IX Miesiąc Opowiadań
Literatura […]
wzbogaca wyobraźnię człowieka […]
i otwiera oczy na sprawy,
którym wielu z nas nie poświęca nawet odrobiny swojej uwagi.
(Wiktoria Szykulska)
Zdobywczynią Pierwszej Nagrody za cykl opowiadań
IX edycji konkursu literackiego Miesiąc
Opowiadań jest Wiktoria Szykulska,
uczennica klasy Ie w naszym liceum. Młoda autorka powiedziała: Literatura jest jedną z wielu moich pasji.
Uważam, że wzbogaca wyobraźnię człowieka, poszerza horyzonty i otwiera oczy na
sprawy, którym wielu z nas nie poświęca nawet odrobiny swojej uwagi. Czytanie
wykształciło we mnie także umiejętność twórczego pisania, którą wykorzystuję, by
dzielić się moją pasją z innymi. Jury
konkursu nie miało wątpliwości, ponieważ opowiadania Wiktorii wyróżniały się
zarówno warstwą fabularną, elektryzującym nastrojem, jak i pięknym literackim językiem. Przed Wami
jeden z nagrodzonych utworów. Miłego czytania!
Blogerka
Wiktoria Szykulska
Historia
ucieczki
Telefon zadzwonił w momencie, gdy wiatr poruszył zasłonami,
chwilę przed tym, nim babcia Jolanta wyszeptała cicho, zatrwożonym głosem, że
za chwilę spadnie deszcz i trzeba pozamykać okna; zawsze przerażała ją
świadomość gwałtownej, niekontrolowanej ulewy. Dzwonił Adam, wyrzucał z siebie
słowa, jak gdyby bał się, że nie zdąży. Mocniej przycisnęłam słuchawkę do ucha,
by lepiej zrozumieć zdania, które wykluwały się z jego ust, niczym zrozpaczone
pisklęta.
- Nie ma jej, Noro. Zniknęła, szukam
jej od tygodnia, a mimo to nie natrafiłem jeszcze na żaden ślad…
- I mówisz mi o tym dopiero teraz? Milczał przez chwilę, a potem wymamrotał
odpowiedź.
- Sądziłem, że to jeden z jej ekscesów.
Nigdy bym nie przypuszczał, że zostawi nas ot tak, mnie i moją rodzinę, że
porzuci Sarę, Eleonorę i Anię… Byłem marzycielem, obłudnym marzycielem, bo jej
zaufałem, choć wiedziałem, że nie powinienem.
A jednak czasem nie zdajemy sobie sprawy do czego zdolni są nasi bliscy,
Noro, jak bardzo nieobliczalni potrafią być. Trudno mi pogodzić się ze
świadomością, że nie znałem własnej żony, która przez cały ten czas karmiła
mnie ułudą. Jej miłość była ułudą. Po
tym wywodzie zaczerpnął głęboko powietrza w płuca i rozpłakał się; mogłam sobie
wyobrazić, jak łzy wsiąkają w słuchawkę starego aparatu, ustawionego na
niepewnej, rozchybotanej szafce. Irytował mnie jego ton; wyzuty z sił,
zaciągający smutno sylaby głos dobitnie pokazywał, że spisał Linę na straty.
Poczułam narastające pieczenie w klatce piersiowej, ból narastał wraz z każdym
urywanym oddechem. Jakkolwiek głęboko pragnęłam ukryć przed sobą ten fakt,
wiadomość o odejściu Liny wywarła na mnie spore wrażenie. Postanowiłam odsunąć
od siebie ból Adama, miałam wystarczająco dużo kłopotu, by uporać się z własnym.
