25 października 2015

Wspomnienia, wspomnienia...




                      Nie poddaliśmy się!  – część II

                          Ślubujemy, przyrzekamy, że się nigdy nie poddamy!
                                                                                               (klasa I B)

                 (Na podstawie kroniki  klasowej. Wszystkie rysunki pochodzą z kroniki)

Jesteśmy w trzeciej klasie!
1 września 1991 – niedziela. Ostatni dzień „słonecznego czasu”. Już planujemy następne wakacje, które nastąpią za 297 dni. Tymczasem wokół ponura rzeczywistość: zeszyty, książki, marginesy, buty na wuef...
6 września 1991 - piątek.  Chemia nadal z Profesorem Teofilem L.  Do wakacji 292 dni.
13 września 1991 – piątek.  Na biologii bawimy się wyśmienicie. Pani Profesor
Janina P. poprosiła o przykład symbiozy (współżycia organizmów z obopólnymi korzyściami). Burza rąk w górze! Jeden z naszych kolegów podał przykład: sosna i bakteria, zwana jeleń daniela. Pani od Biologii była zachwycona, ale nam jakiekolwiek współżycie o charakterze symbiozy między sosną i jeleniem  wydało się niemożliwe. Do wakacji 285 dni.
17 września 1991.  Dzisiaj w cudownych zeszytach (różowych,  z kapturkiem – czerwonym i wilkiem – czarnym) pisaliśmy sprawdzian z pozytywizmu. Do wakacji 281 dni.
25 września – środa.  Matematyka z praktykantką – pełny luz. A tu nagle „cios prosto w plecy”!  Jesteśmy w swojej ósemce, a dyżurny każe się nam przenieść do  obszerniejszej sali. Pani praktykantka postanowiła zrobić nam klasówkę. Tego chyba jeszcze nie było w naszej szkole! Do wakacji 273 dni.
28 września 1991 – sobota. Obchodzimy Dzień Chłopaka. Chłopcy dostali proszek do kichania. Niestety, Pan X niewystarczająco  znając język angielski, źle przetłumaczył instrukcję obsługi prezentu – niespodzianki. Prawdopodobnie rozrobił go z wodą i wypił, zamiast wziąć szczyptę i powąchać. W efekcie nie dostał kichawki, lecz czkawkę. Do wakacji 260 dni.
1 października 1991. Październik rozpoczęliśmy według nowego rozkładu  zajęć, który – jak zwykle – okazał się gorszy od poprzedniego.
3 października 1991.  W Zamościu okradziono piętnaście samochodów, w tym: Profesora Henryka G. oraz naszego kolegi Arka G.
10 października 1991.  Strajk w szkołach zamojskich. Strajkowali profesorowie szkół: mechanicznej, ekonomicznej, rolniczej, budowlanej. „Rozruchy” nie objęły szkół ogólnokształcących. Profesor P. oddała klasówki z biologii (bardzo dobre wyniki!).
12 października 1991 – sobota.  Dyskoteka! Ktoś z zewnątrz wrzucił nam do klasy cegłę, przy okazji wybijając szybę. Nieźle się nam oberwało.
18 października 1991.  Mieliśmy gotowy plan wycieczki i nic z tego. Zrezygnowała część naszej klasy oraz nasi sojusznicy z matematycznej, a poza tym zaczęła się psuć pogoda.
30 października 1991.  Jesień sprzyja nastrojom lirycznym. Tak więc zadebiutował nasz klasowy poeta - Dariusz R.  Wiersz okrutnie smutny, taki trochę dekadencki. Oto fragment: „Kończy się dzień, odchodzi w cień// Życie przechodzi koło mnie//Ja ciągle uczę się...”  
8 listopada 1991. Cytat z lekcji języka rosyjskiego: „Chciała być moją duszą i ciałem,/ ciało starczyło, duszy nie chciałem”.
15 listopada 1991. Dziś na łacinie byliśmy w Kolegiacie. Podczas  jej zwiedzania jeden z Arków zasiadł w konfesjonale i wyspowiadał drugiego Arka, odpuszczając mu wszystkie szkole grzeszki.

