Tyrmand – pisarz, jazzman, bikiniarz
[…] autora powieści Zły trudno jednoznacznie zaklasyfikować:
Tyrmand antykomunista,
Tyrmand katolik,
Tyrmand teoretyk jazzu, Tyrmand sprawozdawca sportowy,
Tyrmand globtroter, Tyrmand playboy,
Tyrmand reakcjonista,
Tyrmand bikiniarz,
Tyrmand filozof, Tyrmand prekursor mód,
Tyrmand autor bestsellerów, Tyrmand
pielgrzym,
Tyrmand - owiana legendą tajemnica.
(Tadeusz Konwicki)
Jak wynika z
wypowiedzi Tadeusza Konwickiego, ale nie tylko jego, Leopold Tyrmand był
człowiekiem wielu talentów oraz wielu
ról społeczno-obyczajowych. Na pewno stał się
legendą, w której trudno czasami oddzielić prawdę od zmyślenia. Wiadomo bowiem, że lubił
rozpowiadać o sobie różne plotki, dlatego już za życia był niejednoznaczną postacią. Pewne
jest natomiast, żył w latach 1920 – 1985 ,
w tym od 1965 roku na emigracji. Kim był? Był polskim pisarzem oraz
publicystą, miłośnikiem i popularyzatorem jazzu w Polsce. Zanim wyemigrował, był
znany jako autor Dziennika 1954
oraz powieści Zły (1955). Ze względu
na swoją bezkompromisowość w wypowiadaniu sądów, zamiłowanie do jazzu – muzyki
imperialistycznej Ameryki, a także - jako człowiek wyróżniający się z szarego
tłumu stylem bycia oraz wyglądem - miał
ciągłe kłopoty ze strony władzy PRL-u.
Prozaik i
publicysta. Leopold
Tyrmand – warszawiak z urodzenia – na
początku wojny znalazł się w Wilnie, gdzie został aresztowany i skazany na 25
lat więzienia, następnie zamienionego na
przymusowe roboty. Podjął ucieczkę, ale
został schwytany w Norwegii oraz uwięziony
w obozie koncentracyjnym. Do Polski wrócił w 1946 roku i zaczął pracę jako
dziennikarz w Expresie Wieczornym oraz Słowie
Powszechnym. Z czasem – w Przekroju, w Tygodniku Powszechnym, a także w Ruchu Muzycznym. Niestety,
już w 1950 roku został zwolniony z Przekroju,
ponieważ w sprawozdaniu z meczu bokserskiego nieprzychylnie wypowiedział się o
radzieckich sędziach. W Tygodniku
Powszechnym także przestał pracować, ponieważ władze zamknęły to pismo z powodu odmowy zamieszczenia nekrologu po
śmierci Józefa Stalina. Zresztą, i tak Tyrmand został objęty zakazem
publikowania.
Dziennik 1954 był dla Leopolda Tyrmanda namiastką prawdziwej
twórczości – zarówno pisarskiej, jak i dziennikarskiej. Notował w nim: Przegrałem wszystkie bitwy, ten dziennik to
ostatnia reduta i będę się spoza niego bronił tak długo, jak długo będzie
można. Co wieczór wstępuję na szaniec. Utwór jest zapisem czasów, w których powstawał. Autor skupia się więc na codziennym życiu, zauważając jego bylejakość, biedę i szarość. Nie
poprzestaje na opisie, lecz snuje
refleksje natury społecznej,
psychologicznej i filozoficznej. Dotyczą
one także licznych znajomych z kręgów inteligenckich, na przykład sylwetek twórców literatury. O Zbigniewie
Herbercie pisze: Moim zdaniem, jest największym poetą
młodego pokolenia powojennej Polski. Tyrmand pamięta, że żyje w kraju dyktatury proletariatu i rozumie konsekwencje tego
stanu rzeczy. Przejeżdżając obok gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa, mówi do
znajomej: Przestań gwizdać. Za tymi murami może właśnie mordują ludzi. Każdy
przyzwoity człowiek w Polsce powinien choć przez chwilę zastanowić się nad tym,
co się tam dzieje. Poza tym – jak to
w dzienniku –pisze niemal o wszystkim: zamieszcza wspomnienia z wojny, ocenia
architekturę socrealizmu, opowiada o
bikiniarzach, zwierza się z intymnych przeżyć. I nagle 2 kwietnia 1954
roku Tyrmand w połowie zdania przerywa pisanie swojego dziennika, prowadzonego od 1
stycznia tegoż roku. Dlaczego? Podpisał bowiem z wydawnictwem Czytelnik umowę na napisanie
powieści Zły. Nigdy już tego przerwanego zdania nie dokończy.
