13 października 2018

Myśli o wychowaniu

       

            Cudze dzieci uczyć


Nauczyciel …
to jedna z najbardziej wyjątkowych postaci na całym świecie,
bo któż inny mógłby każdego dnia ofiarowywać to,
co w nim najlepszego,
cudzym dzieciom?
(Deanna Beisser)


Rzeczywiście nauczyciel jest jedną  z  najbardziej wyjątkowych  postaci! Możemy się z tym zgadzać lub nie. Radzę jednak z oceną poczekać  jakiś czas, aż  nabierzemy dystansu do szkoły i do siebie, a także dorośniemy do pełniejszego rozumienia wielu spraw. Dziś – pod wpływem emocji  - nie zawsze potrafimy być sprawiedliwi, dlatego  ocena tego samego nauczyciela bywa skrajnie różna.  Jedni go lubią, inni  - nie. Jedni uważają, że jest wspaniały,  drudzy nie powiedzą o nim dobrego słowa. Nauczyciele wiedzą o tym, liczą się także z niewdzięcznością, znają bowiem stare przekleństwo: Obyś cudze dzieci uczył.

Sądzę, że Dzień Nauczyciela jest dobrą  okazją, żeby wyrazić wdzięczność za trud naszych pedagogów. Jak to się robi? Może nauczymy się od absolwentów naszej szkoły, którzy mają utrwalone w pamięci piękne portrety swoich nauczycieli? Wybrałam kilka takich  wizerunków - różnych, ale zawsze ciepłych, pełnych szacunku i wdzięczności. Przedstawiam prawdziwe wspomnienia o prawdziwych  nauczycielach, nagrane i spisane w 100-lecie  szkoły. Poczytajcie, z jakim sentymentem są wypowiadane.
Pani Bożena D., absolwentka z 1984 roku, mówi: szkoła to nauczyciele,   których się szanowało. Ludzie mądrzy, godni, eleganccy w stroju i kulturze bycia. Niektórzy nauczyciele mieli swój szczególny rys, z którego nawet śmialiśmy się czasem, ale nigdy to nie było szyderstwo. Wiedzieliśmy, który nauczyciel będzie naprawdę  niezadowolony, że nie znamy koniugacji czy deklinacji łacińskich i powie słynne: „UUU!“. Który pedagog  każe meldować klasę przed lekcją,  którego możemy zająć rozmową o filmie, a który,  w takim a nie innym porządku, każe wchodzić do klasy.   
 
Pan Wojciech L., absolwent z 1990 roku, wspomina:  Uważam, iż miałem szczęście,  gdyż trafiłem na dobrych nauczycieli, którzy posiadali wiedzę  w swoich dziedzinach i potrafili ją przekazać. Wspominam ich jako raczej wymagających pedagogów, pełnych pasji,  co akurat bardzo sobie cenię, gdyż dzięki temu potrafili zmobilizować uczniów do większego wysiłku. Oczywiście, niektóre przedmioty były ciekawsze, niektóre trudniejsze, niektóre  łatwiejsze, niemniej jednak każdy z nauczycieli cieszył się poważaniem i autorytetem. 
 
Pani Roksana B.,  absolwentka  z  2008  roku, mówi: Każdy z osobna przekazał  mi - oprócz wiedzy książkowej -  też mądrość   życiową. Z każdym przy spotkaniu po latach zamienię kilka zdań. Każdemu z osobna przy tej okazji dziękuję za wszystko. To, czego nas profesorowie nauczyli,  kiełkuje teraz w życiu dorosłym. Jestem im wdzięczna, bo to kim teraz jestem, jest też ich zasługą. Teraz swoją szkołę i nauczycieli odwiedzam razem ze swoją córką. To chyba najlepszy dowód  na to, że nauczyciele byli i są najlepsi, inaczej tak chętnie bym nie wracała do starych murów swojej szkoły.                                                                                                                                                                                                                                                          
 
Wśród wspomnień są ciepłe  słowa odnoszące się zarówno do wszystkich nauczycieli, jak również pojedyncze portrety, z różnych powodów szczególnie zapamiętane. Pan Zenon K., maturzysta z 1949 roku, mówi o profesorze Pieszce: Uczył geografii (…) Nie miał własnych dzieci. Ale całe swoje życie, całą swoją miłość przelał na młodzież i z wzajemnością. Nie wiem, skąd się to wzięło, ale jak tylko zetknęliśmy się z nim, to gdy wchodził to klasy, jeden z kolegów, przewodniczący krzyczał: „Cześć Marszałkowi!”, a cała klasa wtedy odpowiadała: „Cześć, cześć, cześć!” Był kochany przez nas i on kochał nas. 
 
