13 marca 2019

Przeczytane, przemyślane, skomentowane


Tyrmand – pisarz,  jazzman, bikiniarz

 
[…]  autora powieści Zły trudno jednoznacznie zaklasyfikować: 
Tyrmand antykomunista, Tyrmand katolik,
Tyrmand teoretyk jazzu, Tyrmand sprawozdawca sportowy, 
Tyrmand  globtroter, Tyrmand playboy, Tyrmand reakcjonista, 
Tyrmand  bikiniarz, Tyrmand filozof, Tyrmand prekursor mód, 
Tyrmand autor bestsellerów, Tyrmand pielgrzym,
Tyrmand - owiana legendą tajemnica.
(Tadeusz Konwicki)

 
Jak wynika z  wypowiedzi Tadeusza Konwickiego, ale nie tylko jego, Leopold Tyrmand był człowiekiem wielu talentów oraz  wielu ról społeczno-obyczajowych. Na pewno stał się  legendą, w której trudno czasami oddzielić prawdę  od zmyślenia. Wiadomo bowiem, że lubił rozpowiadać o sobie różne plotki, dlatego  już za życia był niejednoznaczną postacią. Pewne jest natomiast,  żył w latach  1920 – 1985 ,  w tym od 1965 roku na emigracji. Kim był?  Był polskim pisarzem  oraz  publicystą, miłośnikiem i popularyzatorem  jazzu w Polsce. Zanim wyemigrował,  był  znany jako autor Dziennika 1954 oraz powieści Zły (1955). Ze względu na swoją bezkompromisowość w wypowiadaniu sądów, zamiłowanie do jazzu – muzyki imperialistycznej Ameryki, a także - jako człowiek wyróżniający  się z  szarego tłumu  stylem bycia oraz wyglądem - miał ciągłe kłopoty ze strony władzy PRL-u.

Prozaik i publicysta. Leopold Tyrmand – warszawiak z urodzenia – na początku wojny znalazł się w Wilnie, gdzie został aresztowany i skazany na 25 lat więzienia, następnie zamienionego  na przymusowe roboty. Podjął ucieczkę,  ale został schwytany w Norwegii oraz  uwięziony w obozie koncentracyjnym. Do Polski wrócił w 1946 roku i zaczął pracę jako dziennikarz w Expresie Wieczornym  oraz Słowie Powszechnym. Z czasem – w  Przekroju, w Tygodniku Powszechnym, a także w Ruchu Muzycznym.  Niestety, już w 1950 roku został zwolniony z Przekroju, ponieważ w sprawozdaniu z meczu bokserskiego nieprzychylnie wypowiedział się o radzieckich sędziach. W Tygodniku Powszechnym także przestał pracować, ponieważ władze zamknęły to pismo z  powodu odmowy zamieszczenia nekrologu po śmierci Józefa Stalina. Zresztą, i tak Tyrmand został objęty zakazem publikowania.

Dziennik 1954  był dla Leopolda Tyrmanda namiastką prawdziwej twórczości – zarówno pisarskiej, jak i dziennikarskiej. Notował w nim: Przegrałem wszystkie bitwy, ten dziennik to ostatnia reduta i będę się spoza niego bronił tak długo, jak długo będzie można. Co wieczór wstępuję na szaniec. Utwór jest zapisem czasów, w  których powstawał.  Autor skupia się więc  na codziennym życiu, zauważając  jego bylejakość, biedę i szarość. Nie poprzestaje na opisie, lecz snuje refleksje  natury społecznej, psychologicznej i filozoficznej. Dotyczą one także licznych znajomych z kręgów  inteligenckich,  na przykład sylwetek twórców literatury. O Zbigniewie Herbercie pisze: Moim zdaniem, jest największym poetą młodego pokolenia powojennej Polski.  Tyrmand pamięta, że żyje w kraju dyktatury proletariatu i rozumie konsekwencje tego stanu rzeczy. Przejeżdżając obok gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa, mówi do znajomej:  Przestań gwizdać. Za tymi murami może właśnie mordują ludzi. Każdy przyzwoity człowiek w Polsce powinien choć przez chwilę zastanowić się nad tym, co się tam dzieje. Poza tym – jak to w dzienniku –pisze niemal o wszystkim:  zamieszcza wspomnienia z wojny, ocenia architekturę socrealizmu,  opowiada o bikiniarzach, zwierza się z intymnych przeżyć. I nagle 2 kwietnia 1954 roku  Tyrmand w połowie zdania przerywa   pisanie swojego dziennika, prowadzonego od 1 stycznia tegoż roku. Dlaczego? Podpisał bowiem z  wydawnictwem Czytelnik  umowę na napisanie powieści  Zły. Nigdy już tego przerwanego zdania nie dokończy.

