Pędzi, pędzi kulig
Z kopyta kulig rwie
Pędzi, pędzi kulig niczym błyskawica
Spod kopyt lecą skry, hej lecą skry
Zmarznięta ziemia drży, hej ziemia drży […]
(Andrzej Bianusz/ Janusz Bibik)
A było to tak. Wciąż miałam w pamięci powieściowy obraz kuligu dwojga bohaterów Sienkiewiczowskiego Potopu – Andrzeja Kmicica i Oleńki Billewiczówny. Malowniczy do tego stopnia, że zapragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej o tym typowo polskim obyczaju, nieznanym w innych krajach. I pomyślałam, że poszukam o nim informacji w literaturze (również tej o tematyce etnograficznej) oraz plastycznych jego wyobrażeń w malarstwie.
Przytaczam więc się ten fragment Potopu Henryka Sienkiewicza. Oto zakochany Andrzej Kmicic, pragnąc zrobić Oleńce przyjemność oraz wyznać jej swoje uczucie, zaprosił ją na kulig. Sanie gnały jak wicher. Dzień był jasny, mroźny. Śnieg migotał, jakby kto nań iskry sypał […] Stada wron polatywały przed saniami wśród bezlistnych drzew przydrożnych z krakaniem donośnym. […] wpadli na szeroką drogę, w ciemny bór, który stał głuchy, sędziwy i cichy […] Drzewa, migotając w oczach, zdawały się uciekać gdzieś w tył za sanie, a oni lecieli coraz prędzej i prędzej, jak gdyby rumaki skrzydła miały. […] Przechyliwszy się w tył, zamknęła oczy, całkiem pędowi się oddając. I lecą, lecą coraz szybciej… Oleńka czuje, że obejmują ją jakieś ręce… Czuje wreszcie na wargach jakoby pieczęć rozpaloną i palącą… I lecą — lecą! Senną pannę zbudził dopiero głos pytający: - Miłujesz że mnie? Otworzyła oczy: - Jako duszę własną! I lecieli dalej, a ciągle borem, borem! Drzewa uciekały w tył całymi pułkami. Śnieg szumiał, konie parskały, a oni byli szczęśliwi. Pierwszy obraz: Juliusz Kossak, Kmicic z Oleńką na kuligu (1885- 1887).
Zygmunt Gloger, autor Encyklopedii staropolskiej pisze o kuligu, że był: rodzajem zabawy wziętym ze starego zwyczaju. Corocznie bowiem w zapusty, gdy sanna dopisała, a młodzież nie była na wojnie, w każdej prawie okolicy […] urządzano kulig, który zastępował nieznane wówczas jeszcze zabawy karnawałowe miejskie. Młodzież, rej w okolicy wodząca, układała plan kuligu […] Rozpisywano kolej, skąd się kulig ma zacząć, jakim szlakiem do dworów i dworków zajeżdżać i, zebrawszy wszystkich, gdzie hulankę zakończyć. Gloger dodaje, że była to zabawa zapewne tak dawna, jak dawno zasiały się gęściej dwory i dworki szlacheckie na równinach Wielko- i Małopolski.
Najstarszy zapisek na temat kuligu (zapustnej sanny) pochodzi z drugiej połowy XVI wieku –z wiersza anonimowego twórcy. W połowie XVII wieku o tym obyczaju pisali barokowi autorzy - Wacław Potocki oraz Jan Chryzostom Pasek. Rok Pański 1660 - pamiętnikarz odnotował: Odprawiwszy tedy dni bachusowe (zapusty) w dobrej komitywie, z dobrymi samsiadami […] pojechałem za chorągwią, lubo [jechać nie bardzo się] chciało. Niespecjalnie pochwalał taką formę rozrywki oświeceniowy twórca Ignacy Krasicki, który widział w niej pretekst do pijaństwa: Kulig to zabawa jeszcze od Popiela, ma za cel, by każdemu zalała gardziela. Przeciw temu obyczajowi wystąpił również Józef Wybicki w zabarwionej satyrycznie komedii Kulig.
Oskar Kolberg, etnograf w Dziełach wszystkich (tom 24) barwnie opowiadał, jak odbywały się kuligi. Znienacka wpadał figlarz na koniu na dziedziniec, objechał go wokoło: „Kulig jedzie, zje, wypije i pojedzie!” – Wykrzyknął i zniknął, a za nim niedługo tuż kulig wali we wrota z tartasem i hałasem, stukiem i hukiem, ze śpiewakami i skrzypkami, a już hajduki dźwigały beczułkę z piwnicy, już kucharze, kuchciki rzucali się za klucznicą na przepełnione spiżarnie, podstarości kluczami dzwonił do obroków na szarańczę pojemnych, państwo w ganku z radością przyjmowali wesołych gości i podejmowali przez kilka dni szczerze i hojnie. Taki kulig ciągnął się zwykle od dworu do dworu, póki wstępna środa nie położyła końca wesołości i nie powołała przed ołtarze pańskie tak do pokuty, jak i zabawy i bojów gotowych i skorych ojców naszych. Wyżej obraz Józefa Chełmońskiego, Kulig (1884).