Pan Zbigniew S.,  absolwent  z 1962  roku, również opowiada: Szczególnie dobrze wspominamy profesora Michała  Pieszkę.   Przed lekcjami  geografii nikt nie miał prawa być w klasie. Przychodził profesor Pieszko  i przynosił globus. Globus zawsze musiał wejść pierwszy. Profesor mówił: „Globus pierwszy, globus pierwszy”
 
Pan Eugeniusz C., maturzysta z 1953 roku,  bardzo wiele uwagi poświęca profesorowi  Stefanowi Milerowi. Pamięta, że  był wyjątkowym człowiekiem. Nauczycielem  życzliwym dla uczniów i sprawiedliwym – jeśli ktoś nie umiał, to była dwója bez dyskusji, a inni dostawali tyle, na ile zasłużyli. Był bardzo lubiany przez uczniów. Poza tym był patriotą i w mniejszym gronie prowadził dyskusje patriotyczne ( wtedy nie można było ujawniać poglądów sprzecznych z oficjalnym systemem państwowym). Profesor Miler założył szkolny  ogród zoologiczny.(…) musiał  więc go  utrzymać, no to  prosił uczniów, żeby go wspierali. (…) pozwalał nam jeść na lekcji, ale to kosztowało 20 żab. I ja taki dług miałem  parę razy. Był też wybór: żaby albo susły, których było dużo na łące w Mokrem. Dodatkowo przynosiliśmy  chleb, żyto, owies, żeby zwierzęta nie były głodne. 
 
Pan Jacenty W., absolwent z 1974 roku, podkreśla rolę pana Teofila Lawgmina: Profesor wspaniale prowadził lekcje, może  w waszym dzisiejszym odczuciu  to był reżim. Wszyscy, może trochę ze strachu, ale też z chęci poznania, uczyli się chemii i akceptowali sposób  jej przekazywania. To był sposób osobliwy, ale świetny. W tej chwili byście protestowali, strajkowali, ale my poddawaliśmy się temu stylowi prowadzenia zajęć. Wiele osób osiągnęło dużo w życiu dzięki profesorowi.   
 
Pan Leszek A.,  absolwent  z  1979 roku, miło wspomina kilku nauczycieli. Było parę  osobowości, które w tamtych czasach były rzeczywiście  filarami szkoły. Profesor Teofil Lawgmin - chemik, pan  profesor  Henryk Rodzik –fizyk, pan profesor Andrzej Borkowski – anglista.  I  (…) wychowawca - pan Jerzy Suchodół
 
Pani  Jolanta K., absolwentka z 1980 roku, opowiada: Dobrze wspominam również naszego wychowawcę, fizyka, prof. Stanisława Kasztelana. Był to wspaniały pedagog, trzymał nas  twardą ręką (…). Jako dydaktyk i fizyk był również wspaniały, maturę z fizyki można było, bez dodatkowych korepetycji, zdać bardzo dobrze
 
Bożena D., absolwentka z 1984 roku wyznaje: Nie mogę nie wspomnieć dyrektora szkoły  - świętej pamięci  Bolesława Hassa.  On nas po prostu lubił.  Lubił młodzież. Poważnie z  nami rozmawiał o wymagających powagi sprawach (internowanie nauczycieli),  a żartował, śpiewał z nami, kiedy był czas na zabawę.  Cieszył się nami i  naszymi rodzicami przygotowującymi studniówkę. Chętnie robił sobie z nami zdjęcia, na które dziś spoglądamy z  wielkim sentymentem
 
Pani Małgorzata N., absolwentka z 1986 roku, najlepiej wspomina  Julię R. – polonistkę, która  pracowała  wtedy w bibliotece. Można powiedzieć, że prowadziła ona tajne komplety, bo to były czasy, w których nie zawsze i nie wszystko można było mówić oficjalnie. Pani Julia chyba właśnie dlatego nie uczyła, ponieważ chciała przekazać więcej informacji niż inni. Pani R.  po cichu przekazywała nam różne treści, typu Katyń.  O tym się głośno nie mówiło.  (…) była cichutką i skromną osobą i zawsze mogliśmy do niej pójść, wyżalić się i posłuchać ciekawych rzeczy. 
 
