O „Rozmyślaniach” cesarza-filozofa
Nasze życie jest tym, co zeń uczynią nasze myśli.
(Marek Aureliusz)
Któż z nas nie słyszał o Marku Aureliuszu, cesarzu- filozofie? Jego imię wyryło się na dobre na kartach historii, ale także stało się nieodłącznym elementem popkultury. Mówiono nam o nim na lekcjach języka polskiego czy historii, wbijano do głów reformy, jakie przeprowadził, a jego popiersia widniały na koszulkach, kubkach i okładkach zeszytów. Jednak wbrew pozorom niewielu z nas miało okazję zetknąć się z jego twórczością, zachwycić filozofią życia. Innymi słowy, zobaczyliśmy w nim cesarza z zamierzchłych czasów, ale nie filozofa, a już na pewno nie kogoś, kto mógłby być autorytetem w XXI wieku. Ja także myślałam podobnie.
Skąd więc pomysł na przeczytanie Rozmyślań Marka Aureliusza? Wszystko zaczęło się od blogu Andrzeja Tucholskiego* - psychologa biznesu i stratega komunikacyjnego. Na swojej stronie zamieszcza on – jak sam mówi - rzeczowe, proste porady rozwiązujące jakiś codzienny problem albo trochę górnolotne, pół-poetyckie rozkminy o życiu. Jednym z często poruszanych przez niego tematów jest pragmatyczne podejście do życia zainspirowane filozofią stoicką. Bloger podkreśla, iż swoje poglądy opiera przede wszystkim na Rozmyślaniach.
Zaintrygowało mnie to. Pomyślałam: Czy filozofia sprzed niemal dwóch tysięcy lat może być tak aktualna? Czy imperator mógł zmagać się z takimi problemami jak choćby uczniowie I LO?. Odpowiedź na te pytania znalazłam podczas czytania książki i możecie mi wierzyć, byłam zaskoczona. Rozmyślania. Do siebie samego (w oryginale Ta eis heauton (Τὰ εἰς ἑαυτόv), to zbiór dwunastu ksiąg z przemyśleniami cesarza zmagającego się z trudną rzeczywistością, zniechęceniem i codziennymi problemami. Jako filozof porusza różnorodną tematykę, ale moją uwagę szczególnie przykuły kwestie, o których opowiem w dalszej części artykułu.
Marek
Aureliusz w szczególny sposób podkreśla konieczność zachowania umiaru w
przeżywaniu cierpienia: Mąż bowiem taki,
który nie odkłada na potem, aby stanąć w rzędzie najlepszych, jest jako kapłan
jakiś […], który obcuje z bóstwem […] czyniącym z niego […] zapaśnika walki
najtrudniejszej, polegającej na tym, aby nie dać się pokonać żadnej namiętności,
przepojonego do głębi umiłowaniem sprawiedliwości, z całej duszy przyjmującego
z miłością to, co mu się zdarza, i wszystko to, co mu przypada w udziale. Sądzę,
że o ile można nie zgadzać się z twierdzeniem, iż człowiek powinien być
niewzruszony wobec spotykającego go cierpienia, trudno zanegować tezę, że
nieustanne analizowanie swojego bólu zamyka w „błędnym kole”. Taka postawa
tworzy przeświadczenie, że zdarzenia losowe mogą zniszczyć spokój ducha.
Myślenie zgodne z tym schematem czyni człowieka nieszczęśliwym, bo nieustannie
czekającym na odpowiednie warunki do bycia szczęśliwym, obwiniającym los i
wszystkich dookoła za to, iż te warunki nigdy nie wystąpią.
Radą Marka Aureliusza dla tych, którzy zatracają się w marazmie, są słowa: A chociażbyś miał żyć trzy tysiące lat albo dziesięć tysięcy razy dłużej, przecież pamiętaj o tym, że nikt innego nie traci życia nad to, którym żyje, a innym nie żyje jak tym, które traci. Po przeczytaniu tego fragmentu zrobiłam sobie krótki rachunek sumienia ze marnowanego czasu podczas pandemii. Zapewne dla wielu z was, zwłaszcza ekstrawertyków, znajomo brzmi chęć pogrążenia się we wspomnieniach lub w snuciu planów na przyszłość oraz traktowania obecnej chwili niczym stanu przejściowego - czasu odpoczynku, lenistwa, ale niekoniecznie czasu rozwoju.
A gdybyśmy w tej
chwili musieli zakończyć życie, to jakie życie byśmy stracili? Nikt bowiem nie może stracić tego, co już
przeszło lub co przyjdzie. Jakże bowiem można być pozbawionym tego, czego się
nie ma? Z drugiej strony, świadome życie
tu i teraz nakłada na człowieka
dużą odpowiedzialność, wobec tego pocieszającym wydaje się fakt, iż z niechęcią
do podjęcia takiego wyzwania musiał zmierzyć się także Marek Aureliusz.
Cesarz nazwał działanie
obowiązkiem człowieka wpisanym w jego naturę i zdecydowanie odpowiadał na swoje
rozterki: Rankiem, gdy się niechętnie budzisz, pomyśl sobie: budzę się do trudu człowieka. Czyż więc czuć się mam niezadowolonym, że idę do pracy, dla której się zrodziłem i zesłany zostałem na świat? Czy na tom
stworzony, bym się wygrzewał, wylegując się w łóżku? Ale to przyjemniejsze. Czyż zrodziłeś się dla przyjemności? Czyż nie do trudu, nie do pracy? Czyż nie
widzisz, jak
roślinki, wróbelki, mrówki, pająki, pszczoły czynią, co do nich należy, a
stosownie do sił swoich przyczyniają się do harmonii świata? A ty nie chcesz
czynić tego, co jest człowieczym?.
Jestem przekonana, że
wszyscy chcieliby dokonać czegoś wielkiego - zasłynąć na całym świecie ze
swoich czynów lub po prostu zyskać czyste sumienie i poczucie dobrze spełnionej misji. Jednak niezwykle często
zdarza się argumentować bezczynność hasłem:
ale to przyjemniejsze. Filozof
wchodzi w polemikę z taką postawą i przekonuje, że to, co przynosi krótką
przyjemność, ale jest sprzeczne z naturą człowieka, nie przynosi szczęścia ani
spokoju ducha.
Marek Aureliusz za cel stawia sobie utrzymanie wewnętrznej równowagi i pogody ducha. Mówi: A jeżeli go [czasu] nie użyjesz dla uzyskania pogody ducha, zniknie on i ty znikniesz, a po raz drugi nie powróci. Może warto postawić pytanie, czy to właśnie nie jest odpowiedź na współczesne problemy.
Podczas trudnego dla mnie czasu pandemii w Rozmyślaniach odnalazłam prawdę, iż zdarzenia niezależne ode mnie nie mogą zniszczyć mojego szczęścia, bo: Co jest poza moim umysłem, nie ma zgoła żadnego wpływu na mój umysł. Zachęcam również Was do sięgnięcia po tę lekturę. Mam nadzieję, że pokrzepi ona Wasze serca i pozwoli odzyskać spokój ducha. Życzę sobie i Wam, abyśmy nigdy nie zapomnieli, że: szczęśliwy to ten, kto los szczęśliwy sam sobie przygotował.
KK
Grafika:
https://www.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_1602915030EqbiT0DVb6aaUtiaGyPT5o.jpg
https://kolankowo.files.wordpress.com/2020/11/aureliusz.jpg
Źródło:
*Blog Andrzeja Tucholskiego: https://andrzejtucholski.pl/blog/