19 czerwca 2019

Co w trawie piszczy?

      

             Koniec roku!



 Lato miało własną logikę i  zawsze coś ze mnie wyciągało.
W lecie miało chodzić o wolność, młodość,
brak szkoły i obowiązków,
przygodę i odkrywanie.
Lato księgą nadziei.
(Benjamin Alire Sáenz)


Chociaż szkoła to nauczycielka życia, to koniec roku przypada w niej nie w grudniową, zimną noc, lecz w upalne przedpołudnie czerwcowe. Pewnie to nie jedna rzecz, która wskazuje na to, że w szkole zawsze jest inaczej niż gdzie indziej. W tym roku z wysoką temperaturą mierzyliśmy się cały czerwiec i nawet grube mury szacownej akademii nie dawały wytchnienia, wakacje witamy więc z wielką ulgą.

Koniec roku to czas podsumowań. Więc sumujmy: ponad 60 postów, prawie dwa tysiące komentarzy – dziękujemy za nie. Za różnorodną tematykę, wspaniałe i ciekawe teksty, które poszerzają horyzonty, a jednocześnie pozwalają się nam lepiej poznać. Dziękujemy za wymianę myśli, opinii w komentarzach, które były niezwykle miłe i motywujące dla autorów postów. Liczymy też na to, że wakacyjne podróże, lektury, doświadczenia staną się inspiracją do kolejnych tekstów. Bądźcie ciekawi świata, rozglądajcie się z uwagą wokoło, bo inspirujące tematy czekają!
Korzystajcie z podpowiedzi na spędzanie wolnego czasu, które zostały opisane w poprzednim poście, szukajcie własnych pomysłów, jak uczynić z wakacji księgę nadziei. Pamiętajcie, że każdy pretekst jest dobry, żeby sięgnąć po książkę. Tak jest i w wakacje. Nie ma wymówki, że zmęczenie, klasówki, zadania… Wokół nas jest pełno wydarzeń kulturalnych i festiwali, trzeba tylko wyjść z domu!

Kolejny post już we wrześniu – 4 września przypada pierwsza środa w nowym roku szkolnym, a później w rytmie śród i sobót będziemy publikować Wasze teksty, których już jesteśmy ciekawi!

Blogerzy

Grafika:

15 czerwca 2019

Kącik motywacji

             
               Umieć odpoczywać


A to wielka umiejętność umieć odpoczywać.


No i zbliża się koniec roku szkolnego! Już od jakiegoś czasu czekamy na to z utęsknieniem. Za sobą  mamy liczne klasówki, wypracowania, setki rozwiązanych  zadań  z matematyki, fizyki, chemii. W głowie niezliczone definicje, pojęcia,  daty – z różnych przedmiotów. Jesteśmy mądrzejsi i starsi, ale i bardzo zmęczeni,  a często zestresowani. O czym wtedy marzymy? O nicnierobieniu – długim i  rozkosznym. A utożsamiamy je z  wysypianiem się do woli, nadrabianiem  zaległości w oglądaniu filmów lub w czytaniu ulubionej prasy  albo ze zwyczajną  bezczynnością. Okazuje się jednak, że odpoczynek polega na czymś innym.