Pani Małgorzata K., maturzystka z 1990 roku, pamięta:   Geografii uczył nas profesor  Ryszard  K. i zamęczał kartkówkami z mapy. Kartkówka wyglądała tak, że rzucał nam 15 - 20 nazw i trzeba było określić,  co to jest:  jaka rzeka, jaki dopływ i gdzie się znajduje, jaka górka itd.  Czy to Afryka, czy Europa i jakie państwo. To wymagało olbrzymiej wiedzy. I my te kartkówki notorycznie pisaliśmy i ciągle sporej grupie  nie udawało się ich zaliczyć. Tylko pojedyncze  osoby  były obkute. Wpadliśmy na taki pomysł, że to my sobie ustalimy, jakie profesor nam nazwy podyktuje. Pan K. dyktował swoje nazwy, a my pisaliśmy co innego. Znaliśmy już preferowane przez niego pojęcia, bo pisaliśmy dużo tych kartkówek. No i wtedy udało nam się wszystkim tę kartkówkę zaliczyć, na szczęście. Wszyscy mieliśmy tak  samo, ale profesor jakoś nie wpadł na to, że  to nasz  pomysł. No i jakimś cudem cała klasa po pół roku, bo tak z pół roku pisaliśmy te kartkówki,  zaliczyła nieszczęsną mapę świata.   
 
Pani Katarzyna K., absolwentka z  1996  roku, z sentymentem wspomina lekcję z Markiem S. – matematykiem.  (…) na prima aprilis przed lekcją matematyki wyniosłyśmy  z koleżankami tablicę i biurko z sali numer 15. Do klasy wszedł profesor i zobaczył, że nie ma przy czym usiąść i na czym pisać. Powiedziałyśmy  mu, że zarówno tablica, jak i biurko „poszły” do konserwacji. Profesor postanowił mimo wszystko przeprowadzić normalną lekcję. Usiadł więc przy pierwszej ławce, wyjął wielki zeszyt formatu A4 i do odpowiedzi zawezwał jedną  z koleżanek z pierwszej ławki, która ze stoickim spokojem powiedziała: „Nie ma jej dzisiaj”. Profesor zaczął więc polowanie na następną ofiarę. Gdy ta zaprotestowała słabo, że w pamięci zadania nie umie rozwiązać, a klasa zawtórowała, że nie  potrafi zapisać tegoż zadania  z pamięci, profesor zarządził, że będzie w swoim wielkim kajecie zapisywał to, co ofiara mu podyktuje. Jak powiedział, tak zrobił.

Józef H. i Stanisław M., absolwenci z 1967  roku, pytani o to, których nauczycieli zapamiętali, odpowiedzieli: Wszystkich. Dyrektor Michał  Bojarczuk  był wyjątkową  postacią.  Michał Pieszko, pochodzący  ze Lwowa, słynny geograf. Ale też wszyscy nauczyciele  różnych przedmiotów, którzy później dali nam przepustkę na studia. Były kółka przedmiotowe i w nich mogliśmy się wykazać. Na przykład pani  profesor  Łucja Burda prowadziła kółko biologiczne.  Potem to zaważyło  na wyborze kierunku studiów. Zapytani o to, jakie wspomnienia wynieśli ze szkoły,  mówili: Trzeba się było uczyć. Była dyscyplina. Trzeba było chodzić w garniturkach. Jak przechodził nauczyciel, to się niemal stawało na baczność. Krótkie włosy trzeba było mieć. Jak się spotkało nauczyciela na mieście, to trzeba było powiedzieć mu „dzień dobry”. Nieważne, ile razy się go spotkało. 
Dziś nikt z nas nie musi stawać na baczność przed nauczycielami, bo oni tego nie wymagają.  Relacje między uczniami i nauczycielami są inne (myślę, że wcale nie lepsze!) i to nie z winy pedagogów. To wielu z nas – uczniów - ma zbyt roszczeniowe nastawienie do życia i szkoły. Czasami buntujemy się przeciw wymaganiom, bo tak nam wygodniej. Nie lubimy wkładać wysiłku w naukę i nie zawsze szanujemy trud nauczycieli. Mam jednak nadzieję, że za lat dziesięć czy dwadzieścia z wdzięcznością będziemy wspominać tych, którzy poświęcili swoje życie cudzym dzieciom. Czyli  nam!

Gratia

Grafika:
https://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2016/10/f55ac6c27773cbd9f2aea4fc4f4364e7.jpg
http://sp1piensk.edu.pl/phpf/images/news/dzdz.png
https://cdn.pixabay.com/photo/2013/07/13/10/09/bouquet-156651_960_720.png