26 września 2013

Językowe potyczki



            Polak potrafi…kląć


Ja uważam (…) częste przeklinanie,
zwłaszcza (…) przeklinanie już prawie nieświadome,
za pewien rodzaj upośledzenia.
(Jerzy Bralczyk)

Tytuł postu, jak można łatwo się zorientować, ma wydźwięk ironiczny. Nikt bowiem  w Europie nie przeklina tak jak Polacy i nie jest to powód do dumy. Znana jest anegdota, że cudzoziemiec, chcąc nam zrobić przyjemność, szuka w pamięci polskiego przekleństwa, którego nauczył się od naszych rodaków.

Profesor Walery Pisarek pisze: Wszy rozpełzły się po polszczyźnie. Na powierzchnię wyszło to, co było ukryte. Wulgaryzmy istniały zawsze. Ale kiedyś nie używano ich jawnie i publicznie. 

Profesora Jana Miodka z kolei zdumiewa fakt, że coraz bardziej zanika świadomość wulgarności pewnych słów. A nawet istnieje powszechne przyzwolenie na wulgarność. Zauważyliście, jak bardzo ostatnio rozpanoszyło się  słowo  zaj…ty? Szczególnie w programach z jurorami wyłaniającymi talenty. Słyszymy więc, że czyjś występ był nie rewelacyjny czy wspaniały, lecz zaj…ty. Słowo pochodzi od obscenicznego czasownika, a zrobiło oszałamiającą karierę wśród  celebrytów i ich naśladowców.

Doktor Zbigniew Łoś mówi: Bluzganie to współczesny przejaw podkultury „twardości”, która jest rozpowszechniona w niższych klasach społecznych. „Twardość” demonstruje się dla uzyskania respektu. Słowa mają mieć moc kija bejsbolowego – walnięty nimi przeciwnik nie ma prawa się podnieść. Podobnego zdania jest wybitny współczesny filozof profesor Jacek Hołówka, w powszechnym używaniu wulgarnych słów widząc oznakę triumfu i bezkarnego panoszenia się kultury plebejskiej.   

Profesor Walery Pisarek – honorowy przewodniczący Rady Języka Polskiego -zauważa schamienie współczesnej polszczyzny. A zamiłowanie elit do używania języka klas niższych uważa za dowód ich dezintegracji i „bratania się z parobkami”.  Jest to język, jakim politycy, biznesmeni czy artyści posługują się na co dzień. Dowiodło tego zrobione po kryjomu nagranie rozmowy pewnego senatora. Aż  141 razy użył słowa na „k”. Inny znowu - senator i znany reżyser jednocześnie -  szczyci się, że potrafi kląć z talentem. Ponoć przekleństwa mają nadawać rytm wypowiedzi i wzbogacać jej emocjonalny ładunek.

Kto obecnie klnie? Mężczyźni? Nie tylko! Znany jest skandal z udziałem dyrektorki Teatru Ósmego Dnia, która w niewybrednych słowach wypowiedziała się publicznie o wyborze papieża Franciszka. Albo wystąpienie pewnej wykształconej posłanki na temat Marszu Szmat. Obie wypowiedzi żenujące! Profesor Pisarek tak to podsumowuje: Nawet  w Anglii, gdzie też się szerzy kultura plebejska istnieje wyraźne rozgraniczenie między sposobem mówienia mężczyzn i kobiet. Panowie chętnie rzucają słowem „fuck” z jego pochodnymi, ale wyrażeniem najczęściej używanym przez kobiety jest „how lovely”. Profesor Jan Miodek  - może trochę z polemiczną przesadą  językoznawcy – stwierdził: gdyby niektórym osobom odebrać możliwość bluzgania, to utraciliby zdolność komunikacji ze światem. Bo porozumiewają się, używając tylko dwóch rzeczowników i dwóch czasowników, w słownikach określanych jako wulgarne.     Również profesor Miodek  ma nadzieję – jako optymista – że  powszechne społeczne przyzwolenie na używanie wulgaryzmów się skończy. 

Nie jest tego taki pewien aktor i satyryk Stefan Friedman, który pisze: Słownik polsko@polski profesora Miodka miał zniknąć z anteny. I słusznie. Po co nam język czysty ojczysty. Wystarczy kilka podstawowych słów. Zostanie po nas k… jak kabarety, ch… jak chamskie dyskusje polityczne i zaj…te programy misyjne z udziałem jury.

Miłośnik poprawnej polszczyzny  

Grafika:
http://korpohumanistka1.blog.pl/wp-content/blogs.dir/2003865/files/2016/05/Wulgaryzmyy.jpg