Jędrzej Kitowicz w Opisie obyczajów… relacjonował: Dwóch albo trzech sąsiadów zmówili się ze sobą, zabierali z sobą żonę, córki, synów, czelad służącą i co tylko mieli w domu dorosłego […] wpakowawszy się na sanki […] jechali do sąsiada najbliższego ani proszeni przez niego, ani zawiadamiając go, aby im się nie skrył albo nie wyjechał z domu. Tam go zaskoczywszy, rozkazywali sobie dawać jeść, pić, koniom i ludziom, bez żadnej ceremonii, […] póki do szczętu nie wypróżnili mu piwnicy, spiżarni i spichlerza. Gdy już wyżarli i wypili wszystko, co było, brali owego nieboraka z sobą z całą familią i ciągnęli do innego sąsiada, któremu podobne pustki zrobiwszy, ciągnęli dalej […] aż póki […] do tych, którzy zaczęli kulig, nie doszli. Jeśli się trafił niegościnny gospodarz, nierzadko spotykały go przykrości ze strony rozochoconych gości. Jędrzej Kitowicz pisał o jednym z nich: zbili jak leśne jabłko, suknie w płatki na nim podrapali i wypędzili, jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii. Wyżej obraz Alfreda Wierusza-Kowalskiego, Kulig.
Łukasz Gołębiowski, historyk polskich obyczajów, był bardziej łaskawy w portretowaniu uczestników kuligu: Były te zabawy […] po całym kraju naszym od niepamiętnych zapewne przed Sobieskim, czasów. Trwały pokąd jeszcze błogie za Stanisława Augusta służyły chwile. […] . Muzyka była na zawołaniu […] skrzypiały przemykając się lekko sanice, odzywał się z dala tętent koni, jak gdyby szwadron jazdy był w pełnym pochodzie; brzęk dzwonków różnogłośnych i kółek nawieszanych, odgłos muzyki, w takt odzywające się trzaskania biczem zręcznych powozicieli, okrzyki wesołych już się dawały słyszeć, […] gdy z hukiem w otwartą wpadano bramę i zajeżdżano przed mieszkanie gospodarza. Wychodził ku swym gościom, witał uprzejmie, wprowadzał, gdzie czekała żona i dziewice już do tańca postrojone. Wyżej obraz Alfreda Wierusza –Kowalskiego, Kulik (Kulig).
Takie były zabawy, […] w one lata – można by rzec słowami wieszcza Adama Mickiewicza. Zabawy w ostatnie dni karnawału, czyli w zapusty. Dziś nazwę tej rozrywki piszemy kulig, ale zarówno u Słowackiego, jak i u Wierusza –Kowalskiego jest kulik. Skąd się wzięła nazwa obyczaju? Jest kilka wyjaśnień. Po pierwsze, uczestnicy zabawy wyruszali do sąsiadów pod pretekstem poszukiwania ptaka- kulika, nawet wodzirej miał na twarzy maskę z ptasim dziobem. Po drugie, może chodzić o podobieństwo ludzi i kulików – krzykliwych i naprzykrzających się. Jeszcze inne tłumaczenie: od słowa kula, gdyż hasłem do kuligu była przesyłana z dworu do dworu laska z kulą. Słowa kulik oraz kuł w dawnej polszczyźnie oznaczały: pęk czegoś, a w przenośni: spęd, dużą grupę sąsiadów zebranych na zabawę. A może po prostu dlatego, że rozbawione towarzystwo zataczało koło – zaczynało rozrywkę w jakimś domu i na nim kończyło.
Do mojej wyobraźni przemówił niezwykle piękny, łączący obrazy i dźwięki, Sienkiewiczowski opis kuligu, natomiast lektura pozostałych źródeł uświadomiła mi jedynie rubaszność sarmackich zabaw, pozbawionych umiaru. I nie o to chodzi, że patrzę na te rozrywki z dzisiejszej perspektywy, bo przecież już w XVIII wieku (Ignacy Krasicki, Józef Wybicki) budziły niesmak. Do grona krytyków źle pojmowanych sarmackich obyczajów dołączył również w XX wieku Witold Gombrowicz, co wyraził w powieści Transatlantyk. Po raz kolejny okazuje się więc, że czym innym bywa artystyczna kreacja, a czym innym – naga prawda.
Anua
Grafika:
https://sztuka.agraart.pl/media/piece_of_art/0001/02/176a91286e9023a1b29c50aa475a6d9122c751c6.jpeg
https://i.pinimg.com/originals/2d/c3/b9/2dc3b9d6aac79c4f469cc845c826f9d9.jpg
https://cdn.desa.pl/pics/desaobjectpicture/611819/alfred-wierusz-kowalski_litewska-sanna_460287_0.jpg