- Wybacz mi, Adamie, ale muszę kończyć, babcia prosi, by przygotować jej posłanie…
- Wybacz mi, Adamie, ale muszę kończyć, babcia prosi, by przygotować jej posłanie…
- Nie zostawiaj mnie z tym, Noro. Musisz coś wiedzieć,
znałaś ją lepiej niż ja, lepiej niż ktokolwiek. Zrób coś, jeśli nie z uwagi na
mnie, to w trosce o dobro dziewczynek…
Nie podobało mi się, że wykorzystuje córki jako kartę
przetargową w walce z własną bezradnością. Mimo to, zgodziłam się mu pomóc;
poleciłam, by raz jeszcze przeszukał garderobę i sypialnię Liny. Godzinę
później zatelefonował z wiadomością, że zabrała wszystkie dzienniki i pamiątki, wycięła też swoje wizerunki z
rodzinnych fotografii. Tym razem Adam nie mógł się opanować, klął na czym świat
stoi, przeklinał Linę i jej samolubstwo
- Jak mogła zrobić mi coś takiego? Pozbyła się siebie ze
zdjęć, zupełnie jakby chciała nam wszystkim udowodnić, że nigdy nie istniała!
Czy choć przez chwilę pomyślała o tym, jak poczują się dziewczynki, gdy wyjdzie
na jaw, że jedyne, czego pragnie ich matka, to wymazać się z pamięci
rodziny?
- Uspokój się, Lina wiele przeszła, widać nie uporała się jeszcze z przeszłością…
- Uspokój się, Lina wiele przeszła, widać nie uporała się jeszcze z przeszłością…
- Komu ty chcesz wciskać takie kity, Noro? Nie ona jedna
przeżyła piekło wojny i komunizmu, my też w tym uczestniczyliśmy. Gdyby na
świecie cierpienie człowieka miało jakiekolwiek znaczenie, to prawdopodobnie
nikt z nas nie szukałby zapomnienia w ucieczce.
- Muszę kończyć,
Adamie, ucałuj ode mnie córki. Z resztą będziesz musiał poradzić sobie sam.
Nadal pomstował do
telefonu, gdy z trzaskiem odłożyłam słuchawkę. To prawda; zatracił się w swoim zakłamaniu i był marzycielem. Nie
tylko Adam często zapominał, że człowiek najbardziej pragnie rzeczy, których
nigdy nie będzie mu dane posiadać. Ze zdumieniem spostrzegłam, że pada deszcz;
rzęsiste krople osiadały na szybie, jak nienależące do nikogo łzy. Babcia
kołysała się na krześle, z podkulonymi pod siebie nogami i wzrokiem utkwionym w
śliskiej od wody podłodze.
- Prosiłam, abyś
zamknęła okna. - Wyszeptała ledwo słyszalnie, nie podnosząc spojrzenia, które
leżało, szare i bezwładne u jej stóp.
- Teraz nieszczęście
wlało się do środka. Oby tylko Lina nie przedostała się do kuchni razem z nim.
Pokręciłam głową, po czym szarpnęłam za klamkę i z hukiem docisnęłam okno do futryny. Babcia wzdrygnęła się, a ja poczułam nieznośny ciężar w piersi, dusiłam się i nie mogłam oddychać, choć wokół było tyle powietrza. Świadomość nagłej i nieodwracalnej straty rzuciła mnie na kolana, przebiła serce na wylot żelaznym gwoździem, pozostawiając we mnie chłodną, ziejącą pustkę. Lina odeszła i ta część niej, która jeszcze we mnie żyła, cierpiała. Oparłam plecy o ścianę, nie byłam w stanie pogodzić się z myślą, że będę musiała zamykać oczy samotnie, bez nadziei, że Lina kolejny raz wymaże z moich powiek obraz wojennego koszmaru. Deszcz, który uderzał o szybę, boleśnie przypominał o tym, że właśnie domknęłam ostanie okno przeszłości. Jego szyba pękała właśnie, zwalniając miejsca przeciskającym się przez nią wspomnieniom. Wiedziałam, że i tym razem Lina znalazła drogę, aby mnie odnaleźć.
