Tajemniczy Książ
Odrobina tajemniczości dodaje życiu atrakcyjności.
Książ rozpala wyobraźnię. Jadąc do tego największego dolnośląskiego zamku (trzeciego pod względem wielkości w Polsce), miałam w pamięci opowieści o pięknej księżnej Daisy, jak i o tajemnicach podziemi zamku, które w czasie wojny były przygotowywane na główną kwaterę Hitlera. Dziś mogę powiedzieć, że w zasadzie nie zawiodłam się, zamek jest piękny, malowniczo położony na wzgórzu i jego historia jest pełna tajemnic. Siedziba Hitlera, tajne laboratoria, Bursztynowa Komnata… Jakie tajemnice skrywa jeszcze Zamek Książ?
700 lat historii Książa. Początki zamku datowane
są na koniec XIII wieku. Zbudowany została przez Bolka I Surowego z Piastów
Świdnicko-Jaworskich. Później
przechodził z rąk do rąk, przez chwilę panował w nim monarcha czeski. Od XIV wieku, przez czterysta lat
właścicielami zamku byli przedstawiciele wielkiego rodu Hochbergów. Na
polecenie jednego z książąt Hochbergów na początku XVIII wieku zamek został
przebudowany w stylu barokowym, stając się wystawną rezydencją. Perłę baroku od
tamtego czasu odwiedziło wiele sław: Izabela Czartoryska, Zygmunt
Krasiński, car Mikołaj Romanow, Winston
Churchill. Warto pamiętać jednak o
tragicznej historii tego miejsca. Rodzina Hochbergów podczas wielkiego kryzysu gospodarczego na
początku XX wieku znacznie podupadła finansowo. Obiekt przejęło państwo
niemieckie, by zrobić w nim kwaterę Adolfa Hitlera. Dla niego wzmocniono zamek
i przebudowano go – w pobliżu jego pokojów wybudowano szyb dla windy, którą
można było zjechać do bunkra. Pod zamkiem wydrążono tunele, podziemia były
ogromne, musiały pomieścić 3 tysiące ludzi. Książ stał się częścią kompleksu
Riese – podziemia były budowane przez więźniów, którzy pracowali w nieludzkich
warunkach i ponad siły. Pytań jest nadal więcej niż odpowiedzi. A wielki znak
zapytania powiększa się, gdy słucha się relacji więźniów, którzy pracowali w
zamku w czasie drugiej wojny światowej. Wspominali o wielkiej podziemnej sali,
po której dziś nie ma śladu. Co te ściany chowały? To pytanie, które rozpala umysły, tym bardziej, że może to być
bursztynowa komnata – opowiada Bogusław Wołoszański, dziennikarz historyczny
tropiący tajemnice czasów wojennych.
Może wnętrze zamku rozczarowuje, gdy porównamy
je do Kozłówki czy przepięknego Łańcuta, jednak warto pamiętać, że zamek
dopiero stopniowo odzyskuje świetność. Po przejęciu przez władze niemieckie
został drastycznie zniszczony, a jego wyposażenie wywieziono. Po wojnie
stacjonowały w nim też wojska radzieckie, które dalej dewastowały obiekt.
Nie rozczarowują natomiast tarasy wokół zamku. Pierwsze
ogrody ozdobne w Zamku Książ zostały utworzone w miejscu dawnych fortyfikacji.
Tarasy przyzamkowe zajmują powierzchnię 2 hektarów, położone są na 12 różnych
poziomach i utrzymane są w stylu francuskim. Ze wszystkich roztaczają się
zachwycające widoki na okolicę, które w swoich pamiętnikach opiewała
najsłynniejsza mieszkanka Zamku Książ, księżna Daisy von Pless. Choć ich wygląd
zmieniał się przez wieki, swoją funkcje pełnią nieprzerwanie od XVII wieku.
Taras różany, wodny, bogini Flory i inne zachwycają, zwłaszcza, że oglądałam je
na początku czerwca w piękny słoneczny dzień.
Księżna Daisy von Pless (1837 – 1943). Czasami
wśród sztywnej pruskiej arystokracji powtarzano: „Daisy is crazy”. Księżna była
tak otwarta, że potrafiła zjednywać sobie ludzi bez względu na ich status
społeczny – mówi Mateusz Mykytyszyn,
rzecznik prasowy Zamku Książ w Wałbrzychu i prezes Fundacji Księżnej Daisy von
Pless. Angielska arystokratka uznana za najpiękniejszą księżniczkę Europy i za
jedną z najbardziej fascynujących kobiet na świecie była żoną Jana Henryka XV
Hochberga. Śląska historia księżnej związana jest z zamkiem w Książu. To
bajkowa część opowieści o jej życiu. Podróże po Starym Kontynencie, Azji czy Afryce,
bale, polowania na lwy i uczty z arystokratyczną śmietanką. Hrabia dogadzał
małżonce, jak tylko mógł. Pozwalał jej niemal na wszystko. Przymykał oko na
skandale obyczajowe, od publicznych śpiewów począwszy, na paradach w worku na
paszę dla koni skończywszy.