Ale po kolei!  Najpierw - zmęczenie oraz  stres. Co to takiego?  To stan okresowej, obniżonej zdolności do działania wynikający  z wcześniejszego wysiłku umysłowego  lub  fizycznego (albo obu jednocześnie). Jest również odruchem obronnym organizmu, ostrzegającym przed wyczerpaniem. Skutki zmęczenia psychicznego to:  wydłużenie czasu reakcji, pogorszenie koordynacji i funkcji poznawczych (pamięci, uwagi, myślenia, postrzegania), spadek efektywności. Wówczas trudno się skoncentrować na jakiejś czynności, a także nauczyć czegoś nowego. Zmęczenie fizyczne powoduje: spadek poziomu cukru  we krwi i odwodnienie organizmu. Stres natomiast, jest reakcją organizmu na jakieś konkretne wydarzenie, na przykład klasówkę, próbną maturę itd. Może być  motywujący i wtedy dodaje siły do działania, ale może też być paraliżujący. Tak czy owak, ten stres jest krótkotrwały i potem wszystko wraca do normy. Może jednak być stres przewlekły, który jest stałym obciążeniem dla organizmu człowieka (nerwowa sytuacja w szkole lub w pracy, konflikty, trudna sytuacja osobista czy  rodzinna) i przejawia się  ciągłym oraz nasilającym się zmęczeniem. A to nie jest normalny dla organizmu stan. Jak najczęściej reagujemy na takie zmęczenie? Pijemy kolejną kawę lub napój energetyzujący, lub zjadamy baton (czekoladę), gdyż na ogół wierzymy, że te produkty dodają energii. Tymczasem  tak naprawdę szkodzą organizmowi – kawa powoduje odwodnienie, napój i baton pomagają  na bardzo krótko.  To jedynie doraźne metody zwiększania aktywności, a nie rozwiązanie problemu. Nie jest też jego rozwiązaniem wpatrywanie się w telewizor, spanie, lenistwo.
Jak  więc odpoczywać? Przede wszystkim powinniśmy zająć się  zupełnie czymś innym niż na co dzień, to po pierwsze. Po drugie, nieprawdą jest, że musi to być aktywny wypoczynek, na przykład jakiś rodzaj sportu, zwłaszcza, gdy tego nie lubimy. A przecież nie o to chodzi, żeby dodawać sobie jeszcze przykrych obowiązków. Poza tym intensywny sport wprawdzie pozwala  zniwelować skutki przeciążenia psychicznego, ale nie prowadzi do regeneracji  sił. To możemy sobie zapewnić na przykład dzięki masażom, rozluźniającym kąpielom, saunie, grocie solnej, relaksacji.
Do odpoczynku należy zaangażować  te zmysły, które na ogół są uśpione, gdyż  nie wykorzystujemy ich w codziennej pracy. O jakich formach wypoczynku można pomyśleć? Na przykład o jakichś zajęciach artystycznych  (malowanie, śpiew, taniec, recytacja, fotografia).  Jeśli cały czas siedzieliśmy  przy biurku z książkami lub przy komputerze, wyjdźmy na spacer albo zróbmy coś w ogródku. A jeżeli byliśmy w ciągłym ruchu, wyciszmy się – na przykład w kąpieli z dodatkiem olejków aromatycznych. Ostatnio zalecane są różne formy terapii: muzykoterapia, arteterapia (terapia sztuką), koloroterapia (chromoterapia), aromaterapia, choreoterapia. Niektóre z nich można sobie zorganizować w domu, na przykład malowanie kolorowanek. To zajęcie jest bardzo modne,  ale i korzystne dla zdrowia:  zmusza do skupienia oraz odświeża mózg. Podobnie jest z muzykoterapią - wystarczy  wybrać odpowiednie rytmy i można się nimi rozkoszować, leżąc na  kanapie. Jest wiele możliwości, jeśli ma się chęci. I jeszcze jedna  bardzo ważna rada!  Podczas odpoczynku nie myśleć o nauce, klasówkach, szkole… Jeśli wciąż będziemy do nich powracać, nie odpoczniemy.

Zapewne, ile osób, tyle pomysłów na odpoczynek. Dobrze jest trzymać się zasad skutecznego odpoczynku, aby nie zaszkodzić własnemu organizmowi, ale też trzeba  pamiętać o indywidualnych potrzebach. Jedni bowiem wypoczywają biegając, inni podczas tańca albo medytacji. Na jeszcze innych działają różne dźwięki: muzyka, śpiew ptaków,  szum morza lub szmer deszczu. Niezależnie od zastosowanej metody, należy pamiętać,  co powiedział Sokrates o wypoczynku: to największe z dóbr. A przysłowie tatarskie dodaje: I głowa musi odpocząć, nie tylko ręce. Obie mądrości  dotyczą  właśnie nas, ponieważ  w ciągu roku szkolnego  bardzo mocno zmęczyliśmy  głowy.

Tigata

Grafika:
https://cdn.pixabay.com/photo/2014/04/03/10/49/girl-311405_960_720.png
https://cdn.pixabay.com/photo/2016/07/12/19/20/palette-1512871__340.png
https://cdn.pixabay.com/photo/2013/07/13/11/51/cd-158817__340.png

12 czerwca 2019

Podróże kształcą



         Tajemniczy Książ




Odrobina tajemniczości dodaje życiu atrakcyjności.