Zły. Zamówienie u Leopolda
Tyrmanda powieści sensacyjnej o chuliganach było oznaką zbliżającej się w Polsce odwilży.
Było też dla pisarza ponowną szansą na zaistnienie w świecie literackim, a
także w świadomości czytelników. I Tyrmand
ją wykorzystał, ponieważ dobrze znał warszawskie realia, a na dodatek
miał talent do opowiadania ciekawych historii. Bohaterem powieści jest tytułowy
Zły, który broni słabszych (niczym Janosik lub Robin Hood!) przed światem przestępczym, gdyż sam wychował
się w trudnych warunkach na warszawskiej Pradze i zna życie. Bohaterami są
również przedstawiciele różnych
środowisk: robotnicy, dziennikarze, lekarze, chuligani… Wreszcie, bohaterami
Złego są rozmaite miejsca w
stolicy, nie zawsze bezpieczne: zaułki, spelunki, kina, bary, restauracje.
Warszawa przypomina plac budowy, na którym są jeszcze ruiny lub zniszczone
kamienice, a ludzie próbują normalnie
żyć. I tak przez cały utwór toczy się bezkompromisowa walka dobra ze złem.
Tyrmand uzupełnia treści kryminalne
wątkiem szpiegowskim i romansowym, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Tadeusz Konwicki, również pisarz, tak ocenia utwór Tyrmanda: […] ta
książka od razu stała się fenomenalnym bestsellerem. Rzecz jasna, byłem
zbyt dumny, żeby sięgać po jakiś kryminał napisany przez wroga
klasowego. Jednakże długo nie wytrzymałem. Sięgnąłem po egzemplarz
zaczytany już do ostatka i nie wypuściłem go z ręki
przez dzień i noc, póki nie skończyłem lektury. Co tu kryć,
padłem do tyłu z zachwytu. Może
i czytelnicy blogu padną z zachwytu,
kiedy przeczytają Złego Leopolda
Tyrmanda? Przecież to już powieść – legenda. Powieść kultowa.
Jazzman. Tyrmand pokochał
jazz jeszcze przed wojną, w
czasie studiów w Paryżu, i pozostał
wierny tej miłości. Uważał, że to muzyka uciśnionych ludzi i słyszał w niej
tęsknotę za wolnością. To bardzo pasowało do sytuacji w Polsce Ludowej, bo jazz dawał
trochę wolności. W latach 40. i
50. Tyrmand organizował spotkania
jazzowe (jam session) oraz stał się
ważną postacią w środowisku muzycznym. Do pierwszego spotkania polskich jazzmanów,
które przeszło do historii jako Zaduszki Jazzowe, doszło 2 listopada 1954 roku na sali gimnastycznej szkoły podstawowej przy
ul. Królowej Jadwigi (w Krakowie). Otworzył je słynny animator i popularyzator
jazzu z Warszawy Leopold Tyrmand, który na fujarce zagrał temat „Swanee River”
– czytam na stronie Wyborcza.pl (22 stycznia 2019) Chyba więc słusznie uznaje się Tyrmanda za prekursora jazzu w Polsce. Już wówczas, w latach 50., krążyło powiedzenie: Jeden jest jazz, Tyrmand jego
prorokiem. W 1957 roku wyszła jego
książka U brzegów jazzu, która ma charakter eseju zawierającego dość
swobodne przemyślenia autora. Dotyczą
one jazzu jako stylu muzyki, ale też sposobu życia. Nie ma natomiast prostej
odpowiedzi na pytanie, co to jest jazz. Może każdy z miłośników musi znaleźć
własną definicję?
Bikiniarz. Kim byli bikiniarze w Polsce? Byli
młodymi ludźmi, którzy wyrażali emocje swojego pokolenia, niezgodne z
narzuconym przez władze PRL-u porządkiem. Wzorów tej
subkultury trzeba szukać w USA – na
przykład w ruchu zoot suit. Amerykanizacja stylu życia wśród młodych pojawiła się w naszym kraju w latach 1952 – 1953, dlatego
niektórzy historycy mówią o pokoleniu 52 – pokoleniu jazzu i szerokich
marynarek. Na tle monotonnej socjalistycznej rzeczywistości, bikiniarze
ubierali się szokująco i ekscentrycznie, co samo w sobie było prowokacją wobec obowiązującego stylu życia, a także formą ucieczki od niego. Dlatego młodzi byli
potępiani jako wichrzyciele zagrażający
ładowi społecznemu. Skąd pochodziła
nazwa subkultury? Miała związek z atolem Bikini, na którym Amerykanie
przeprowadzali próby jądrowe. Sam Tyrmand pisał w Dzienniku: „Bikiniarz”
pochodził od krawatów, na których wyobrażony był wybuch bomby atomowej na atolu
Bikini w 1946 roku. Nie w całej Polsce jednak używano określenia bikiniarz, Kraków mówił: dżoller, Wrocław – bigarz, a wszędzie funkcjonowało też przedwojenne słowo: bażant.
