Wspomnienia Pana K.
Najważniejsze w życiu nie jest kapitalizowanie osiągnięć.
To potrafi nawet głupiec.
Najważniejsze jest (…) czerpanie korzyści z porażek.
Umiejętność ta wymaga inteligencji
i odróżnia głupca od mędrca.
(William Bolitho)
Witajcie! Jestem
K., po prostu K. Chce opowiedzieć Wam moją historię. Przekazać trochę
wspomnień młodszym rocznikom. Być może w mojej opowieści coś komuś w życiu się
przyda. Jednakże na pewno chciałbym, by chociaż niektóre fragmenty skłoniły Was
do refleksji. Nie będę się wymądrzał, chcę po prostu być nadal częścią I
Liceum. Wprawdzie minęło już całkiem sporo czasu, chociaż może jest tak, że kto
opuści mury szkoły, zawsze pozostanie jakąś jej częścią. Pisząc ten tekst,
postanowiłem, że opowiem tylko o moim pierwszym roku szkoły, żeby Was nie
zanudzać. Jeśli ktoś będzie miał ochotę, będą części II i III. Przy okazji
zapewnię Wam też małą wakacyjną zabawę. Zgaduj - zgadulę. Lubicie? Jaki
profil klasy ukończyłem? Jaka była literka mojej klasy? Kto był
moim wychowawcą? Jakie studia skończyłem? Którego nauczyciela darzę
ogromnym respektem? Jeśli Wy macie jakieś pytania, chętnie również na
nie odpowiem.
Jednakże na początek cofnijmy się prawie równo o
10 lat… Pamiętam, bo był lipiec roku 2004 – piękna, słoneczna pogoda. Testy
gimnazjalne poszły mi całkiem nieźle (mimo że nigdy nie byłem pionierem
nauki - przyznaję się na początku otwarcie! ) Listy przyjętych do I LO w
Zamościu zostały wywieszone i dostałem się do wymarzonej szkoły. Rok wcześniej
skończył ją brat, absolwentami byli również mój drugi brat, ojciec, stryj
oraz dziadek. Cała męska cześć mojej rodziny opuściła mury tej, nie boję
się użyć tego słowa, wspaniałej szkoły. Nadszedł więc wrzesień A.D. 2004 i
byłem ciekaw, kogo los mi przyniesie do klasy. Nie trafiłem najgorzej: 7 panów,
31 pań. Proporcje na naszą- męską korzyść. Powiem Wam, że w ostatniej chwili
zdecydowałem się na zmianę profilu klasy, i z perspektywy czasu, wydaje mi się
to dobrą decyzją. Na początku nie potrafiłem się odnaleźć, pani wychowawczyni
również nie należała do osób rozrywkowych, lubiących integrować się z klasą (
czasem sobie myślę, czy ona lubiła kogokolwiek). Jednakże moja klasa pomału się
docierała, ale w sumie zawsze byliśmy średnio zżyci. Otrzęsiny poszły nam
średnio ( zgadniecie, które miejsce? ) i tak minęły moje pierwsze miesiące w I
LO. Szkoła nie wyglądała tak jak teraz. Byłem w niej jakiś czas temu i
powiem Wam, byłem pod ogromnym wrażeniem. Pięknie wyremontowane sale korytarze
z przeszklonymi gablotami, tylko schody się nie zmieniły (nie zapomnijcie się
na nich wywrócić przed maturą! ). Ogólnie, wtedy warunki było dalekie od
ideału, ale dawaliśmy radę. Nasza sala ( wiecie która? J ) też nie należała do
najlepszych, ale liczył się pierwszy rok poznawania wszystkiego i mieliśmy
taryfę ulgową. Ciepło wspominam niepracującą już w szkole Panią Ewę Sulewską. Pomimo
naszych oporów w poznawaniu historii, potrafiła naprawdę pięknie mówić.
Drogie dzieci! Ona mówiła, a my wiedzieliśmy, że możemy liczyć na
pasjonującą historię. Jej wychowanek został np. generałem jezuitów na Polskę.
Zawsze lubiłem te lekcje i szkoda, że Pani Profesor Sulewska uczyła nas tylko
jeden rok.
Ok, postanowiłem, że na razie wystarczy mojej
historii. Naprawdę wiele chciałbym jeszcze opowiedzieć, ale pomyślałem, że może
moje wspomnienia opiszę w kolejnych częściach, o ile ktoś mi na to pozwoli.
Pozdrawiam.
Pan K.
Grafika:
własna