Książ rozpala wyobraźnię. Jadąc do tego największego dolnośląskiego zamku (trzeciego pod względem wielkości w Polsce), miałam w pamięci opowieści o pięknej księżnej Daisy, jak i o tajemnicach podziemi zamku, które w czasie wojny były przygotowywane na główną kwaterę Hitlera. Dziś mogę powiedzieć, że w zasadzie nie zawiodłam się, zamek jest piękny, malowniczo położony na wzgórzu i jego historia jest pełna tajemnic.  Siedziba Hitlera, tajne laboratoria, Bursztynowa Komnata… Jakie tajemnice skrywa jeszcze Zamek Książ?
700 lat historii Książa. Początki zamku datowane są na koniec XIII wieku. Zbudowany została przez Bolka I Surowego z Piastów Świdnicko-Jaworskich.  Później przechodził z rąk do rąk, przez chwilę panował w nim monarcha czeski.  Od XIV wieku, przez czterysta lat właścicielami zamku byli przedstawiciele wielkiego rodu Hochbergów. Na polecenie jednego z książąt Hochbergów na początku XVIII wieku zamek został przebudowany w stylu barokowym, stając się wystawną rezydencją. Perłę baroku od tamtego czasu odwiedziło wiele sław: Izabela Czartoryska, Zygmunt Krasiński,  car Mikołaj Romanow, Winston Churchill. Warto pamiętać jednak  o tragicznej historii tego miejsca. Rodzina Hochbergów  podczas wielkiego kryzysu gospodarczego na początku XX wieku znacznie podupadła finansowo. Obiekt przejęło państwo niemieckie, by zrobić w nim kwaterę Adolfa Hitlera. Dla niego wzmocniono zamek i przebudowano go – w pobliżu jego pokojów wybudowano szyb dla windy, którą można było zjechać do bunkra. Pod zamkiem wydrążono tunele, podziemia były ogromne, musiały pomieścić 3 tysiące ludzi. Książ stał się częścią kompleksu Riese – podziemia były budowane przez więźniów, którzy pracowali w nieludzkich warunkach i ponad siły. Pytań jest nadal więcej niż odpowiedzi. A wielki znak zapytania powiększa się, gdy słucha się relacji więźniów, którzy pracowali w zamku w czasie drugiej wojny światowej. Wspominali o wielkiej podziemnej sali, po której dziś nie ma śladu. Co te ściany chowały? To pytanie, które  rozpala umysły, tym bardziej, że może to być bursztynowa komnata – opowiada Bogusław Wołoszański, dziennikarz historyczny tropiący tajemnice czasów wojennych.
Może wnętrze zamku rozczarowuje, gdy porównamy je do Kozłówki czy przepięknego Łańcuta, jednak warto pamiętać, że zamek dopiero stopniowo odzyskuje świetność. Po przejęciu przez władze niemieckie został drastycznie zniszczony, a jego wyposażenie wywieziono. Po wojnie stacjonowały w nim też wojska radzieckie, które dalej dewastowały obiekt.
Nie rozczarowują natomiast tarasy wokół zamku. Pierwsze ogrody ozdobne w Zamku Książ zostały utworzone w miejscu dawnych fortyfikacji. Tarasy przyzamkowe zajmują powierzchnię 2 hektarów, położone są na 12 różnych poziomach i utrzymane są w stylu francuskim. Ze wszystkich roztaczają się zachwycające widoki na okolicę, które w swoich pamiętnikach opiewała najsłynniejsza mieszkanka Zamku Książ, księżna Daisy von Pless. Choć ich wygląd zmieniał się przez wieki, swoją funkcje pełnią nieprzerwanie od XVII wieku. Taras różany, wodny, bogini Flory i inne zachwycają, zwłaszcza, że oglądałam je na początku czerwca w piękny słoneczny dzień.
Księżna Daisy von Pless (1837 – 1943). Czasami wśród sztywnej pruskiej arystokracji powtarzano: „Daisy is crazy”. Księżna była tak otwarta, że potrafiła zjednywać sobie ludzi bez względu na ich status społeczny – mówi  Mateusz Mykytyszyn, rzecznik prasowy Zamku Książ w Wałbrzychu i prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless. Angielska arystokratka uznana za najpiękniejszą księżniczkę Europy i za jedną z najbardziej fascynujących kobiet na świecie była żoną Jana Henryka XV Hochberga. Śląska historia księżnej związana jest z zamkiem w Książu. To bajkowa część opowieści o jej życiu. Podróże po Starym Kontynencie, Azji czy Afryce, bale, polowania na lwy i uczty z arystokratyczną śmietanką. Hrabia dogadzał małżonce, jak tylko mógł. Pozwalał jej niemal na wszystko. Przymykał oko na skandale obyczajowe, od publicznych śpiewów począwszy, na paradach w worku na paszę dla koni skończywszy.