Strój bikiniarza. Długa
(nawet po kolana) marynarka, kraciasta, rozcięta z tyłu, zwana maniorem. Wzorzysta, kolorowa
koszula, z długimi mankietami, spod
której wystawała podkoszulka –najlepiej w
kolorowe paski. Jaskrawy i
kolorowy krawat na gumce, zwany krawatto, a na nim ręcznie namalowane
egzotyczne wzory, palmy i prawie nagie
kobiety, małpy, gady, złote kółka itp. Spodnie –za krótkie, często bardzo
wąskie, odsłaniające skarpetki w
jaskrawe prążki. Owe skarpetki również
miały swoje nazwy: piratki albo sing – singi. Buty – zamszaki (zamszowe mokasyny) na grubej kauczukowej
podeszwie, tzw. słoninie. Do tego na
głowie kapelusz, określany jako naleśnik.
No i fryzura czesana „w kaczy kuper”, zwana plerezą
lub mandoliną. Wizerunek
bikiniarza dopełniały jeszcze dwa
elementy - wystająca z kieszeni butelka
wódki oraz papieros w ustach. W dobrym guście było noszenie zachodnich ubrań
oraz słuchanie zachodniej muzyki, a głównie jazzu. Styl bikiniarski należało eksponować,
na przykład podczas spacerów, w
kawiarniach, na prywatkach, gdzie słuchano jazzu i tańczono boogie –woogie.
Walka z bikiniarzami. Rzecz jasna,
Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej podjął uchwałę o zwalczaniu amerykańskiego
stylu życia, dopatrując się w nim bumelanctwa, chuligaństwa i
wrogiej prowokacji antypaństwowej. Do walki z bikiniarzami wykorzystywano propagandę stosowaną w literaturze, prasie, radiu oraz Polskiej Kronice Filmowej. Tyrmand – bikiniarz. Bikiniarze
należeli do pierwszych, którzy przeciwstawili się oficjalnej kulturze
socrealizmu, a Leopold Tyrmand był jednym z nich. Nazywano go pierwszym polskim bikiniarzem,
a czasem również ojcem bikiniarzy. Michał Kosiorek (Gentlemanschoice.pl) stwierdza: Komunistyczne gazety pisały, że facet który
nosi takie skarpetki (czerwone!),
taki krawat i takie spodnie to wróg ludu, a Tyrmand swoim strojem aż krzyczał:
– Tak jestem wrogiem ludu i mam was w d... Wtedy szło się siedzieć za dowcip o
Stalinie, a Tyrmand wyglądał tak, jakby nagle wyszedł z transparentem „Precz ze
Stalinem”. Bo przecież Tyrmand, maskując niedostatki wzrostu i urody, dbał
zawsze o elegancję, a nawet ekstrawagancję
stylu, obliczonego na zrobienie wrażenia. A to nie mogło się podobać
władzy.
Co można jeszcze powiedzieć o Leopoldzie
Tyrmandzie? Może to, że powstały książki o tym ciekawym człowieku: Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć
będzie taka, jakie było moje życie
Marcela Woźniaka oraz Tyrmandowie. Romans
amerykański Agaty Tuszyńskiej. Myślę, że warto po nie sięgnąć.
Michał
Grafika:
http://gentlemanschoice.pl/wp-content/uploads/2016/07/Tyrmand-jazz.jpg
https://media.merlin.pl/media/300x452/000/004/948/56bb1a7047d0a.jpg
https://d.allegroimg.com/s1440/01e3f2/eee353014d1c85c77658eec1c5bd
https://4.allegroimg.com/original/03cd6a/5193ec394b4b91b6f3d64157ba64
https://historia.org.pl/wp-content/uploads/2014/05/2.-Bikiniarz.jpg
http://jazzforum.com.pl/images/uploads/news_inside/Kopia_bikiniarz_-_walicki.JPG
Leopold Tyrmand to postać niezwykła, mająca duży talent pisarski. Miałam okazję czytać na lekcji polskiego fragmenty jego "Dziennika 1954". Czytałam także powieść "Zły" i zgadzam się z opiniami na jej temat, można określić ją mianem kultowej.
