1 maja 2019

Kącik młodego historyka


       Życie na zesłaniu


My country is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziale
Dom polski przypadł. To – ojczyzna,
A inne kraje są hotele.
(Julian Tuwim, Kwiaty polskie)


Opowiem Wam  historię mojej rodziny, więc post  rozpocznę od  fotografii  pradziadków. Otóż,  28 kwietnia 1936 roku moi przodkowie zostali przymusowo wysiedleni do Kazachstanu. Rodzina Manastyrskich  zamieszkiwała wówczas  tereny obwodu Winnickiego, który w 1921 roku na mocy traktatu ryskiego przeszedł w granice Ukraińskiej Republiki Ludowej, należącej do  Związku Radzieckiego. Manastyrscy byli Polakami, lecz ziemie, na których mieszkali, stały się ukraińskie, co spotkało się z protestem miejscowej, polskiej ludności. Manastyrscy wiedli  spokojne życie, prowadząc własne gospodarstwo. Jak wspominała prababcia, w ich domu nigdy nie było biedy. Sami pradziadkowie potrafili czytać, ponieważ ukończyli kilka klas szkoły.

Nad ranem w domu  rodziny  Manastyrskich pojawili się funkcjonariusze NKWD, którzy zawiadomili  ich o deportacji i jeszcze tego samego dnia zostało wydane oświadczenie o  konfiskacie majątku.  Manastyrscy  spakowali więc tylko najpotrzebniejsze rzeczy i  po kilku godzinach znaleźli się  w pociągu zwierzęcym, w którym panowały bardzo złe warunki, dokuczał im głód i wszelkie choroby. Podróż wagonem trwała miesiąc, po  czym znaleźli się w niewielkiej miejscowości Pietrowka (obwód Akmoliński)  w Kazachstanie. Miejscowość była  zamieszkana przez niemieckich i polskich zesłańców.  Pradziadkowie nie dostali nawet ziemianki. Za mieszkanie służył im wcześniej wykopany w ziemi  dół, który był przykryty warstwą patyków i liści. Zesłańcom doskwierał głód, dlatego też wyruszali w step, by zdobyć choć resztki zeszłorocznych plonów. Część z nich spotkała burza śnieżna, która zebrała śmiertelne żniwo. Wiele osób zamarzło, a ich ciała zostały odnalezione dopiero po kilku dniach.
Z opowieści prababci wiemy  o pewnym mężczyźnie, który zamieszkiwał wieś Pietrowka. Jak się okazało, był on ofiarą rozstrzeliwania Polaków przez rosyjskich żołnierzy. Kilka dni wcześniej wywieziono go wraz  z grupą innych mężczyzn do pobliskiego lasu. Ocalał, gdyż jedynie  przypadkiem uniknął postrzału. Rosjanie nie zauważyli, że jedna osoba żyje. Uznali mężczyznę za zmarłego i przysypali ziemią razem z innymi ofiarami. Ów człowiek w nocy wydostał się spod ciał i uciekł. Trafił do pobliskiego domu starszego małżeństwa, które przestraszyło się, ponieważ był on cały zakrwawiony  i nagi. Ci ludzie udzielili mu pomocy, dając jedynie odzież. Dlaczego? Ponieważ mieszkańcy bali się ukrywać mężczyznę, gdyż wiedzieli, że gdyby ktoś ich wydał, zostaliby ukarani śmiercią. Ocalony sam też rozumiał, że pozostanie w tym domu  stanowiłoby zbyt duże ryzyko.  Dlatego też udał się na pobliską stację kolejową, gdzie akurat do pociągu zabierano kolejnych Polaków.  Mężczyzna wiedział, że nie może długo ukrywać się w pociągu, bo Rosjanie w końcu go zauważą. Dlatego, gdy umarł jeden z Polaków, skazańcy potajemnie wyrzucili ciało zmarłego. W ten sposób mężczyzna zaczął posługiwać się jego imieniem i nazwiskiem. Mieszkańcy Pietrowki milczeli do końca życia mężczyzny. Myślę, że jest to doskonały przykład tego, jak bardzo wywiezieni Polacy wspierali się w trudnym czasie.

Pradziadkowie pracowali w Kołchozie im. Monailskiego, a była to bardzo trudna i wyczerpująca praca, za którą nie dostawali pieniędzy.  Prababcia zajmowała się młóceniem zboża, a następnie dodawaniem  do niego chemikaliów. Intensywny zapach substancji źle wpływał  na jej układ oddechowy,  dlatego bardzo często krwawiła z nosa i ust.  Podczas pracy ziarna zboża wpadały  jej do butów. Zgodnie z zasadami,  powinna je wysypać, jednak ukradkiem przemycała do domu,  a tam wykorzystywała do karmienia rodziny.  Gdyby ktoś dowiedział się o tej kradzieży, rodzina Manastyrskich zostałaby rozstrzelana.  Pradziadek pracował przy zbiorze pszenicy, która była przeznaczana przez Rosjan na front.  Jego wynagrodzeniem było kilka worków zboża.
Religia w stalinowskim Kazachstanie była zakazana. Polacy – katolicy  nocą spotykali się w jednym z domów, by się modlić  lub chrzcić niemowlęta. Pochówki  również starano się urządzać  w duchu religii katolickiej. Na grobach stawiano drewniane krzyże, jednak daremnie, ponieważ tutejsza niechrześcijańska ludność, której również doskwierała biedna, rozkradała drewno z krzyży, by użyć go na opał.  Kobiety rodziły dzieci w niesanitarnych, bardzo złych warunkach.  Strudzone porodem kobiety nie dostawały wolnego na opiekę nad dzieckiem i musiały wracać do pracy. Przeżywały tylko najsilniejsze i najzdrowsze dzieci. Tak jak ich rodzice,  były uważane za więźniów, nie  miały dokumentów i prawa swobodnego poruszania się. Więźniowie byli zmuszani do oddawania czci Józefowi Stalinowi. Gdy Stalin zmarł, zorganizowano w szkole apel, na którym każdy musiał płakać. Dzieci wiedziały, że gdy ktoś nie okaże żalu, zostanie ukarany, dlatego też wiele z nich, mimo że  świadomych zbrodniczych czynów Stalina, udawało smutek.  