Pokręciłam głową, po czym szarpnęłam za klamkę i z hukiem docisnęłam okno do futryny. Babcia wzdrygnęła się, a ja poczułam nieznośny ciężar w piersi, dusiłam się i nie mogłam oddychać, choć wokół było tyle powietrza. Świadomość nagłej i nieodwracalnej straty rzuciła mnie na kolana, przebiła serce na wylot żelaznym gwoździem, pozostawiając we mnie chłodną, ziejącą pustkę. Lina odeszła i ta część niej, która jeszcze we mnie żyła, cierpiała. Oparłam plecy o ścianę, nie byłam w stanie pogodzić się z myślą, że będę musiała zamykać oczy samotnie, bez nadziei, że Lina kolejny raz wymaże z moich powiek obraz wojennego koszmaru. Deszcz, który uderzał o szybę, boleśnie przypominał o tym, że właśnie domknęłam ostanie okno przeszłości. Jego szyba pękała właśnie, zwalniając miejsca przeciskającym się przez nią wspomnieniom. Wiedziałam, że i tym razem Lina znalazła drogę, aby mnie odnaleźć.
***
Wojna
wybuchła wcześnie rano; świat dopiero budził się do życia, gdy spadły pierwsze
bomby zapalające. Niebo płonęło od ich głodnego ognia, gdy siedziałam skulona w
ziemiance z jednym kolanem przyciśniętym do miękkiego brzucha Liny, drugim zaś
podpierając szczękający ze strachu podbródek.
Razem ze mną w schronie tłoczyło
się dwadzieścia innych osób, w tym otyły mężczyzna z rudym wąsem, który
natarczywie wpatrywał się w Linę; nie mógł oderwać wzroku od jej dużych,
niebieskich oczu i wiotkiej, jak wierzba sylwetki. Ona sama zdawała się tego
nie zauważać, jedynie usta zaciśnięte w wąską kreskę i zbielałe od zaciskania
pięści mogły wskazywać na to, że w pełni odczuwa grozę panującej sytuacji.
Kolejny wstrząs nastąpił kilkanaście minut później, tym razem Lina złapała mnie
za dłoń, splatając swoje długie, chude palce z moimi. Po chwili gwałtownie
zabrała rękę, niemal wyrywając ją z mojego niepewnego uścisku, jak gdyby
skrycie wstydziła się swojej wcześniejszej reakcji. Ktoś w ocienionym kącie, po
przeciwnej stronie pomieszczenia zaczął się pospiesznie modlić; męski głos
szepczący błagalne słowa modlitw i psalmów brzmiał szczególnie żałośnie w tym
szczelnie zamkniętym, odciętym od świata miejscu. Siedząca obok kobieta w końcu
zdecydowała się go uciszyć, a gdy jej słowa nie odniosły pożądanego skutku,
obrzuciła mężczyznę stekiem kalumnii, wyzywając go od tchórzy i wymoczków.
- Tylko głupiec zwracałby się teraz do Boga - dodała, a jej
pokryta grubą warstwą makijażu twarz poruszała się w ciemnościach, jak
obleczona w mrok maska, długie rzęsy mrugały, sięgając linii przyciemnionych kredką
brwi.
- Lepiej zatroszcz się o siebie i swoje dzieci, synu. Gdy
Niemcy wysadzą tę przeklętą mieścinę w powietrze, całe Niebo, które
chrześcijanie zbudowali na Ziemi, zamieni się w pył. Gwarantuję wam wszystkim,
że kolejna wojna zniszczy doszczętnie nawet tak pieczołowicie utkaną iluzję.
Kilka korpulentnych kobiet, przycupniętych nieopodal posłało
jej mordercze spojrzenia pozbawionych źrenic, osłoniętych ciemnością oczu. Te o
bardziej konserwatywnych poglądach posłużyły się otwartymi wyzwiskami.
