Nie poddaliśmy się! – część II
Ślubujemy, przyrzekamy, że się nigdy nie
poddamy!
(klasa I B)
(Na
podstawie kroniki klasowej. Wszystkie
rysunki pochodzą z kroniki)
Jesteśmy w
trzeciej klasie!
1 września
1991 – niedziela. Ostatni dzień „słonecznego czasu”. Już planujemy
następne wakacje, które nastąpią za 297 dni. Tymczasem wokół ponura
rzeczywistość: zeszyty, książki, marginesy, buty na wuef...
6 września
1991 -
piątek. Chemia nadal z Profesorem Teofilem L. Do wakacji 292 dni.
13
września 1991
– piątek. Na biologii bawimy się wyśmienicie. Pani
Profesor
Janina P. poprosiła o przykład
symbiozy (współżycia organizmów z obopólnymi korzyściami). Burza rąk w górze!
Jeden z naszych kolegów podał przykład: sosna i bakteria, zwana jeleń daniela.
Pani od Biologii była zachwycona, ale nam jakiekolwiek współżycie o charakterze
symbiozy między sosną i jeleniem wydało
się niemożliwe. Do wakacji 285 dni.
17 września
1991. Dzisiaj w cudownych zeszytach (różowych, z kapturkiem – czerwonym i wilkiem – czarnym)
pisaliśmy sprawdzian z pozytywizmu. Do wakacji 281 dni.
25
września – środa. Matematyka z praktykantką – pełny luz. A tu
nagle „cios prosto w plecy”! Jesteśmy w
swojej ósemce, a dyżurny każe się nam przenieść do obszerniejszej sali. Pani praktykantka
postanowiła zrobić nam klasówkę. Tego chyba jeszcze nie było w naszej szkole!
Do wakacji 273 dni.
28
września 1991 – sobota. Obchodzimy Dzień Chłopaka. Chłopcy dostali
proszek do kichania. Niestety, Pan X niewystarczająco znając język angielski, źle przetłumaczył
instrukcję obsługi prezentu – niespodzianki. Prawdopodobnie rozrobił go z wodą
i wypił, zamiast wziąć szczyptę i powąchać. W efekcie nie dostał kichawki, lecz
czkawkę. Do wakacji 260 dni.
1
października 1991. Październik rozpoczęliśmy według nowego
rozkładu zajęć, który – jak zwykle –
okazał się gorszy od poprzedniego.
3
października 1991. W Zamościu okradziono piętnaście samochodów, w
tym: Profesora Henryka G. oraz naszego kolegi Arka G.
10
października 1991. Strajk w szkołach zamojskich. Strajkowali
profesorowie szkół: mechanicznej, ekonomicznej, rolniczej, budowlanej.
„Rozruchy” nie objęły szkół ogólnokształcących. Profesor P. oddała klasówki z
biologii (bardzo dobre wyniki!).
12
października 1991 – sobota. Dyskoteka! Ktoś z zewnątrz wrzucił nam do klasy
cegłę, przy okazji wybijając szybę. Nieźle się nam oberwało.
18
października 1991. Mieliśmy gotowy plan wycieczki i nic z tego.
Zrezygnowała część naszej klasy oraz nasi sojusznicy z matematycznej, a poza
tym zaczęła się psuć pogoda.
30
października 1991. Jesień sprzyja nastrojom lirycznym. Tak więc
zadebiutował nasz klasowy poeta - Dariusz R.
Wiersz okrutnie smutny, taki trochę dekadencki. Oto fragment: „Kończy
się dzień, odchodzi w cień// Życie przechodzi koło mnie//Ja ciągle uczę się...”
8
listopada 1991. Cytat z lekcji języka rosyjskiego: „Chciała być
moją duszą i ciałem,/ ciało starczyło, duszy nie chciałem”.
15
listopada 1991. Dziś na łacinie byliśmy w Kolegiacie. Podczas jej zwiedzania jeden z Arków zasiadł w
konfesjonale i wyspowiadał drugiego Arka, odpuszczając mu wszystkie szkole
grzeszki.
