7 grudnia 2014

Moje hobby, mój świat

                                                            

 Muzyka całym moim życiem          





Śpiewam (…) całą sobą,
nie tylko gardłem, nie tylko przeponą,
ale każdym mięśniem ciała,
każdym fragmentem umysłu.
(Edyta Górniak)
  
Powyższe słowa wypowiedziane przez  wyjątkową wokalistkę również dotyczą mnie. Nie mówię o możliwościach, a sposobie śpiewania, który odzwierciedla moją duszę. Czas, jaki poświęcam mojej pasji, to najpiękniejsze chwile.  Śpiew to coś więcej niż tylko technika, emisja czy skala.  Śpiew to mowa duszy przy wtórze muzyki, przekaz uczuć, emocji i wrażliwości. Nie można wyjść na scenę  i nie być pewnym siebie. Publiczność oczekuje czegoś więcej niż  odśpiewania. Wokaliści przede wszystkim mają wzruszać, sprawiać, że ludzie tracą oddech przy każdym dźwięku z ich strun.  Zachwycać osobowością, a nie wyglądem. Mam natomiast wrażenie, że  obecnie nie tworzy się  pięknej i  prawdziwej muzyki. W poście pragnę przedstawić siebie – Kingę W.– jako wokalistkę, flecistkę, pianistkę i człowieka. Opowiem o mojej  pasji  i o tym, co tak naprawdę czuję, kiedy stoję na scenie i śpiewam.
                                           
Moja przygoda z muzyką zaczęła się w wieku przedszkolnym, kiedy zaczęłam uczęszczać na zajęcia  „Słowików”. Była to schola. Nie dość, że byłam najmłodsza, to jeszcze w dodatku stanowiłam najsłabsze ogniwo tego zespołu. Czas płynął z roku na rok,  stawałam się coraz starsza i kiedy nadszedł czas Komunii Świętej, zostałam poproszona wraz  z koleżanką, aby zaśpiewać psalm. Ależ to była radość! Czułyśmy, jakbyśmy osiągnęły coś nieosiągalnego! Rok później zamarzyła mi się gra na instrumencie. Ofiarą padł saksofon.

Z powodu mojego ohydnego lenistwa przez  około dwa  miesiące   zaliczałam   egzamin  teoretyczny – zapis nutowy!Och, jak ja strasznie nie lubiłam się tego uczyć! Tak bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się pojąć te cuda. Po ciężkich zmaganiach z moim lenistwem dostałam mój wymarzony instrument – saksofon! Po dwóch miesiącach kapelmistrz wziął mnie na pierwszy koncert, bodajże rezurekcję.  Rok później instrument zaczął mi się nudzić i przerzuciłam się na klarnet, na którym również zbyt długo nie pograłam, bo tylko tydzień   i znowu wróciłam  do saksofonu. Upłynęło kilka miesięcy, kiedy zakochałam się we flecie poprzecznym! Od razu wiedziałam,  że to jest instrument, który chciałabym poznać i się z nim zaprzyjaźnić. Powiedziałam o tym mojemu dziadkowi, który po kilku dniach poszedł do kapelmistrza orkiestry, aby się za mną wstawić. Kapelmistrz , znający moje niezdecydowanie, odesłał mnie do szkoły muzycznej. Na egzaminie wstępnym zaśpiewałam piosenkę i wyklaskałam rytmy, które kazano mi powtórzyć. Egzamin zdałam i zostałam przyjęta. W szkole muzycznej granie na instrumencie nie sprawiało mi żadnych trudności. Już po czterech miesiącach nauki, na makroregionalnym konkursie w Tomaszowie Lubelskim, udało mi się wywalczyć wyróżnienie. Rok później wzięłam udział w konkursie wokalnym, gdzie również zdobyłam wyróżnienie. Po konkursie dostałam propozycję śpiewania w zespole Pana Tomasza Ziąbkowskiego  w Zamojskim Domu Kultury, gdzie uczęszczam do dziś. W szóstej klasie szkoły podstawowej zajęłam pierwsze miejsce  na powiatowym konkursie kolęd różnych narodów. Od chwili zdobycia tego wysokiego miejsca zaczęłam poświęcać coraz więcej czasu nowej pasji – śpiewaniu. Jak zapewne się domyślacie, instrument poszedł w kąt, ale nie rzuciłam (jeszcze) szkoły muzycznej. W gimnazjum nauczyciele pokochali mnie za śpiew. Do tej pory nie mogę pojąć, co takiego jest w moim głosie. Nie jestem zbyt pewna siebie i nie potrafię siebie ocenić pozytywnie, choć wiara w swoje możliwości to już połowa sukcesu. W drugiej gimnazjum, dokładnie w październiku, zrezygnowałam ze szkoły muzycznej. Ale jak to? Czy  mogę żyć bez grania? Tak więc w marcu złożyłam podanie o ponowne przyjęcie mnie do szkoły muzycznej i wróciłam  do niej. Cały rok minął bez jakichkolwiek problemów. Zapał do gry nie zanikał, a pasja – śpiewanie – stawała się dla mnie najważniejsza. 

Gdy wkroczyłam  w mury nowej szkoły – liceum – popełniłam ponownie ten sam błąd. Otóż, kolejny raz porzuciłam szkołę muzyczną, tym razem na dobre. Myślę, że liceum to bardzo ważny etap w życiu każdego z nas, a dla mnie wręcz  bardzo szczęśliwy. W listopadzie 2013 roku  wzięłam udział w konkursie piosenki religijnej, gdzie zaśpiewałam dwa utwory: Nie lękajcie się i  Alleluja po polsku. Udało mi się zdobyć tytuł  „Laureata laureatów”, czyli Nagrodę Dyrektora Młodzieżowego Domu Kultury. Wygrałam wtedy mikrofon i szklaną statuetkę. Kolejnym doświadczeniem, które mogę dopisać do moich „solistycznych” przeżyć, jest wyjazd na pielgrzymkę maturzystów. Następnie  wzięłam udział w festiwalu talentów zamojskiej młodzieży. Zaśpiewałam dwie piosenki: I will always love you i  Titanium. Dzięki tym utworom zdobyłam pierwsze miejsce i wygrałam aparat sponsorowany przez prezydenta Zamościa. Drugie miejsce przyniósł mi konkurs poezji śpiewanej im. Marka Grechuty, gdzie śpiewałam Wolność  Marka Grechuty  i List  Edyty Górniak. Myślę, że to był dla mnie udany rok. Chcę rozwijać się w kierunku wokalnym i moim marzeniem jest kiedyś śpiewać na wielkich scenach. Może jest to duże marzenie, ale jakie by nie było, trzeba wierzyć, że się spełni.

Trzymajcie za mnie kciuki, żebym nie straciła chęci i nie zgłupiała jak niektórzy!

Kinga  

Grafika:
http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/86166_kobieta_mikrofon_spiew.jpg
https://b.allegroimg.com/s400/01a231/24b656a84960ab8e6eb880d8896b