Życie na zesłaniu
My country is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziale
Dom polski przypadł. To – ojczyzna,
A inne kraje są hotele.
Jest moim domem. Mnie w udziale
Dom polski przypadł. To – ojczyzna,
A inne kraje są hotele.
(Julian Tuwim, Kwiaty polskie)
Opowiem Wam
historię mojej rodziny, więc post
rozpocznę od fotografii pradziadków. Otóż, 28 kwietnia 1936 roku moi przodkowie zostali
przymusowo wysiedleni do Kazachstanu. Rodzina Manastyrskich zamieszkiwała wówczas tereny obwodu Winnickiego, który w 1921 roku
na mocy traktatu ryskiego przeszedł w granice Ukraińskiej Republiki Ludowej,
należącej do Związku Radzieckiego.
Manastyrscy byli Polakami, lecz ziemie, na których mieszkali, stały się
ukraińskie, co spotkało się z protestem miejscowej, polskiej ludności.
Manastyrscy wiedli spokojne życie,
prowadząc własne gospodarstwo. Jak wspominała prababcia, w ich domu nigdy nie
było biedy. Sami pradziadkowie potrafili czytać, ponieważ ukończyli kilka klas
szkoły.
Nad ranem w domu
rodziny Manastyrskich pojawili
się funkcjonariusze NKWD, którzy zawiadomili ich o deportacji i jeszcze tego samego dnia
zostało wydane oświadczenie o
konfiskacie majątku. Manastyrscy spakowali więc tylko najpotrzebniejsze rzeczy
i po kilku godzinach znaleźli się w pociągu zwierzęcym, w którym panowały
bardzo złe warunki, dokuczał im głód i wszelkie choroby. Podróż wagonem trwała
miesiąc, po czym znaleźli się w
niewielkiej miejscowości Pietrowka (obwód Akmoliński) w Kazachstanie. Miejscowość była zamieszkana przez niemieckich i polskich zesłańców. Pradziadkowie nie dostali nawet ziemianki. Za
mieszkanie służył im wcześniej wykopany w ziemi
dół, który był przykryty warstwą patyków i liści. Zesłańcom doskwierał
głód, dlatego też wyruszali w step, by zdobyć choć resztki zeszłorocznych
plonów. Część z nich spotkała burza śnieżna, która zebrała śmiertelne żniwo.
Wiele osób zamarzło, a ich ciała zostały odnalezione dopiero po kilku dniach.
Z opowieści prababci wiemy o pewnym mężczyźnie, który zamieszkiwał wieś
Pietrowka. Jak się okazało, był on ofiarą rozstrzeliwania Polaków przez
rosyjskich żołnierzy. Kilka dni wcześniej wywieziono go wraz z grupą innych mężczyzn do pobliskiego lasu.
Ocalał, gdyż jedynie przypadkiem uniknął
postrzału. Rosjanie nie zauważyli, że jedna osoba żyje. Uznali mężczyznę za
zmarłego i przysypali ziemią razem z innymi ofiarami. Ów człowiek w nocy
wydostał się spod ciał i uciekł. Trafił do pobliskiego domu starszego
małżeństwa, które przestraszyło się, ponieważ był on cały zakrwawiony i nagi. Ci ludzie udzielili mu pomocy, dając
jedynie odzież. Dlaczego? Ponieważ mieszkańcy bali się ukrywać mężczyznę, gdyż wiedzieli,
że gdyby ktoś ich wydał, zostaliby ukarani śmiercią. Ocalony sam też rozumiał,
że pozostanie w tym domu stanowiłoby
zbyt duże ryzyko. Dlatego też udał się
na pobliską stację kolejową, gdzie akurat do pociągu zabierano kolejnych
Polaków. Mężczyzna wiedział, że nie może
długo ukrywać się w pociągu, bo Rosjanie w końcu go zauważą. Dlatego, gdy umarł
jeden z Polaków, skazańcy potajemnie wyrzucili ciało zmarłego. W ten sposób
mężczyzna zaczął posługiwać się jego imieniem i nazwiskiem. Mieszkańcy
Pietrowki milczeli do końca życia mężczyzny. Myślę, że jest to doskonały
przykład tego, jak bardzo wywiezieni Polacy wspierali się w trudnym czasie.
Pradziadkowie pracowali w Kołchozie im. Monailskiego,
a była to bardzo trudna i wyczerpująca praca, za którą nie dostawali pieniędzy.
Prababcia zajmowała się młóceniem zboża,
a następnie dodawaniem do niego
chemikaliów. Intensywny zapach substancji źle wpływał na jej układ oddechowy, dlatego bardzo często krwawiła z nosa i ust. Podczas pracy ziarna zboża wpadały jej do butów. Zgodnie z zasadami, powinna je wysypać, jednak ukradkiem
przemycała do domu, a tam wykorzystywała
do karmienia rodziny. Gdyby ktoś
dowiedział się o tej kradzieży, rodzina Manastyrskich zostałaby rozstrzelana. Pradziadek pracował przy zbiorze pszenicy,
która była przeznaczana przez Rosjan na front. Jego wynagrodzeniem było kilka worków zboża.
Religia w stalinowskim Kazachstanie była
zakazana. Polacy – katolicy nocą
spotykali się w jednym z domów, by się modlić lub chrzcić niemowlęta. Pochówki również starano się urządzać w duchu religii katolickiej. Na grobach
stawiano drewniane krzyże, jednak daremnie, ponieważ tutejsza niechrześcijańska
ludność, której również doskwierała biedna, rozkradała drewno z krzyży, by użyć
go na opał. Kobiety rodziły dzieci w
niesanitarnych, bardzo złych warunkach.