OdpowiedzUsuńLeopold Tyrmand to bez wątpienia niezwykły człowiek. Jestem ciekawa również jego książki "U brzegów jazzu". Wcześniej nie była mi znana nazwa subkultury "bikiniarze" oraz to w jaki sposób wyrażali bunt przeciwko władzy komunistycznej. Bardzo ciekawy post!
OdpowiedzUsuńPostac Leopolda Tyrmanda jest bardzo fascynująca. Miałam styczność z jego twórczością, niestety tylko w szkole. Twój post Michale bardzo mnie zaciekawił i myślę, że sięgnę po powieść "Zły" aby na własnej skórze poczuć talent Tyrmanda.
OdpowiedzUsuńLeopold Tyrmand w „Dzienniku 1954” pisał o bikiniarzach:
OdpowiedzUsuń„(…) młodzież jest najżarliwiej „ciuchowa”, skarpetki w kolorowe paski są wśród niej manifestem i uniformem. O takie skarpetki toczą się heroiczne boje z komunistyczną szkołą, z komunistycznymi organizacjami młodzieżowymi, z systemem. Już przed paru laty skarpetki stały się zarzewiem świętej wojny o prawo do własnego smaku, jaką młodzież polska stoczyła z reżymem i którą wygrała”.
„(…) przeciw garstce bikiniarzy wytoczone zostały działa najpotężniejszego kalibru. Padły oskarżenia o dywersję, o agenturę, o imperialistyczną degenerację i wynaturzony styl życia. Wobec tego „zagrożenia" pytano: Co należy robić z bikiniarzami? W jednym z numerów Polskiej Kroniki Filmowej tłumaczono, że warto ich „otaczać powszechną pogardą" i w miarę możliwości „zrobić z nich pośmiewisko dla całej młodzieży pracującej".
Leopold Tyrmand „Dziennik 1954” - cytaty:
OdpowiedzUsuńUbranie to samopoczucie.
Przeczytałem w „Trybunie Ludu", że Hohenzollernowie i Habsburgowie upadli w wyniku rewolucji październikowej. Niby drobiazg, a cieszy.
Jestem pisarzem, któremu nie wydają książek, publicystą niedrukującym artykułów, dziennikarzem, niemającym wstępu do żadnej redakcji.
Bez wątpienia, Leopold Tyrmand to bardzo ciekawa postać. Ludzie tacy jak on byli bardzo potrzebni w komunistycznej Polsce. To właśnie oni przygotowywali społeczeństwo na zmianę systemu, co było jednym z najważniejszych wydarzeń w historii współczesnej Polski. Jak widać, nawet strój w odpowiednich rękach staje się narzędziem kulturowej walki.
OdpowiedzUsuńLeopold Tyrmand, niezwykła kolorowa postać na tle szarej ówcześnie Polski. Nieprzeciętnie inteligentny i dowcipny. Koniecznie muszę przeczytać powieść "Zły". Po przeczytaniu Twojego postu, poczułam, że...lubię Tyrmanda.
OdpowiedzUsuńTo niezwykła postać! Wstyd się przyznać, ale nigdy o nim nie słyszałam... Jest niezwykły i bardzo inspirujący. Leopold Tyrmand. Już samo jego imię i nazwisko są oryginalne. Miał niesamowite podejście do świata i uwielbiam jego styl życia.
OdpowiedzUsuńWcześniej mało słyszałam o tej niezwykłej osobie. Koniecznie muszę się dowiedzieć więcej. Jego postać jest bardzo interesująca.
OdpowiedzUsuńTo niezwykłe że Leopold Tyrmand nie bał się powiedzieć swojego zdania na dany temat. Nie poddawał się i dążył do własnych celów. Mimo wszystkich zakazów publikacji, robił wszystko by ludzie mogli czytać jego twórczość.
OdpowiedzUsuńW czasach, w jakich żył Leopold Tyrmand, z pewnością niełatwe było takie działanie, jakiego on właśnie się podjął. Różnorodność jego życia, dzięki czemu można go określić współczesnym "człowiekiem renesansu", jak również zdecydowane działanie przeciwko obowiązującemu wówczas ustrojowi, czyni go wzorem godnym naśladowania. Jego życie miało swój cel i był on realizowany w każdym tego życia aspekcie. Na pewno jest to człowiek, o którym nie można zapomnieć, warto godnie go upamiętnić.
OdpowiedzUsuń