27
listopada 1991. Za trzy dni Andrzejki. W naszej szkole zabawa i
wróżby andrzejkowe odbyły się już dzisiaj. Aneta Ch. przyniosła ogromny klucz i
przez jego dziurkę laliśmy roztopiony wosk do miski z wodą. Każdy odczytał
swoją przyszłość, a potem bawił się „do upadłego”. W najlepszym momencie zabawy
– jak to zwykle bywa – dyskoteka zakończyła się.
5 grudnia
1991. Na biologii przeprowadzaliśmy doświadczenia na
obecność i właściwości ptialiny w ślinie. Do badań użyliśmy śliny Sabiny W. i
Marka T. Sabina miała opory, Marek zaś – nie bacząc na obrzydzenie klasy –
sumiennie wypełniał zadanie powierzone mu przez Panią Profesor i splunął obficie
do próbówki.
6 grudnia
1991. Na łacinie wybraliśmy się na Rynek Wielki, gdzie
święty Mikołaj rozdawał dzieciom łakocie. Nasz kolega, wspomniany już wcześniej
Pan X, przedarł się przez gromadę dzieci do Świętego. Wrócił z kieszeniami
pełnymi cukierków, ale nie chciał się z nami podzielić.
9 grudnia
1991. 100 dni nauki za nami.
13 grudnia
1991 – piątek. Do wakacji 200 dni.
21 grudnia
1991. Opłatek w klasie i w szkole. Wokół świąteczny
nastrój. Wszyscy uśmiechnięci i pachnie choinką.
Zima 1992. Na zewnątrz
naszej sali – ósemki – zawiesiliśmy mały karmnik dla ptaków. Ktoś
umieścił napis: „Tylko dla orłów”. Napis wisiał przez całą zimę i robił furorę.
Zainteresował się nim nawet „Tygodnik Zamojski”, w którym znalazło się zdjęcie
naszego dowcipu.
9 stycznia
1992. W Garnizonowym Klubie Oficerskim odbyło się
przedstawienie Zielona gęś, w którym
występowali bracia Damięccy. Bawiliśmy się jak nigdy!
27
stycznia – 10 lutego
– ferie zimowe!
14 lutego
1992 –
piątek. Dzień zakochanych! Pomimo sprzyjających
warunków, nie dało się zauważyć nowych „miłości” w naszej klasie. Z tego
wniosek, że albo się ukrywają, albo wszyscy są tak pochłonięci nauką, że nie
mają czasu na uczucia.
6 marca
1992 –piątek. Byliśmy u dentysty.
10 marca 1992. Dzień Kobiet! Chłopcy złożyli nam cudowne życzenia
i obdarowali nas kasetami magnetofonowymi. Zostaliśmy poddani próbie przed
szczepionką.
13 marca
1992 - piątek. Szczepienia ochronne, które niektórzy nazwali: „naukostatyczne”.
Dlaczego? Piątek (trzynastego) okazał się pechowy tylko dla dziewczyn. Nasi pomysłowi chłopcy
wykazali się ogromnym poczuciem humoru i gdy byłyśmy na wuefie, pozamieniali i
pochowali nam ubrania. Aśka ma spodnie Kaśki, Kaśka – sweter Aśki. Marzena
znalazła swój but w karmniku „Tylko dla orłów”. Nie byłyśmy zachwycone.
20 marca
1992 – piątek. Dzień rozpoczęliśmy od topienia marzanny. Potem
była lekcja rebusów i kawałów na fizyce. Na łacinie wybraliśmy się do Bastionu XII. Z powodu zalegających bastion ciemności, wycieczka była z dreszczykiem.
Wspominany już dwukrotnie pan X wczuł się w sytuację i przestraszył Panią
Profesor Mirosławę P.
