W obronie feminatywów
Dlaczego stosowanie żeńskich form wobec mężczyzn
wywołuje dyskomfort,
a stosowanie męskich form wobec kobiet
jest normą?
(Maciej Makselon)
Dla porządku: feminatywy to żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów, tytułów i funkcji. Te wyrazy są tworzone od męskich odpowiedników przez dodanie przyrostków: -k(a), -in(i)/-yn(i), -ow(a) lub -in(a). Ostatnio wiele się mówi na ten temat – i oczywiście - są zwolennicy oraz przeciwnicy wprowadzania feminatywów. Ci ostatni używają różnych argumentów. Na przykład, że pilotka to czapka (choć pilot do urządzeń elektronicznych im nie przeszkadza). Albo że słowa architektka, adiuntka czy chirurżka są trudne do wymówienia ze względu na zlepek spółgłosek. Wyrazy psycholożka, pedagożka z kolei, brzmią dziwnie i kaleczą język. Maciej Makselon jest zdania: jeśli ktoś jest w stanie wymówić źdźbło, bezwzględny czy zmarszczka, to jedynym powodem, dla którego mógłby nie móc wypowiedzieć takich słów jak chirurżka czy gościni jest to, że po prostu nie chce.
Sto lat temu nie dziwiły pilotki, doktorki i świadkinie. Dlaczego feminatywy budzą dziś kontrowersje? – pyta Dorota Warakomska. A Maciej Makselon przypomina, że w Słowniku polszczyzny XVI wieku występują żeńskie formy takie jak: łotryni, morderka, mistrzyni (mistrzynia), księżna. Z kolei w przekładzie Biblii Jakuba Wujka z 1593 roku występuje słowo prorokini. W encyklopediach z lat 1807 – 1927 można znaleźć formy: bankierka, lekarka, delegatka, prezydentka. W gazecie z 1896 roku pojawiają się słowa: doktorka, tłumaczka, docentka, adwokatka. W Poradniku Językowym z 1904 roku są: profesorka, lekarka, lektorka, autorka. Czasopismo „Głos Serca” (1929 rok) anonsowało: Kawaler w średnim wieku (…) zapozna tą drogą pannę (…) z zawodu lekarkę lub magistrę farmacyi, posag obojętny. W 1937 roku Stanisław Szober wymieniał żeńskie formy proponowane przez użytkowników języka, a zwłaszcza przez kobiety, które widocznie chcą, żeby najzaszczytniejszy nawet zawód nie przysłaniał ich kobiecości. Pisał: Na wzór oboczności: chłop – chłopka, nauczyciel nauczycielka… usiłują się tworzyć takie oboczności, jak pedagog – pedagogiczka (pedagożka!), psycholog – psychologiczka (psycholożka!), bądź na wzór oboczności: bóg – bogini tworzy się takie szeregi, jak pedagog – pedagogini, psycholog—psychologini… Pamiętamy też postaci literackie: Starościnę (w „Powrocie posła” Niemcewicza), Podstolinę (w „Zemście” Fredry), Radczynię (w „Weselu” Wyspiańskiego) oraz liczne hrabiny, baronowe, szlachcianki.
Dlaczego żeńskie formy niemal zniknęły z naszego języka? I kiedy to się stało? Po II wojnie i po zmianie ustroju. W 1957 roku Zenon Klemensiewicz pisał, że wciąż zwycięża tendencja przyznawania kobietom męskich tytułów zawodowych. Ten zabieg językowy miał nobilitować kobiety wykonujące prestiżowe zawody i pełniące ważne funkcje. Podobno wyszła w tym czasie też rekomendacja, aby nazwy żeńskie nadawać tylko zawodom (stanowiskom) postrzeganym jako mniej znaczące, natomiast formy męskie stosować do zawodów ważniejszych, aby nie umniejszać ich rangi. I siłą rozpędu (niemal do dziś) mamy: lekarza, chirurga, ale: pielęgniarkę czy salową. Prawnika, inżyniera, wykładowcę – i przedszkolankę, fryzjerkę, hostessę. Prezesa, zwierzchnika – sekretarkę, sprzątaczkę. Tak więc nazwy żeńskie występują w zawodach darzonych mniejszym szacunkiem.
Socjolog i publicysta Stanisław Krawczyk jest zdania: W Polsce pojawia się coraz więcej żeńskich nazw zawodów i stanowisk. Część z nich bywa określana jako feministyczna nowomowa. Niewątpliwie dla wielu osób określenia typu „psycholożka”, „reżyserka” i „prezydentka” mogą brzmieć dziwnie, ponieważ stosowane są od niedawna. Ale tak samo dziwnie musiały kiedyś brzmieć wyrazy „nauczycielka” i „poetka”. Najnowsze formy żeńskie nie są wymysłem ani modą, lecz świetnie wpisują się w długą tradycję wzbogacania polszczyzny o nowe słowa. Logiczne więc, że Michał Rusinek uważa: Sprowadzenie zawodów do form męskich to był gwałt na języku.
Ale Michał Rusinek rozumie również specyfikę języka. Mówi: Język to żywioł. Niektóre słowa przyjmie i wchłonie, bo dobrze brzmią, dobrze się deklinują, a ktoś, kto ma moc autorytetu, je do języka wprowadzi. Inne natomiast, choćbyśmy stawali na głowie, za przeproszeniem, wypluje. Na razie feminatywy bywają nazywane „potworkami językowymi”. To, jak będą się przyjmowały żeńskie formy zawodów i stanowisk, zależy od nas, zwyczajnych użytkowników języka. Tylko my możemy utrwalić pewne standardy, czyli stworzyć uzus językowy. Wystarczy pamiętać, że feminatywy: są poprawne, są zgodne z logiką naszego systemu językowego, są dla niego naturalne i są formami tradycyjnymi dla polszczyzny (Maciej Makselon).
W poście zostały wykorzystane grafiki – kolaże stworzone przez Małgorzatę Koniorczyk. Autorka napisała: Są to oryginalne słowa wyjęte z dwóch niezwykłych książek, które są herstorią (czyli historią opisywaną z kobiecego punktu widzenia) w postaci czystej. Obie książki to wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość w latach 1910 – 1918 (wydane w 1927 i 1929 roku). Redaktorką naczelną była Aleksandra Piłsudska. Warto zapoznać się ze słownictwem, którym opisywały swoją rolę w społeczeństwie. I pomyśleć, skąd dziś – po stu latach - bierze się niechęć do feminatywów.
Ista
Grafika:
https://scontent.fpoz4-1.fna.fbcdn.net/v/t1.6435-9/123909231_3606684916061118_7270885407997068063_n.jpg?_nc_cat=103&ccb=1-7&_nc_sid=730e14&_nc_ohc=H4Vx2Xv_CdIAX-xuM2b&_nc_ht=scontent.fpoz4-1.fna&oh=00_AfCqENzTUyneriWFgzYs3EL0uCqwaJCpVDceWGw7KlLtzw&oe=6400CCB4