O pypciach na języku
O istnieniu języka
- tego anatomicznego, jak i tego służącego do komunikacji –
przypominamy sobie dopiero wtedy,
gdy wyczujemy na jego powierzchni jakiś pypeć,
coś, co nas uwiera, boli, drażni, przeszkadza,
albo po prostu śmieszy.
(Michał Rusinek)
Lubię czytać. Czytam bardzo dużo i to różnorodnych książek. Sięgam po klasykę literatury, ale też cenię sobie współczesne pozycje. Może to być beletrystyka, literatura faktu czy literatura popularnonaukowa. Są książki, które na długo zapadają w pamięć i chodzą za człowiekiem. Takie właśnie lubię najbardziej, ponieważ nie tylko uczą, ale też działają na wyobraźnię i uczucia. Do nich niewątpliwie należy książka Pypcie na języku Michała Rusinka, po którą sięgnęłam już jakiś czas temu i wciąż do niej wracam, ponieważ mam ją w domowej biblioteczce. Tekst jest zbiorem felietonów poświęconych zjawiskom językowym: błędom i przejęzyczeniom. Autor dostarcza nie tylko cennych informacji o polszczyźnie, ale także zapewnia dobrą zabawę.
Słowa motta zaczerpnęłam ze wstępu do książki Michała Rusinka Pypcie na języku. Zapewne każdy słyszał o pypciu, a może i niejeden miał go na własnym języku. Bolesną krostkę, mianowicie! Słowo pypeć występuje też jako element złorzeczenia w stosunku do mówiącego coś złego, przykrego, kłamliwego lub niedorzecznego (bodajbyś dostał pypcia!). Onufry Zagłoba w Potopie ujął to tak: Niech pypcia na języku dostanę, jeżeli tak nie będzie, jakom rzekł… Michał Rusinek pypcie rozumie metaforycznie jako drażniące narośle na języku ojczystym, które nierzadko spotykamy na co dzień: wszelkie przejęzyczenia, przekręcenia, pomyłki lub po prostu błędy.
Aby dać jakieś wyobrażenie o tropionych przez Michała Rusinka pypciach, zaprezentuję ich malutką część. Dodam tylko, że inspiracją do snucia przez niego zabawnych refleksji są niefortunnie sformułowane myśli. Na początek historyjka z felietonu Tort. Otóż, uczestnicząc w obchodach jubileuszu pewnej biblioteki, autor książki usłyszał wypowiedź sponsora (cukiernika), który wręczał tort w kształcie książki: Pani dyrektor! Mam nadzieję, że ten tort będzie dla pani pamiątką na długie lata. Potknięcia językowe znajduje również w różnych ogłoszeniach: Awaria toalety. Prosimy załatwiać się na własną rękę. Albo: Organizujemy Sylwestry. Dowolne terminy. Albo: Znaleziono psa. Wiadomość w smażalni. Michał Rusinek wychwytuje także dwuznaczność i śmieszność języka sprawozdawców sportowych. Jan Ciszewski: A teraz wszystko w rękach konia. Łukasz Płuciennik: Trener spojrzał na zegarek, by dać swoim zawodnikom ostatnie wskazówki. Z książki Pypcie na języku można się też dowiedzieć, co autor sądzi o uprawianiu zawodu nauczyciela. Otóż, to zajęcie grozi (…) trwałym kalectwem, a już z pewnością czkawką – ze śmiechu. A rozrywki dostarczają uczniowie, wypowiadając się na lekcjach lub pisząc wypracowania. Oto i szkolne pypcie: Tatarzy jeździli konno i pieszo. Jak Baśka uciekała na klaczy przed Tatarami, to piana leciała jej z pyska, nozdrza miała rozdęte, a uszy położyła po sobie. (Baśka i Tatarzy pochodzą z Pana Wołodyjowskiego Henryka Sienkiewicza)
Innym znowu razem Michał Rusinek śledzi nazwy i zauważa, że pomysłowość właścicieli różnych zakładów usługowych zdaje się nie mieć granic: Instytut fryzur (Lublin). Laboratorium włosa (Warszawa). Klinika paznokcia (Kraków). Farma Piękności (Zduńska Wola). Poligon Urody (Sosnowiec). Felieton zamyka stwierdzeniem, że w Poligonie… na pewno dobrze strzygą na rekruta. Takie to pypcie!
W felietonie Oko autor opowiada o telefonie z banku. Miła pani zapytała: Rozmawiam z Panem Michałem Rusinek? Tak, ale ja się deklinuję! A, to przepraszam - zadzwonię później! I ta oto historyjka jest punktem wyjścia do rozważań o konieczności odmiany nazwisk (tych, które się odmieniają!). Przywołuje popularnego w mediach o. Dariusza Okę (a nie Oko!) i apeluje: Spróbujcie , drodzy dziennikarze, nie pisać o księdzu Oko, ale o księdzu Oce, o poglądach księdza Oki, o spieraniu się z księdzem Oką. Mam podobne odczucia, gdy słyszę w kościele, że ksiądz Mariusz modli się za duszę Józefa Mazurek, a ksiądz Sławomir za zdrowie Marii Poręba.