Dopiero w 1993 roku, po upadku Związku Radzieckiego, gdy otworzono archiwa NKWD,  okazało się, że jedynym zarzutem, który był przyczyną represji na mojej rodzinie i na wielu innych Polakach,  było polskie pochodzenie.  Pradziadkowie  nie doczekali się całkowitej rehabilitacji, dopiero ich dzieci i prawnukowie mogli wrócić do ojczyzny.  Jest to tragiczna część historii, która  była udziałem  moich bliskich i innych Polaków zesłanych w głąb Związku Radzieckiego.  Moja babcia doskonale pamięta trudne dzieciństwo w kołchozie. Prababcia często opowiadała mojej mamie historię naszej rodziny, dlatego wiele faktów zachowało się w naszej pamięci. Jest to bardzo przykra część historii i cierpień niewinnych Polaków. Zarówno moi bliscy,  jak i inni Polacy wysłani do Kazachstanu,  nie utracili świadomości swojego pochodzenia. Poza granicami  naszego kraju praktykowali  polskie tradycje, dzieci wychowywali  w wierze katolickiej, obchodzili  polskie święta, mimo że Kazachstan w czasie trwania Związku Radzieckiego był krajem ateistycznym.  Zdaję  sobie sprawę,  jaki koszmar przeżyli moi pradziadkowie i mam nadzieję, że ludzkość zrobi wszystko, by  podobna historia świata  nigdy się nie powtórzyła.

Aneta

Grafika:
własne zdjęcie
http://www.anti-defamation.pl/redutanews/wp-content/uploads/2017/06/gu%C5%82ag-639x410.jpg

10 komentarzy:

  1. (+)stokrotka2 maja 2019 02:03

    Drastyczna lecz ciekawa historia. Co kiedyś musieli przeżyć nasi przodkowie dziś nie mieści nam się w głowach. Bardzo szanuje i podziwiam naszych przodków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Historie całego narodu czy pojedynczych rodzin... Każdy ma swoją przeszłość, która często jest smutna, wręcz tragiczna tak jak ta. Moim zdaniem nie można jednak o niej zapomnieć. Jesteśmy to winni ówczesnym pokoleniom, naszym przodkom. Pamiętajmy o Nich i bądźmy Im wdzięczni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się Twój artykuł i temat, który poruszyłaś. Warto wspominać historię rodziny, zwłaszcza tak odważną i trudną jaka jest Twoich przodków.

    OdpowiedzUsuń
  4. (e)redaktorka5 maja 2019 14:11

    Historia Twojej rodziny jest niezwykle poruszająca. Gdy czytałam post, moje myśli biegły do czasów niewolnictwa i kolonizacji. Przerażające jest to, że upłynęło wiele setek lat, ludzkość zrobiła ogromny krok w przyszłość. A jednak...zmieniło się tak niewiele w relacjach międzyludzkich.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo zaciekawił mnie ten post. Temat nie ukrywajmy trudny ale cieszę się że go poruszyłaś !

    OdpowiedzUsuń
  6. Między innymi takie historie pokazują jak bardzo życie jest niesprawiedliwe i straszne. Rosjanie nie mieli żadnego prawa wysiedlać Polaków a jednak to robili to jest straszne a najgorsze w tym wszystkim jest to że to co nasi rodacy utracili najczęściej nie odzyskiwali. Przykra jest nasz historia ale to ona sprawia, że przysłe pokolenia się zmieniają i uczą na błędach starych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo interesujący post, dzięki takim historiom mamy obraz,ze zycie wcale nie jest takie łatwe i ma dla nas wiele niespodzianek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Z zaciekawieniem czytałam twój post. To bardzo ważne ,aby pamiętać o przeszłości naszych rodzin. Moja mama często opowiada mi historię naszej rodziny, którą przekazali jej dziadkowie i pradziadkowie. Kilka członków mojej rodziny również musiało opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania. Niektórzy niestety trafili do obozów. Nasze pokolenie musi nauczyć się doceniać to co ma. Mamy wolność, czyli to o co walczyli nasi przodkowie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspomnienia wojenne są bardzo trudne zarówno dla osób słuchających jak (tym bardziej) opowiadających. Wiele razy sama miałam okazję posłuchać historii mojej nieżyjącej już prababci, która opowiadała o wysiedleniu z Polski. Taka bogata choć przykra historia jest niezwykle cenna a to, że podzieliłaś
    się nią z innymi jest bardzo korzystne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie nie były to dobre czasy dla Polaków. Jak się okazuje, przez zwykłe pochodzenie można było wówczas wiele cierpieć, pomimo że człowiek nie zrobił nic złego. Dla nas wydawać się to może nierealne, ale tak przykra była wtedy rzeczywistość. Moja prababcia jako jedno z Dzieci Zamojszczyzny także była wysiedlona z terenów Skierbieszowa, więc częściowo mogę sobie wyobrazić, jak straszny był to czas. To jaka będzie nasza przyszłość, leży właśnie w naszych rękach.

    OdpowiedzUsuń