27 listopada 1991. Za trzy dni Andrzejki. W naszej szkole zabawa i wróżby andrzejkowe odbyły się już dzisiaj. Aneta Ch. przyniosła ogromny klucz i przez jego dziurkę laliśmy roztopiony wosk do miski z wodą. Każdy odczytał swoją przyszłość, a potem bawił się „do upadłego”. W najlepszym momencie zabawy – jak to zwykle bywa – dyskoteka zakończyła się.
5 grudnia 1991.  Na biologii przeprowadzaliśmy doświadczenia na obecność i właściwości ptialiny w ślinie. Do badań użyliśmy śliny Sabiny W. i Marka T. Sabina miała opory, Marek zaś – nie bacząc na obrzydzenie klasy – sumiennie wypełniał zadanie powierzone mu przez Panią Profesor i splunął obficie do próbówki.
6 grudnia 1991.  Na łacinie wybraliśmy się na Rynek Wielki, gdzie święty Mikołaj rozdawał dzieciom łakocie. Nasz kolega, wspomniany już wcześniej Pan X, przedarł się przez gromadę dzieci do Świętego. Wrócił z kieszeniami pełnymi cukierków, ale nie chciał się z nami podzielić.

9 grudnia 1991. 100 dni nauki za nami.
13 grudnia 1991 – piątek. Do wakacji 200 dni.
21 grudnia 1991. Opłatek w klasie i w szkole. Wokół świąteczny nastrój. Wszyscy uśmiechnięci  i pachnie choinką.

Zima 1992. Na zewnątrz  naszej sali – ósemki – zawiesiliśmy mały karmnik dla ptaków. Ktoś umieścił napis: „Tylko dla orłów”. Napis wisiał przez całą zimę i robił furorę. Zainteresował się nim nawet „Tygodnik Zamojski”, w którym znalazło się zdjęcie naszego dowcipu.
9 stycznia 1992. W Garnizonowym Klubie Oficerskim odbyło się przedstawienie Zielona gęś, w którym występowali bracia Damięccy. Bawiliśmy się jak nigdy!
27 stycznia – 10 lutego – ferie zimowe!
14 lutego 1992 – piątek.  Dzień zakochanych! Pomimo sprzyjających warunków, nie dało się zauważyć nowych „miłości” w naszej klasie. Z tego wniosek, że albo się ukrywają, albo wszyscy są tak pochłonięci nauką, że nie mają czasu na uczucia. 

6 marca 1992 –piątek.  Byliśmy u dentysty.
10  marca 1992.  Dzień Kobiet! Chłopcy złożyli nam cudowne życzenia i obdarowali nas kasetami magnetofonowymi. Zostaliśmy poddani próbie przed szczepionką.
13 marca 1992 - piątek.   Szczepienia ochronne, które niektórzy nazwali: „naukostatyczne”. Dlaczego?  Piątek (trzynastego) okazał się pechowy  tylko dla dziewczyn. Nasi pomysłowi chłopcy wykazali się ogromnym poczuciem humoru i gdy byłyśmy na wuefie, pozamieniali i pochowali nam ubrania. Aśka ma spodnie Kaśki, Kaśka – sweter Aśki. Marzena znalazła swój but w karmniku „Tylko dla orłów”. Nie byłyśmy zachwycone.
20 marca 1992 – piątek.  Dzień rozpoczęliśmy od topienia marzanny. Potem była lekcja rebusów i kawałów na fizyce. Na łacinie wybraliśmy się do Bastionu XII. Z powodu zalegających bastion ciemności, wycieczka była z dreszczykiem. Wspominany już dwukrotnie pan X wczuł się w sytuację i przestraszył Panią Profesor Mirosławę P.