- Co ty wiesz o Bogu i tradycji, kobieto. - Wyrwało się
jednej z nich. - Uważasz się za taką mądrą, a wystarczy na ciebie spojrzeć, aby
zrozumieć, skąd w twojej głowie tyle miejsca dla podobnych bluźnierstw. Wracaj
tam skąd przyszłaś, bo gdy na ciebie patrzę łatwiej mi zrozumieć sens tej wojny
i jej ewentualnych ofiar. Niewykluczone, że niektórzy po prostu powinni stąd
zniknąć.
Wrzawa, która zapanowała po mknących niczym pociski słowach
sprawiła, że zapragnęłam jak najszybciej zaszyć się w sobie, zapiąć guziki
mojego jestestwa i pociągnąć zamek błyskawiczny maski, którą nałożyłam w
obecności tych krzyczących, zezwierzęconych istot. Lina kuliła się obok mnie,
obejmując rękami kolana, wbijając pozbawione spojrzenia oczy w wilgotną
podłogę, a ja w jakiś sposób odgadłam, że cała ta sytuacja rani ją bardziej,
niż można by przypuszczać, panujący wokoło hałas nieomal doprowadzał ją do
szaleństwa. W jednej chwili palący strach przebił mi serce rozgrzaną igłą;
zapragnęłam wejść w jej skórę niczym wąż, zespolić się z jej ciałem, przejąć od
duszy nieco cierpienia. I wtedy świat na chwilę ucichł. Podmuch gorącego
powietrza przetoczył się po schronie niczym rozpędzona strzała, pociągając za
sobą ludzi, a później szczątki, które z nich pozostały. Uderzyłam głową o coś
ciężkiego i wilgotnego, przed sobą miałam mężczyznę, który wcześniej uparcie
wpatrywał się w Linę; teraz zastygł w tej pozie, z zaszklonymi oczyma,
przekrwionymi od pękającego w nich życia.
Czyjaś ręka uderzyła mnie w twarz, krew stojącej obok osoby spryskała
mój mundurek jaskrawym szkarłatem. Nigdzie nie widziałam Liny, brązowy pył
skruszonego świata zalepiał mi powieki, zamurowując mnie w moim własnych
wnętrzu, pełnym białej, oślepiającej jasności. Czułam się mała, pogrzebana pod
powierzchnią kraju, który zapomniał o swoich mieszkańcach, zamknięta w obrębie
zupełnie obcego mi świata; cała ta wojna w jednej chwili pozbawiła mnie tchu. Wiele godzin później opowiedziano mi, w jaki
sposób Linie udało się uratować mi życie. Ponoć szarpała moją rękę tak długo,
aż naderwawszy ramię, zdołała wyciągnąć mnie spod ludzkiego usypiska śmierci.
Wyniosła moje ciało ku światłu tak, jak robiła to wiele razy w innym życiu, tym
po wojnie, gdy zdawało nam się, że odzyskałyśmy upragnioną wolność, a w
rzeczywistości tkwiłyśmy w stalinowskiej machinie śmierci. Swoje zachowanie
wytłumaczyła tym, że panicznie bała się zostać na tym świecie sama, że nie
potrafiłaby sobie poradzić z zapełniającą się brutalnymi dziejami, historią
niedawno odzyskanej Polski.
- Nie jestem patriotką, Noro. - Wyznała, jakiś czas później. - Ale jeśli choć trochę zależy nam na świętym spokoju, to powinnyśmy wstąpić do konspiracji. Zgodziłam się z nią, a nawet przytaknęłam ochoczo. Świadomość, że mogę się do czegoś przydać, podjąć się walki za uwięziony pod butem obcej narodowości kraj, działała na mnie budująco. W tamtej chwili byłam święcie przekonana, że wszystko jest lepsze niż nieustanne czekanie w ogarniętej stuporem rodzinie, z zapłakaną matką, nieobecnym ojcem i babką, która zdawała się być pogrążona w innej, pokorniejszej rzeczywistości.