25 – 27
maja 1992. Wycieczka do Majdanu Sopockiego. W
poniedziałek dotarliśmy tam w porze obiadowej na schabowego. Rozlokowaliśmy się
w domkach: dziewczyny zajęły łóżka na parterze, chłopcy - tapczany na pierwszym
piętrze i podłogę na drugim. Domek był całkiem fajny, schody całkiem strome,
koce – całkiem brudne, woda całkiem zimna, a kominek całkiem popsuty. Ale było
całkiem, całkiem wspaniale! Graliśmy w piłkę siatkową(dziewczyny) i nożną
(chłopcy) oraz w badmintona (wszyscy). Przed kolacją bawiliśmy się w
podchody. Wygoniłyśmy chłopców po drewno do lasu, ale nie chciało im się iść
tak daleko, więc rozebrali stary płot. We wtorek cały dzień na szlakach
Roztocza - Czarcie Pole, Błudek – na miejscu dawnego obozu NKWD. Przeszliśmy 26
kilometrów. Po kolacji ognisko – do drugiej w nocy (kiełbaski,
śpiewy, śmiechy). Robiło się coraz zimniej, coraz bardziej śpiąco i ... ognisko
wygasło. W środę – spacerki, siatkówka, obiadek i do domu.
Jesteśmy w
czwartej klasie.
Wrzesień 1992. Rok szkolny 1992/93 zaczyna się myślą: „Wszyscy
z uśmiechem na twarzy,/ Witamy cię szkoło!/ Jest nam bardzo wesoło” . Jednak
chyba nie za bardzo wesoło, bo dalej czytamy:
„Co jest grane? W I klasie każdy chciał być już w IV. A teraz większość
wolałaby być w pierwszej”.
Wrzesień
1992. Jedziemy na pokazy z fizyki na UMCS. Nie byle
czym, tylko pomarańczowym autobusem! Pokazy: mnóstwo wykresów, wzorów,
doświadczeń, śmiechu, paniki... Najfajniejsze pokazy: ”Fizyka dla ubogich”.
Pokaz najśmieszniejszy: z Asią z IV C, którą umieszczono w silnym polu
elektromagnetycznym. Niestety, nie sposób było zobaczyć efektu eksperymentu,
gdyż „obiekt doświadczalny” był zbyt strachliwy.
Grudzień 1992. Udało nam się stworzyć
świąteczny nastrój. Kolędy, stroik na stole przykrytym białym obrusem
i opłatek przeniosły nas w świat życzeń – pięknych i szczerych. Najczęściej
życzyliśmy sobie pomyślnie zdanej matury oraz dostania się na wybrany i
wymarzony kierunek studiów.
Zima 1993. Dariusz R. znowu napisał wiersz. Tytuł
„Współcześni”.
11 maja –
6 czerwca 1993. Matura! Pierwszy dzień – język polski. Strach i
stres, ale tylko do chwili, gdy Profesor Bogdan Sz. wylał sobie na garnitur
napój gazowany. My – oczywiście – w śmiech! Tematy nam podpasowały, zresztą
byliśmy wspaniale przygotowani. Drugi dzień – do wyboru: biologia, matematyka,
historia, język angielski. Nie było tak źle! Trochę wiedzy, trochę szczęścia,
trochę sprytu i wszyscy byli zadowoleni.
Egzaminy ustne. Najbardziej baliśmy się polskiego i
ten poszedł nam najlepiej! Nie było tak
strasznie i teraz matura wydaje się nam błahostką.
7 czerwca
1993
Rozdanie
świadectw. Co piękne, nie trwa wiecznie. Zostawiliśmy w I Liceum cząstkę
siebie, dlatego zawsze będziemy niego wracać. My,
absolwenci: Iwona Ch., Aneta Ch., Tomasz D., Ewa D., Agnieszka Dz., Arkadiusz
G., Monika H., Mirosław K., Konrad Ł., Joanna M., Arkadiusz M., Arkadiusz M.,
Maksymilian M., Anna M., Sylwia P., Małgorzata P., Krzysztof R., Dariusz R.,
Marzena Sz., Danuta Sz., Robert Sz., Robert Ś., Monika T., Marek T.,
Magdalena W., Adam W., Sabina W., Agnieszka Z.
Tegoż dnia
– 7 czerwca. Wszyscy się dorwali do kroniki, zostawiają swoje
autografy, proszą o pamięć albo obiecują pamiętać. Magda W. napisała: Ludzie nigdy nie zapomnijcie o tych naszych wspólnych 4
latkach i poznawajcie mnie na ulicy!
Ania M.
Grafika: własna