19 marca 2013

Moje hobby, mój świat...



  Małyszomania wciąż trwa!



 Garbing, fajeczka, no i poleciało! 
(Piotr Żyła)

Małyszomania rozpoczęła się na początku tego tysiąclecia, kiedy to Adam Małysz królował na skoczniach świata.  Każdy z nas spotkał się z tym zjawiskiem, ba sam pewnie w jakimś stopniu jest małyszomaniakiem! Jak wiele osób nie oglądało oglądał skoków narciarskich? Sądzę, że tylko nieliczni. Nawet niedzielni kibice pragnęli przeżywać radosne chwile zwycięstwa, które Adam Małysz dostarczał nam co zimowy weekend. Skoki narciarskie to sport, który nie każdy może uprawiać – choćby ze względu na  brak dostępu do skoczni,  to jednak dzięki sukcesom Polaka cieszy się wielkim zainteresowaniem.  Chłopcy w całej Polsce tworzyli małe skocznie, chcieli zasmakować dyscypliny mistrza. 
Skoki narciarskie biły rekordy oglądalności w telewizji.  Przed ekranami zasiadały miliony rodaków, jednocząc się w kibicowaniu.  Tysiące Polaków jeździło na zawody do Zakopanego, ale i nie tylko tam! Zawody odbywały się niemal na całym świecie, a prawie wszędzie można było spotkać biało-czerwone barwy. Małyszomania to niewątpliwie sposób okazywania patriotyzmu. Zapominaliśmy o swoich kompleksach narodowych, tylko  byliśmy dumni, że jesteśmy Polakami i nasz rodak jest najlepszy na świecie. Niestety, nie wszyscy byli wiernymi kibicami, gdy Adam Małysz miał spadek formy, część osób zapomniała o jego zasługach i nie wspierała go w trudnych momentach. On jednak po kilku latach przerwy w sukcesach odleciał swoim konkurentom i znowu był nie do przeskoczenia. Niemalże do ostatnich zawodów sezonu narciarskiego nie było wiadomo, kto zdobędzie kryształową kulę, czy będzie to Adam Małysz, a może Andres Jacobsen. Zwyciężył oczywiście Polak i był to jego czwarty wygrany Puchar Świata w skokach narciarskich. Nikomu więcej w historii nie udało się tego dokonać. Za wszystkie chwile radości, których nam dostarczył, kochamy Adama Małysza. Również za jego postawę, a  w szczególności - skromność. Dzięki Adamowi na polskich skoczniach jest wspaniała atmosfera, jakiej nie sposób spotkać gdzie indziej na świecie. 
Do rozkwitu małyszomanii z pewnością przyczynili się też komentatorzy sportowi. Swoim okazywaniem emocji zwiększali nasze nadzieje na wygraną. Jednym z dziennikarzy, którego najlepiej wspominam, jest Włodzimierz Szaranowicz. W niezwykle barwny sposób, z  zaangażowaniem  mówił o skokach narciarskich, a wiele osób doprowadzał do łez wzruszenia. Lot skoczka przedstawiał jak dzieło na najwyższym  poziomie artystycznym. Jego głos kojarzy się z największymi sukcesami Adama Małysza, np. igrzyskami w Vancouver , gdy Polak zdobył  dwa srebrne medale. Prawdziwym kibicom ciągle brzmi w uszach, gdy Włodzimierz  Szaranowicz krzyczał: Leć Adam, leeeć! .

Teraz, gdy Adam Małysz już nie skacze, małyszomania wciąż trwa. Przeniosła się  na innych polskich skoczków. Polacy nie zapomnieli o skokach narciarskich, ciągle kibicują rodakom, którzy próbują walczyć o coraz wyższe lokaty.  Gdyby nie sukcesy Adama Małysza, inni nie zafascynowaliby się skokami, a dzięki temu mamy nowe młode talenty, które już zaczynają zdobywać sukcesy i sympatię kibiców. 

Małyszomanka