25 – 27 maja 1992.  Wycieczka do Majdanu Sopockiego. W poniedziałek dotarliśmy tam w porze obiadowej na schabowego. Rozlokowaliśmy się w domkach: dziewczyny zajęły łóżka na parterze, chłopcy - tapczany na pierwszym piętrze i podłogę na drugim. Domek był całkiem fajny, schody całkiem strome, koce – całkiem brudne, woda całkiem zimna, a kominek całkiem popsuty. Ale było całkiem, całkiem wspaniale! Graliśmy w piłkę siatkową(dziewczyny) i nożną (chłopcy) oraz  w badmintona (wszyscy). Przed kolacją bawiliśmy się w podchody. Wygoniłyśmy chłopców po drewno do lasu, ale nie chciało im się iść  tak daleko, więc rozebrali stary płot. We wtorek cały dzień na szlakach Roztocza - Czarcie Pole, Błudek – na miejscu dawnego obozu NKWD. Przeszliśmy 26 kilometrów. Po kolacji ognisko – do drugiej w nocy   (kiełbaski, śpiewy, śmiechy). Robiło się coraz zimniej, coraz bardziej śpiąco i ... ognisko wygasło. W środę – spacerki, siatkówka, obiadek  i do domu.

Jesteśmy w czwartej klasie.

Wrzesień 1992. Rok szkolny 1992/93 zaczyna się myślą: „Wszyscy z uśmiechem na twarzy,/ Witamy cię szkoło!/ Jest nam bardzo wesoło” . Jednak chyba nie za bardzo wesoło, bo dalej czytamy:  „Co jest grane? W I klasie każdy chciał być już w IV. A teraz większość wolałaby być w pierwszej”.
Wrzesień 1992. Jedziemy na pokazy z fizyki na UMCS. Nie byle czym, tylko pomarańczowym autobusem! Pokazy: mnóstwo wykresów, wzorów, doświadczeń, śmiechu, paniki... Najfajniejsze pokazy: ”Fizyka dla ubogich”. Pokaz najśmieszniejszy: z Asią z IV C, którą umieszczono w silnym polu elektromagnetycznym. Niestety, nie sposób było zobaczyć efektu eksperymentu, gdyż „obiekt doświadczalny” był zbyt strachliwy.



Grudzień 1992. Udało nam się stworzyć świąteczny nastrój. Kolędy, stroik na stole przykrytym białym obrusem   i opłatek przeniosły nas w świat życzeń – pięknych i szczerych. Najczęściej życzyliśmy sobie pomyślnie zdanej matury oraz dostania się na wybrany i wymarzony  kierunek studiów.



Zima 1993.   Dariusz R. znowu napisał wiersz. Tytuł „Współcześni”.
Zima 1993.  Studniówka – udała się wspaniale!
11 maja – 6 czerwca 1993.  Matura! Pierwszy dzień – język polski. Strach i stres, ale tylko do chwili, gdy Profesor Bogdan Sz. wylał sobie na garnitur napój gazowany. My – oczywiście – w śmiech! Tematy nam podpasowały, zresztą byliśmy wspaniale przygotowani. Drugi dzień – do wyboru: biologia, matematyka, historia, język angielski. Nie było tak źle! Trochę wiedzy, trochę szczęścia, trochę sprytu i wszyscy byli zadowoleni.  Egzaminy ustne. Najbardziej baliśmy się polskiego  i ten poszedł nam najlepiej!  Nie było tak strasznie i teraz matura wydaje się nam błahostką.
7 czerwca 1993

Rozdanie świadectw. Co piękne, nie trwa wiecznie. Zostawiliśmy w I Liceum cząstkę siebie, dlatego zawsze będziemy niego wracać. My, absolwenci: Iwona Ch., Aneta Ch., Tomasz D., Ewa D., Agnieszka Dz., Arkadiusz G., Monika H., Mirosław K., Konrad Ł., Joanna M., Arkadiusz M., Arkadiusz M., Maksymilian M., Anna M., Sylwia P., Małgorzata P., Krzysztof R., Dariusz R., Marzena Sz., Danuta Sz.,  Robert Sz., Robert Ś., Monika T., Marek T., Magdalena W., Adam W., Sabina W., Agnieszka Z.
Tegoż dnia – 7 czerwca. Wszyscy się dorwali do kroniki, zostawiają swoje autografy, proszą o pamięć albo obiecują pamiętać. Magda W. napisała: Ludzie nigdy nie zapomnijcie  o tych naszych wspólnych 4 latkach i poznawajcie mnie na ulicy!

Ania M.


Grafika:  własna