Zły. Zamówienie u Leopolda Tyrmanda powieści sensacyjnej o chuliganach  było oznaką zbliżającej się w Polsce odwilży. Było też dla pisarza ponowną szansą na zaistnienie w świecie literackim, a także w świadomości czytelników. I Tyrmand  ją wykorzystał, ponieważ dobrze znał warszawskie realia, a na dodatek miał talent do opowiadania ciekawych historii. Bohaterem powieści jest tytułowy Zły, który broni słabszych (niczym Janosik lub Robin Hood!)  przed światem przestępczym, gdyż sam wychował się w trudnych warunkach na warszawskiej Pradze i zna życie. Bohaterami są również  przedstawiciele różnych środowisk: robotnicy, dziennikarze, lekarze, chuligani… Wreszcie,  bohaterami  Złego są rozmaite miejsca w stolicy, nie zawsze bezpieczne: zaułki, spelunki, kina, bary, restauracje. Warszawa przypomina plac budowy, na którym są jeszcze ruiny lub zniszczone kamienice,  a ludzie próbują normalnie żyć. I tak przez cały utwór toczy się bezkompromisowa walka dobra ze złem. Tyrmand uzupełnia treści kryminalne  wątkiem szpiegowskim i romansowym, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Tadeusz Konwicki, również pisarz, tak ocenia utwór Tyrmanda:  […] ta książka od razu stała się fenomenalnym bestsellerem. Rzecz jasna, byłem zbyt dumny, żeby sięgać po jakiś kryminał napisany przez wroga klasowego. Jednakże długo nie wytrzymałem. Sięgnąłem po egzemplarz zaczytany już do ostatka i nie wypuściłem go z ręki przez dzień i noc, póki nie skończyłem lektury. Co tu kryć, padłem do tyłu z zachwytu.  Może i czytelnicy blogu padną z zachwytu, kiedy przeczytają Złego Leopolda Tyrmanda? Przecież to już powieść – legenda. Powieść kultowa.  

Jazzman. Tyrmand  pokochał  jazz  jeszcze przed wojną, w czasie studiów w  Paryżu, i pozostał wierny tej miłości. Uważał, że to muzyka uciśnionych ludzi i słyszał w niej tęsknotę za wolnością. To bardzo pasowało do sytuacji w Polsce Ludowej, bo  jazz dawał   trochę wolności. W latach  40.  i 50. Tyrmand  organizował spotkania jazzowe (jam session) oraz  stał się ważną  postacią w środowisku muzycznym. Do pierwszego spotkania polskich jazzmanów, które przeszło do historii jako Zaduszki Jazzowe, doszło 2 listopada 1954 roku  na sali gimnastycznej szkoły podstawowej przy ul. Królowej Jadwigi (w Krakowie). Otworzył je słynny animator i popularyzator jazzu z Warszawy Leopold Tyrmand, który na fujarce zagrał temat „Swanee River” – czytam na stronie Wyborcza.pl (22 stycznia 2019)  Chyba więc słusznie uznaje się Tyrmanda za prekursora  jazzu w Polsce. Już wówczas, w latach 50.,  krążyło powiedzenie: Jeden jest jazz, Tyrmand  jego prorokiem.  W 1957 roku wyszła jego książka U brzegów jazzu,  która ma charakter eseju zawierającego dość swobodne przemyślenia autora.  Dotyczą one jazzu jako stylu muzyki, ale też sposobu życia. Nie ma natomiast prostej odpowiedzi na pytanie, co to jest jazz. Może każdy z miłośników musi znaleźć własną definicję?