Z wielkiego portretu w holu patrzyła na mnie kobieta o regularnych rysach twarzy, bystrym spojrzeniu, elegancka, powiedziałabym, z klasą. Jej znakiem rozpoznawczym był wysoki wzrost – miała ponad 180 centymetrów wzrostu - i wąska talia. Daisy za cel swego życia uznała pomoc mieszkańcom Wałbrzycha i okolic, gdzie warunki życia były bardzo trudne. Dlaczego była nietuzinkową postacią? Bo zamiast, jak inne arystokratki, odwiedzać chorych z koszyczkiem smakołyków i rozdawać prezenty na Boże Narodzenie, zabrała się za kompleksowe projekty, na które dziś pewnie dostałaby dotacje z Unii Europejskiej. Nie sposób nie uśmiechnąć się, czytając o podchodach Daisy, która wykorzystywała każdy obiad z cesarzem i każde spotkanie z ówczesnym kanclerzem Niemiec, żeby wspomnieć o projekcie oczyszczenia Pełcznicy, której wody zatruwały studnie i powodowały śmierć setek ludzi rocznie. Sprzeciwu nie przyjmowała do wiadomości i przy kolejnej okazji wracała do tematu od innej strony. Podobnie było z wielkim projektem dotyczącym wyzyskiwanych przez pośredników koronczarek, który pozwolił jej przejąć lokalny handel koronkami i stworzyć sieć sklepów w Europie Środkowej. Kto słyszał o Daisy, ten prawdopodobnie słyszał też i o legendarnym naszyjniku z pereł, w którym jakoby miała zostać pochowana i który został wykradziony z jej trumny po nadejściu Armii Czerwonej i rozkopaniu miejsca w pobliżu Mauzoleum Hochbergów, gdzie służba ukryła trumnę ze zwłokami. Ten naszyjnik miał jakoby pochodzić z Morza Czerwonego, z pereł wyławianych przez młodych poławiaczy specjalnie na życzenie męża Daisy, podczas gdy oboje obserwowali połów ze statku, nalegając na pośpiech. Jeden z poławiaczy, młody chłopiec, miał się wyłonić z fal z ogromną perłą, bluznąć krwią z ust, przekląć Daisy – i umrzeć. Nic z tego wszystkiego nie jest prawdą. A jaka jest prawdziwa historia naszyjnika? Nie było ani wycieczki po Morzu Czerwonym, ani poławiaczy, ani wielkiej perły i dramatycznej śmierci chłopca. Był zwykły salon jubilerski w Paryżu, gdzie podczas podróży poślubnej wiosną 1882 roku książę Jan Henryk kupił żonie sznur pereł o długości 6 lub 7 metrów. – Pod koniec życia księżna posiadała krótki naszyjnik z pereł, który nosiła przez cały czas i w którym rzeczywiście została pochowana. I to on, a także obrączka, którą miała na ręce, zostały zrabowane, gdy złodzieje znaleźli i rozbili jej trumnę wyjaśnia prezes Fundacji Księżnej Daisy von Pless. – W obu tych historiach zgadza się tylko jedno. Daisy uwielbiała perły przez całe życie i chętnie je nosiła. Z jednej strony, póki pamiętamy, że legenda jest tylko legendą, niech daje natchnienie pisarzom i innym twórcom, z drugiej strony fakty historyczne muszą być prezentowane zgodnie z prawdą. A legenda o poławiaczu i klątwie rzeczywiście stanowi jeden z wątków przewodnich w różnych utworach poświęconych postaci Daisy, na przykład w powieści  Ciemno, prawie noc Joanny Bator.
To oczywiście niewielka część fascynujących historii związanych z zamkiem Książ i jego mieszkańcami. Warto wybrać się do Wałbrzycha i zwiedzić to miejsce.

Podróżniczka

Grafika:
zdjęcia własne
https://daisyvonpless.files.wordpress.com/2011/11/daisy_perly.jpg