15 listopada 2017

Myśli o wychowaniu




                Czyj to problem?
Problemy twoje, moje, nasze boje, polityka
A przecież każdy włos jak nasze lata policzony
(Stanisław Soyka „Tolerancja”)


Pojechaliśmy na wycieczkę do Auschwitz  i było strasznie. Potem Brzezinka, ale tego nie dało się odczuć, bo nasze przemarznięte ciała błagały o litość i jedynie modliliśmy się, aby autokary stały na parkingu i przywitały nas klimatyzacją. Zaczęliśmy narzekać, że tak się nie robi. Najbardziej słychać było tych, co to przewlekle chorują na zatoki. Bo kierowcy nie uznawali temperatury pokojowej. Albo trzęśliśmy się z zimna, albo dostawaliśmy napadów duszności.

Jedna z koleżanek, kiedy już odkładaliśmy słuchawki  i radyjka,  powiedziała, że spodziewała się czegoś... innego. Stwierdziła, że miejsce nie wywołało u niej dreszczy. Dopiero, gdy pozostali włączyli się w rozmowę i zaczęli wymieniać się wrażeniami, zauważyła, że widok włosów, butów, protez więźniów był przerażający  (kto widział, ten wie). Rzeczywiście niemi świadkowie TAMTYCH wydarzeń ulokowani w przestronnych gablotach "cieszyli się" dużym zainteresowaniem. Co chwila ktoś wyciągał  z kieszeni smartfon, żeby sfotografować tę wspomnianą już stertę włosów, bądź materiał, znaleziony w niemieckiej fabryce, który został z nich wykonany. Ja nie miałam odwagi.

Pani przewodnik na samym początku  wyraziła się o Auschwitz, jako o największym cmentarzysku świata. Czy przemówią do was liczby? Mnie niewiele mówiły, ale jeżeli ktoś uważa się za umysł matematyczny, pewnie je ogarnie. Minimalna liczba deportowanych do KL Auschwitz to około 1 miliona 300 tysięcy. Spośród tej liczby jedynie około 400 tysięcy osób zostało zarejestrowanych w kilku seriach, numerowych jako więźniowie. Pozostali (ponad 900 tysięcy) zostali zgładzeni bezpośrednio po przybyciu w komorach gazowych kompleksu. Takie liczby udostępnia na swojej stronie internetowej Państwowe Muzeum Auschwitz -Birkenau, nie pozostawiając ich jednak bez komentarza: Dostępne dane to nie tylko źródło cennej informacji historycznej. To także pomnik pamięci o ludziach, których losy w tragiczny sposób naznaczył Auschwitz.

Piszę, że nie miałam odwagi. Dotyczy to oczywiście robienia zdjęć. Bo, jak wspomniałam na początku: było strasznie.  Trudno, stając w bramie z napisem "Arbeit macht frei", patrząc na nią beznamiętnie, wyciągnąć z kieszeni telefon i "cyknąć fotkę." Sfotografowałam  więc kałużę. To nie było trudne, bo deszcz lał się strumieniami, co tym bardziej sprzyjało zadumie w czasie przechodzenia pomiędzy blokami. Zatrzymam się nad nią dłużej i spojrzę  z perspektywy przeciętnego człowieka -  kałuża to brudna woda w dołku. Po prostu. Przeważnie się ją omija, chyba że w kaloszach, dla zabawy wskakuje się w sam jej środek. Wtedy woda z impetem rozbryzguje się na wszystkie strony. Ale to zabawa dla dzieci. Kałuży nikt nie traktuje poważnie. Nawet miłośnicy przyrody nie rozczulają się raczej nad jej losem. Do błota nikt nie podchodzi. Owszem, bywają tacy, którym są bliskie cierpienie Wertera. Oni, choć i tak jedynie w przenośni, potrafią się z błotem identyfikować. Zmieszać z błotem i zrównać z ziemią – znamy takie powiedzenia. Naziści  zmieszali, a chcieli i zrównać. Totalna zagłada, mord na przemysłową skalę.  1 100 000 Żydów, 140 000- 150 000 Polaków, 23 000 Romów (Cyganów), 15 000 sowieckich jeńców wojennych, 25 000 więźniów innych narodowości. 1 100 000 z nich poniosło śmierć w Auschwitz. To się nazistom udało.

A my? Nie polskie obozy, a niemieckie! Ile razy można przypominać? Trzeba być idiotą - jak mówi Karol Tendera były więzień KL Auschwitz -  żeby pomylić się z tym określeniem sto szesnaście razy (niemieckie media w 2015 roku użyły tego sformułowania właśnie tyle razy).  Za szybko odchodzimy do swoich spraw. Oczywiście, nie ma sensu popadać w nostalgię i nosić wieczną żałobę, tym bardziej żywić nienawiść... Po co rozdrapywać rany? - pytamy. To już nie nasz problem. Zdarzyło się, przykro, mówi się trudno, żyć trzeba dalej. Ale kiedy nawet TAM nie potrafimy zachować powagi. Nie umiemy ściszyć swojego egoizmu do maximum. To staje się naszym problemem. Podobnie, jak w przypadku Yolocaustu,  znieczulamy się na sprawy istotne, o ile nie najważniejsze. Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego -  prof. Stanisław Estreicher -  przed swoją śmiercią powiedział:  Nie pozwólcie, aby nasza śmierć poszła na marne. Za dużo słuchamy, a za mało myślimy. Jesteśmy nieostrożni, a trzeba robić wszystko, by TO nigdy się nie powtórzyło. Pamiętamy?

Dagmara

Grafika:  własne zdjęcie