Strudzone porodem kobiety nie dostawały wolnego na opiekę nad dzieckiem
i musiały wracać do pracy. Przeżywały tylko najsilniejsze i najzdrowsze dzieci.
Tak jak ich rodzice, były uważane za
więźniów, nie miały dokumentów i prawa
swobodnego poruszania się. Więźniowie byli zmuszani do oddawania czci Józefowi
Stalinowi. Gdy Stalin zmarł, zorganizowano w szkole apel, na którym każdy
musiał płakać. Dzieci wiedziały, że gdy ktoś nie okaże żalu, zostanie ukarany, dlatego też wiele z nich, mimo że świadomych zbrodniczych czynów Stalina,
udawało smutek.
Dopiero w 1993 roku, po upadku Związku
Radzieckiego, gdy otworzono archiwa NKWD, okazało się, że jedynym zarzutem, który był
przyczyną represji na mojej rodzinie i na wielu innych Polakach, było polskie pochodzenie. Pradziadkowie nie doczekali się całkowitej rehabilitacji,
dopiero ich dzieci i prawnukowie mogli wrócić do ojczyzny. Jest to tragiczna część historii, która była udziałem
moich bliskich i innych Polaków zesłanych w głąb Związku
Radzieckiego. Moja babcia doskonale pamięta
trudne dzieciństwo w kołchozie. Prababcia często opowiadała mojej mamie
historię naszej rodziny, dlatego wiele faktów zachowało się w naszej pamięci.
Jest to bardzo przykra część historii i cierpień niewinnych Polaków. Zarówno moi
bliscy, jak i inni Polacy wysłani do
Kazachstanu, nie utracili świadomości
swojego pochodzenia. Poza granicami naszego kraju praktykowali polskie tradycje, dzieci wychowywali w wierze katolickiej, obchodzili polskie święta, mimo że Kazachstan w czasie trwania
Związku Radzieckiego był krajem ateistycznym.
Zdaję sobie sprawę, jaki koszmar przeżyli moi pradziadkowie i mam
nadzieję, że ludzkość zrobi wszystko, by
podobna historia świata nigdy się
nie powtórzyła.
Aneta
Grafika:
własne
zdjęcie
http://www.anti-defamation.pl/redutanews/wp-content/uploads/2017/06/gu%C5%82ag-639x410.jpg
Drastyczna lecz ciekawa historia. Co kiedyś musieli przeżyć nasi przodkowie dziś nie mieści nam się w głowach. Bardzo szanuje i podziwiam naszych przodków.
OdpowiedzUsuńHistorie całego narodu czy pojedynczych rodzin... Każdy ma swoją przeszłość, która często jest smutna, wręcz tragiczna tak jak ta. Moim zdaniem nie można jednak o niej zapomnieć. Jesteśmy to winni ówczesnym pokoleniom, naszym przodkom. Pamiętajmy o Nich i bądźmy Im wdzięczni.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój artykuł i temat, który poruszyłaś. Warto wspominać historię rodziny, zwłaszcza tak odważną i trudną jaka jest Twoich przodków.
OdpowiedzUsuńHistoria Twojej rodziny jest niezwykle poruszająca. Gdy czytałam post, moje myśli biegły do czasów niewolnictwa i kolonizacji. Przerażające jest to, że upłynęło wiele setek lat, ludzkość zrobiła ogromny krok w przyszłość. A jednak...zmieniło się tak niewiele w relacjach międzyludzkich.
OdpowiedzUsuńBardzo zaciekawił mnie ten post. Temat nie ukrywajmy trudny ale cieszę się że go poruszyłaś !
OdpowiedzUsuńMiędzy innymi takie historie pokazują jak bardzo życie jest niesprawiedliwe i straszne. Rosjanie nie mieli żadnego prawa wysiedlać Polaków a jednak to robili to jest straszne a najgorsze w tym wszystkim jest to że to co nasi rodacy utracili najczęściej nie odzyskiwali. Przykra jest nasz historia ale to ona sprawia, że przysłe pokolenia się zmieniają i uczą na błędach starych.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący post, dzięki takim historiom mamy obraz,ze zycie wcale nie jest takie łatwe i ma dla nas wiele niespodzianek.
OdpowiedzUsuńZ zaciekawieniem czytałam twój post. To bardzo ważne ,aby pamiętać o przeszłości naszych rodzin. Moja mama często opowiada mi historię naszej rodziny, którą przekazali jej dziadkowie i pradziadkowie. Kilka członków mojej rodziny również musiało opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania. Niektórzy niestety trafili do obozów. Nasze pokolenie musi nauczyć się doceniać to co ma. Mamy wolność, czyli to o co walczyli nasi przodkowie.
OdpowiedzUsuńWspomnienia wojenne są bardzo trudne zarówno dla osób słuchających jak (tym bardziej) opowiadających. Wiele razy sama miałam okazję posłuchać historii mojej nieżyjącej już prababci, która opowiadała o wysiedleniu z Polski. Taka bogata choć przykra historia jest niezwykle cenna a to, że podzieliłaś
OdpowiedzUsuńsię nią z innymi jest bardzo korzystne.
Zdecydowanie nie były to dobre czasy dla Polaków. Jak się okazuje, przez zwykłe pochodzenie można było wówczas wiele cierpieć, pomimo że człowiek nie zrobił nic złego. Dla nas wydawać się to może nierealne, ale tak przykra była wtedy rzeczywistość. Moja prababcia jako jedno z Dzieci Zamojszczyzny także była wysiedlona z terenów Skierbieszowa, więc częściowo mogę sobie wyobrazić, jak straszny był to czas. To jaka będzie nasza przyszłość, leży właśnie w naszych rękach.
OdpowiedzUsuń