złote. Oprócz skoczka, którego historię już znacie, drugie złoto na olimpiadzie w Vancouver w 2010 roku  zdobyła Justyna Kowalczyk w biegu na 30 km.  Liczba medali wciąż rośnie dzięki naszym uzdolnionym sportowcom. Już teraz mamy na koncie zdobyte w tym roku cztery złote medale. Kto wie, może będzie ich jeszcze więcej. Trzymajmy kciuki za naszych rodaków w tegorocznych igrzyskach w Soczi. Nie zapominajmy jednak  też o tych, którzy jako pierwsi zdobyli dla Polski medale: złote, srebrne  i brązowe.

Brylancik