Bikiniarz.  Kim byli bikiniarze w Polsce? Byli młodymi  ludźmi, którzy  wyrażali emocje swojego pokolenia, niezgodne z narzuconym przez władze  PRL-u  porządkiem. Wzorów   tej subkultury   trzeba szukać w USA – na przykład  w ruchu zoot suit. Amerykanizacja stylu życia  wśród młodych pojawiła się  w naszym kraju w latach 1952 – 1953, dlatego niektórzy historycy mówią o pokoleniu 52 – pokoleniu jazzu i szerokich marynarek. Na tle monotonnej socjalistycznej rzeczywistości, bikiniarze ubierali się szokująco i ekscentrycznie, co samo w sobie było prowokacją wobec  obowiązującego stylu  życia, a także  formą ucieczki od niego. Dlatego młodzi byli potępiani jako wichrzyciele zagrażający  ładowi społecznemu. Skąd pochodziła nazwa subkultury? Miała związek z atolem Bikini, na którym Amerykanie przeprowadzali próby jądrowe. Sam Tyrmand pisał w Dzienniku: „Bikiniarz” pochodził od krawatów, na których wyobrażony był wybuch bomby atomowej na atolu Bikini w 1946 roku.  Nie w całej Polsce jednak używano określenia bikiniarz, Kraków mówił: dżoller, Wrocław – bigarz, a wszędzie funkcjonowało też przedwojenne słowo: bażant.  Strój bikiniarza. Długa (nawet po kolana) marynarka, kraciasta, rozcięta z tyłu, zwana maniorem. Wzorzysta, kolorowa koszula,  z długimi mankietami, spod której wystawała podkoszulka –najlepiej  w  kolorowe paski.  Jaskrawy i kolorowy krawat  na gumce, zwany krawatto, a na nim ręcznie namalowane egzotyczne wzory, palmy i prawie  nagie kobiety, małpy, gady, złote kółka itp. Spodnie –za krótkie, często bardzo wąskie, odsłaniające  skarpetki w jaskrawe  prążki. Owe skarpetki również miały swoje nazwy: piratki albo sing – singi. Buty – zamszaki (zamszowe mokasyny) na grubej kauczukowej podeszwie, tzw. słoninie. Do tego na głowie kapelusz, określany jako naleśnik. No i fryzura czesana „w kaczy kuper”, zwana plerezą lub mandoliną. Wizerunek bikiniarza dopełniały  jeszcze dwa elementy  - wystająca z kieszeni butelka wódki oraz papieros w ustach. W dobrym guście było noszenie zachodnich ubrań oraz słuchanie zachodniej muzyki, a głównie jazzu. Styl bikiniarski należało eksponować, na przykład podczas  spacerów, w kawiarniach, na prywatkach, gdzie słuchano jazzu i tańczono boogie –woogie.  

Walka z bikiniarzami. Rzecz jasna, Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej  podjął uchwałę o zwalczaniu amerykańskiego stylu życia, dopatrując się  w nim bumelanctwa, chuligaństwa  i  wrogiej  prowokacji  antypaństwowej. Do walki z bikiniarzami wykorzystywano propagandę stosowaną w literaturze, prasie, radiu  oraz Polskiej Kronice Filmowej. Tyrmand – bikiniarz. Bikiniarze należeli do pierwszych, którzy przeciwstawili się oficjalnej kulturze socrealizmu, a Leopold Tyrmand był jednym z nich.  Nazywano go pierwszym polskim bikiniarzem, a  czasem również ojcem bikiniarzy. Michał Kosiorek (Gentlemanschoice.pl) stwierdza: Komunistyczne gazety pisały, że facet który nosi takie skarpetki (czerwone!), taki krawat i takie spodnie to wróg ludu, a Tyrmand swoim strojem aż krzyczał: – Tak jestem wrogiem ludu i mam was w d... Wtedy szło się siedzieć za dowcip o Stalinie, a Tyrmand wyglądał tak, jakby nagle wyszedł z transparentem „Precz ze Stalinem”. Bo przecież Tyrmand, maskując niedostatki wzrostu i urody, dbał zawsze o elegancję, a nawet ekstrawagancję   stylu, obliczonego na zrobienie wrażenia. A to nie mogło się podobać władzy.

Co można jeszcze powiedzieć o Leopoldzie Tyrmandzie? Może to, że powstały książki o tym ciekawym człowieku: Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jakie było moje życie Marcela Woźniaka oraz Tyrmandowie. Romans amerykański Agaty Tuszyńskiej. Myślę, że warto po nie sięgnąć.

Michał

Grafika:
http://gentlemanschoice.pl/wp-content/uploads/2016/07/Tyrmand-jazz.jpg
https://media.merlin.pl/media/300x452/000/004/948/56bb1a7047d0a.jpg
https://d.allegroimg.com/s1440/01e3f2/eee353014d1c85c77658eec1c5bd
https://4.allegroimg.com/original/03cd6a/5193ec394b4b91b6f3d64157ba64
https://historia.org.pl/wp-content/uploads/2014/05/2.-Bikiniarz.jpg
http://jazzforum.com.pl/images/uploads/news_inside/Kopia_bikiniarz_-_walicki.JPG