Informacja czy dezinformacja?
Podobnie jak wszystkie cenne dobra,
prawda jest często podrabiana.
(James Cardinal Gibbons)
Żyjemy w czasach, gdy dostęp do informacji jest łatwiejszy niż kiedykolwiek. Każdy z nas ma w kieszeni smartfon z dostępem do Internetu i znalezienie odpowiedzi na pytania o datę lądowania pierwszych ludzi na Księżycu albo o wysokość Rysów nie stanowią problemu. Należy jednak pamiętać, że Internet jest miejscem, w którym każdy może wypowiedzieć się na dowolny temat. O ile informacja dotycząca daty bitwy pod Grunwaldem raczej będzie poprawna, o tyle szukając konkretnych informacji dotyczących na przykład medycyny, musimy być szczególnie ostrożni. Bardzo ważne jest źródło, z jakiego pochodzą. Ważne również, żeby odróżnić informację od dezinformacji.
Chip Berlet, amerykański dziennikarz śledczy oraz badacz teorii spiskowych, uważa, że Internet jest bardzo podatnym gruntem do szerzenia dezinformacji. Wiąże się to z faktem, że sieć jest stosunkowo nowym medium, w którym cały czas brakuje zabezpieczeń pozwalających odróżnić treści wiarygodne od fałszywych. Berlet przytacza jako przykład historię z 1938 roku, gdy w Stanach Zjednoczonych podczas programu radiowego czytano fikcyjną opowieść o inwazji Marsjan The War of the Worlds. Niektórzy słuchacze nie zdawali sobie sprawy, że emitowane wiadomości nie były prawdziwe, więc dzwonili na policję, a nawet spanikowani wybiegali na ulicę. Ta historia może wydawać się śmieszna, jednak należy pamiętać, że w tamtym czasie radio było stosunkowo nowym medium, tak jak sieć jest obecnie. Nam, młodym ludziom, może wydawać się to dziwne, ponieważ nie znamy świata bez Internetu, jednak należy pamiętać, że powszechny dostęp do sieci w Polsce zapoczątkowany został w latach 90. ubiegłego stulecia, czyli niespełna 30 lat temu. Chip Berlet przestrzega: Gdy idziesz do biblioteki, jest tam sekcja z beletrystyką, a następnie jest też reszta biblioteki, gdzie znajdziesz historię, naukę i inne materiały oparte na faktach. Jednak w dobie Internetu, treści nie zostały jeszcze rozdzielone w ten sposób.
Gdy wyszukujemy informacji na nowe, nieznane nam tematy, bardzo łatwo wpaść w pułapkę fałszywych treści. Gdy doktor medycyny zauważy w sieci fałszywy opis sposobu działania szczepionek, od razu potrafi ocenić, że podane informacje nie są prawdziwe. Gdy jednak tekst, chociaż szerzący dezinformację, jest napisany w sposób przekonujący, z użyciem terminów naukowych, to osoba niemająca wiedzy z zakresu medycyny może przyjąć taką informację za autentyczną i uznać ją za prawdziwą. To tylko przykład, jednak obrazuje, w jak prosty sposób można zmylić dużą grupę ludzi (bo przecież nie każdy z nas jest absolwentem akademii medycznej). Miejscem, w którym szczególnie jesteśmy narażeni na nieprawdziwe informacje, są media społecznościowe. Według profesor informatyki Aliny Campman, najważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że w serwisach typu Facebook czy Twitter, każdy może umieścić cokolwiek, kiedykolwiek, więc treści, które tam znajdujemy, nie są w żaden sposób recenzowane. Alina Campman pisze: […] dzięki tym platformom każdy może w ciągu kilku sekund opublikować, co myśli.
Czy jesteśmy skazani na zupełne odrzucenie Internetu jako źródła informacji? Oczywiście, że nie! Przede wszystkim należy dokładnie sprawdzać, czy źródła znajdowanych informacji są rzetelne i naukowo potwierdzone (np. bazują na pracach naukowych). Na szczęście istnieje kilka sposobów, by wyszukiwanie stało się szybsze i bardziej efektywne. Poniżej przedstawię wam kilka rozwiązań, z których sama korzystam na co dzień. Przede wszystkim, bardzo użyteczną funkcją wyszukiwarki Google jest szukanie z operatorem site. Użycie go zawęża wyniki wyszukiwania tylko do domen nas interesujących. Tak więc, używając operatora site:edu dostaniemy wyniki jedynie z domeny edu, czyli przeznaczonej dla placówek edukacyjnych. Jeśli z kolei do interesującego nas zagadnienia dopiszemy site:gov.pl - jako wyniki otrzymamy jedynie strony rządowe.
Kolejną przydatną funkcją jest wyszukiwarka Google Scholar, która pozwala odnaleźć teksty naukowe, a także zawiera odnośniki, dzięki którym możemy sprawdzić, gdzie dane opracowania były cytowane. Warto też wyszukiwać informacje w języku angielskim. Nie zapewni to nam oczywiście, że treści, które odnajdziemy będą w stu procentach rzetelne, jednak należy pamiętać, że większość prac naukowych w dzisiejszych czasach publikowana jest właśnie w tym języku. Co ciekawe, w 2005 roku, w uważanym za jedno z najbardziej prestiżowych czasopism naukowych tygodniku Nature, ukazały się wyniki badań porównujące jakość treści zawartych w Encyklopedii Britannica z tymi zamieszczonymi w anglojęzycznej Wikipedii. Różnic było niewiele, a błędy występowały w obu źródłach.
Jakie więc wnioski wynikają z moich rozważań? Internet to wspaniałe źródło informacji, jednak należy być ostrożnym w podejściu do nich i nie wierzyć wszystkiemu bezkrytycznie. Pamiętać, że zapisy w sieci może zamieszczać każdy, sporo więc w nich dezinformacji i tzw. fake newsów. Trzeba zawsze dokładnie badać źródła informacji i opierać się na treściach zawartych na sprawdzonych, zaufanych stronach. Nie zapominajmy jednak o niezawodnych słownikach i encyklopediach książkowych. Może następnym razem szukając tłumaczenia słowa misconception sięgnijmy na półkę po słownik języka angielskiego, zamiast od razu przepisywać tekst do Tłumacza Google. W końcu wyszukiwanie definicji w słownikach to też przydatna umiejętność, prawda?
Patrycja
Grafika:
https://nprofit.net/pl/wp-content/uploads/2019/03/Wyszukiwanie-obrazem-w-Google-Grafika-%E2%80%93-poradnik-wyszukiwania-zdj%C4%99ciem-1.png
https://news.uaf.edu/wp-content/uploads/2018/03/Screen-Shot-2018-03-05-at-5.52.38-PM-1024x338.png