W felietonie Kiepura czytamy: Styl jest jak koń: bywa, że nas ponosi. W kolejnym, zatytułowanym Klawisz, są przykłady takiego stylu, który poniósł sprawozdawcę z Konkursu Chopinowskiego. Chińczykowi spokojnie płynęły szesnastki w lewej ręce. Za to Kanadyjczyk miał lewej ręki za mało. Jeden finalista doskonale budował kolorystykę, a u jego rywala - za dużo pedału, więc zamiast szmeru, była mgła. No i wszystko jasne! Trudny wybór miał pewnego razu Michał Rusinek w warszawskiej restauracji: Domowy pasztet otulony serową kołderką w koleżeństwie sosu tatarskiego i maślaków. Gęsie żołądki zażywające kąpieli w aromatycznym sosie śmietanowym. Żeberka duszone w sosie pomidorowo – śliwkowym, w doborowym towarzystwie pieczonego ziemniaka. Bitka wołowa w sosie własnym zasiadająca na postumencie z rumianych kopytek. Czyżby poniosła kogoś stylistyczna wena jak koń jeźdźca?
Na dzień dzisiejszy, na tę chwilę, miasto Kraków, w miesiącu wrześniu –to frazy z upodobaniem wypowiadane, zwłaszcza do mikrofonu lub kamery. Michał Rusinek ironizuje: skoro słowa mają popłynąć w eter, to trzeba mówić jakoś inaczej, jakoś bardziej. Po co? Snobizm podpowiada, że to uroczyściej i mądrzej. Rozsądek natomiast, że to pypcie na języku.
Czy wiecie, kto to są jakoimy? A kim jest spalony? Nie? Sięgnijcie więc po książkę Pypcie na języku! Czyta się ją świetnie, ponieważ jest zbiorem znakomitych – lekkich i zabawnych – felietonów. Jeśli kłamię, bodaj mi wyrósł pypeć! Autor tropi wszelkie potknięcia w mowie i piśmie, a następnie je bardzo ciekawie komentuje, a czytelnik prawie nie zauważa, że przy okazji uczy się poprawności językowej. Bardzo lubię styl wypowiedzi zabarwiony inteligentnym humorem, dlatego nie zawiodłam się zarówno na felietonach Michała Rusinka, jak również na spotkaniach z nim w trakcie zamojskiego dnia Festiwalu Stolica Języka Polskiego (2017 i 2018). Zachęcam do przyjrzenia się pypciom na języku (polskim, oczywiście!) w książce oraz do samodzielnego ich tropienia wokół siebie.
Iss
Grafika:
własne zdjęcie
https://image.ceneostatic.pl/data/products/56938775/i-pypcie-na-jezyku-michal-rusinek-mp3.jpg
Wyśledziłam ostatnio pypcia na języku.
OdpowiedzUsuńEurosport. Relacje. Tam czytam wiadomość: „Kapitalne otwarcie Żyły”
Pypcie powstają również wtedy, gdy dzieci przekręcają archaiczne lub niezrozumiałe dla nich słowa modlitwy. Oto przykłady.
OdpowiedzUsuńPięknaś ino po kolana (i niepokalana).
I doprowadź mnie do żywopłota wiecznego.
Nie wódź nas na pokruszenie.
Jakoimy - ludzie, którzy odpuszczają naszym winowajcom.
A teraz o "spalonym".
OdpowiedzUsuńPewną modelkę zapytano na konkursie Miss Polski , co to jest "spalony". Ot, takie męskie pytanie! Ona jednak, nie pesząc się, odparła: "Spalony? Facet, który przychodzi na pierwszą randkę bez kwiatka".
Michał Rusinek w swojej książce pisze o nazwach produktów, które ocierają się o makabrę.
OdpowiedzUsuńOto niektóre z nich: Szynka z Łysych; Karczek szwagra; Paróweczki dziecięce; Flaczki babuni.
Bardzo ciekawy post. Z zainteresowaniem sięgnę po wspomnianą w poście książkę, ponieważ zainteresował mnie ten temat i chętnie dowiem się czegoś więcej o pypciach językowych.
OdpowiedzUsuńWartościowy artykuł. Wskazuje nam, by zwracać baczną uwagę, w jaki sposób wypowiadamy się by uniknąć pypci na języku.
OdpowiedzUsuńInteresujący artykuł. Pokazuje, że nauka poprawności językowej, nie musi wiązać się ze żmudnym wertowaniem podręczników, ale może być świetną zabawą.
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł ukazujący to by poprawnie się wypowiadać, unikając pypci na języku.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący wpis, nigdy nie zwracałam uwagi na nazwy pod względem poprawności i z chęcią dowiedziałabym się o innych pypciach na języku.
OdpowiedzUsuńChcesz inne pypcie? Proszę bardzo!
UsuńOto slogany reklamujące usługi dentystyczne.
"Twoje zęby leżą nam na sercu"
"Twoje zęby w naszych rękach"
Albo taki szyld: "Night Club. Czynne codziennie do 20.00".
To też mi się podoba: "Anna Mucha została twarzą butów".
Świetny artykuł warty przeczytania
OdpowiedzUsuńŚwietny post! Bardzo zainteresowała mnie książka Michała Rusinka i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się ją przeczytać. Myślę, że genialnym pomysłem jest przekazywanie czytelnikom wiedzy o języku w sposób humorystyczny.
OdpowiedzUsuń