Z wielkiego portretu w holu
patrzyła na mnie kobieta o regularnych rysach twarzy, bystrym spojrzeniu,
elegancka, powiedziałabym, z klasą. Jej znakiem rozpoznawczym był wysoki wzrost
– miała ponad 180 centymetrów wzrostu - i wąska talia. Daisy za cel swego życia
uznała pomoc mieszkańcom Wałbrzycha i okolic, gdzie warunki życia były bardzo
trudne. Dlaczego była nietuzinkową postacią? Bo zamiast, jak inne arystokratki,
odwiedzać chorych z koszyczkiem smakołyków i rozdawać prezenty na Boże Narodzenie,
zabrała się za kompleksowe projekty, na które dziś pewnie dostałaby dotacje z
Unii Europejskiej. Nie sposób nie uśmiechnąć się, czytając o podchodach Daisy,
która wykorzystywała każdy obiad z cesarzem i każde spotkanie z ówczesnym
kanclerzem Niemiec, żeby wspomnieć o projekcie oczyszczenia Pełcznicy, której
wody zatruwały studnie i powodowały śmierć setek ludzi rocznie. Sprzeciwu nie
przyjmowała do wiadomości i przy kolejnej okazji wracała do tematu od innej
strony. Podobnie było z wielkim projektem dotyczącym
wyzyskiwanych przez pośredników koronczarek, który pozwolił jej przejąć lokalny
handel koronkami i stworzyć sieć sklepów w Europie Środkowej. Kto słyszał o
Daisy, ten prawdopodobnie słyszał też i o legendarnym naszyjniku z pereł, w
którym jakoby miała zostać pochowana i który został wykradziony z jej trumny po
nadejściu Armii Czerwonej i rozkopaniu miejsca w pobliżu Mauzoleum Hochbergów,
gdzie służba ukryła trumnę ze zwłokami. Ten naszyjnik miał jakoby pochodzić z
Morza Czerwonego, z pereł wyławianych przez młodych poławiaczy specjalnie na
życzenie męża Daisy, podczas gdy oboje obserwowali połów ze statku, nalegając
na pośpiech. Jeden z poławiaczy, młody chłopiec, miał się wyłonić z fal z
ogromną perłą, bluznąć krwią z ust, przekląć Daisy – i umrzeć. Nic z tego
wszystkiego nie jest prawdą. A jaka jest prawdziwa historia naszyjnika? Nie
było ani wycieczki po Morzu Czerwonym, ani poławiaczy, ani wielkiej perły i
dramatycznej śmierci chłopca. Był zwykły salon jubilerski w Paryżu, gdzie
podczas podróży poślubnej wiosną 1882 roku książę Jan Henryk kupił żonie sznur
pereł o długości 6 lub 7 metrów.
– Pod koniec życia księżna posiadała krótki
naszyjnik z pereł, który nosiła przez cały czas i w którym rzeczywiście została
pochowana. I to on, a także obrączka, którą miała na ręce, zostały zrabowane,
gdy złodzieje znaleźli i rozbili jej trumnę – wyjaśnia prezes Fundacji Księżnej
Daisy von Pless. – W obu tych historiach zgadza się tylko jedno. Daisy uwielbiała perły
przez całe życie i chętnie je nosiła. Z jednej strony, póki pamiętamy, że
legenda jest tylko legendą, niech daje natchnienie pisarzom i innym twórcom, z
drugiej strony fakty historyczne muszą być prezentowane zgodnie z prawdą. A
legenda o poławiaczu i klątwie rzeczywiście stanowi jeden z wątków przewodnich
w różnych utworach poświęconych postaci Daisy, na przykład w powieści Ciemno, prawie noc Joanny Bator.
To oczywiście niewielka część fascynujących
historii związanych z zamkiem Książ i jego mieszkańcami. Warto wybrać się do
Wałbrzycha i zwiedzić to miejsce.
Podróżniczka
Grafika:
zdjęcia
własne
https://daisyvonpless.files.wordpress.com/2011/11/daisy_perly.jpg