- Nie jestem patriotką, Noro. - Wyznała, jakiś czas później. - Ale jeśli choć trochę zależy nam na świętym spokoju, to powinnyśmy wstąpić do konspiracji. Zgodziłam się z nią, a nawet przytaknęłam ochoczo. Świadomość, że mogę się do czegoś przydać, podjąć się walki za uwięziony pod butem obcej narodowości kraj, działała na mnie budująco. W tamtej chwili byłam święcie przekonana, że wszystko jest lepsze niż nieustanne czekanie w ogarniętej stuporem rodzinie, z zapłakaną matką, nieobecnym ojcem i babką, która zdawała się być pogrążona w innej, pokorniejszej rzeczywistości.
Linę przydzielono do
grona sanitariuszek, ja natomiast trafiłam do oddziału, który zajmował się
sabotażem i przeprowadzaniem skomplikowanych akcji dywersyjnych. Gdy nas
rozdzielono, Lina nie dała po sobie poznać, że ją to w jakiś sposób dotknęło,
dopiero później, podczas moich licznych odwiedzin, w szpitalu na
kościuszkowskiej, chwyciła mnie za ręce i, płacząc, wyszeptała, że dłużej tak nie może, boi się
rannych, jest przerażona widokiem ich gnijących ciał, oderwanych kończyn i
bólu, wymalowanego na twarzy czerwonym pędzlem, że coraz częściej dostrzega w
ich oczach ślad rozkładu i zapomina o tym, że wciąż ma do czynienia z żywymi
istotami.
- Pod ścianą w każdej sali stoi wiadro, do którego wrzucamy
szczątki. Postrzępione kończyny, poczerniałe od gangreny stopy, organy, które
nikomu się już nie przydadzą. Staram się, aby pacjenci nie patrzyli w tamtą
stronę. A gdy spojrzenie któregoś z nich powędruje w niewłaściwym kierunku, zaczynają krzyczeć.
Mój Boże, czasem wydaje mi się, że jestem głucha od tych ich wrzasków albo
raczej pragnę taka być. Wśród umarłych łatwo zapomnieć o tym, że samemu się jeszcze oddycha, Noro. A żywi mają wobec świata pewne zobowiązania.
Przytuliłam ją do
siebie, pogłaskałam po głowie, jednocześnie walcząc z własną niezręcznością;
oto Lina, która zawsze była dla mnie opoką, teraz załamuje się na moich
oczach. Powiedziałam jej, że to jest nasz
obowiązek, stanąć w obronie kraju, walczyć za tych, którzy umierają i przeciwko
tym, którzy pragną porwać na strzępy to, co z tak wielkim trudem budowaliśmy
przez wieki. Wiedziałam, że są to jedynie puste słowa; nie można nimi było
uleczyć otwartej rany na ciele, ani zasklepić tej bardziej złożonej, ukrytej
pod powierzchnią duszy. Stałyśmy tam, pod oknem wolności, przysłonięte kotarą
śmierci, ukryte w jej głębokim cieniu, który starał się nas połknąć, rozszarpać
płaskimi, jak dyski pazurami. Chwilę później pacjent, którym opiekowała się
Lina, zaczął głośno majaczyć, nawet z odległości, w której stałam, widziałam,
że czoło ma mokre i rozpalone od trawiącej ciało gorączki. Pożegnałam się z nią
szeptem, jak gdyby w obawie, że obudzę coś, co dawno powinno było usnąć.
Przekraczając ostatni z progów tego miejsca, byłam gotowa wrócić do świata,
który z taką zaciekłością się o mnie dopominał, który palił gorączką czoła
rannych i doprowadzał moją przyjaciółkę do rozpaczy. Z perspektywy czasu
dostrzegam, że już wtedy wiedziałam, iż wracam do świata, z którego Lina, jak
najprędzej zapragnie uciec.
Grafika:
https://www.shutterstock.com/image-illustration/books-growing-flowers-watercolor-drawing-260nw-1840904419.jpg