30 stycznia 2019

Myśli o wychowaniu



         Życie w bursie (część 2)



Hapi? - zapytałem.
-Jasne, że jestem happy! - rozpromienił się Hapi –
zawsze jestem happy, ponieważ jestem Hapi!
A Ty jesteś happy?
(Rick Riordan)


W poprzednim poście o bursie przedstawiłam Wam moją perspektywę mieszkania w tamtym miejscu. Jak jednak nie zwariować? Żeby przetrwać, trzeba po prostu zmienić swoje wcześniejsze przyzwyczajenia. Nie jest to proste, ale możliwe. Oto kilka przykładów.

Z jedzeniem jest najmniejszy problem, jeżeli nie smakują Ci posiłki w bursie. Można kupić coś na wynos, zjeść „na mieście”, czy truć się zupkami chińskimi w pokoju. Są większe problemy.
Z tzw. „nauką własną” też nie jest tak, jak powinno być. W wyznaczonym czasie zazwyczaj nie masz ochoty się uczyć, bo jest głośno. Ktoś wchodzi do Twojego pokoju, ktoś wychodzi,  więc nie możesz się w żaden sposób skupić. Można pójść do tzw. „pokoju cichej nauki”, ale zawsze musisz zameldować chęć uczenia się  i określić, w  jakim czasie będziesz to robić. Najlepszym wyjściem jest udanie się do pobliskiej biblioteki, gdzie jest cisza, spokój i naprawdę można się skupić na nauce. Jeżeli chcesz się zdrzemnąć po lekcjach, a nie lubisz  gdy Cię ktoś budzi, to lepiej zaczekaj na raporty (o godzinie 16:30). Są Panie, które zawsze budzą, z pytaniem: „czy dobrze się czujesz?”. Jeżeli nawet źle się czujesz, to lepiej nie mów, że tak jest. W tym przypadku zazwyczaj dzwonią do rodziców i informują ich o tym, albo dzwonią po to, żeby zabrali Cię z bursy. Nie możesz tam chorować.

W czasie „nauki własnej” nie można wychodzić z bursy bez dobrego powodu. Czasami trzeba mieć zwolnienie od rodziców, albo należy zadzwonić do nich z zapytaniem, czy możesz to zrobić, ponieważ w tym czasie powinieneś się uczyć. Dla mnie dobrym czasem na naukę własną jest cisza nocna, kiedy po 21:00, czasem po 22:00  jest naprawdę cicho. Nie każdy jednak ma ochotę się męczyć po nocach. Jeżeli chcesz już gdzieś wyjść: do sklepu, na spotkanie z koleżanką, czy gdziekolwiek indziej, musisz to dobrze usprawiedliwić. Niestety, część z tych usprawiedliwień jest po prostu kłamstwem. Mówisz, że masz do zrobienia projekt na lekcje, albo masz w tym czasie korepetycje. Nie polecam kłamstw, ale jeżeli ktoś się na to zdecyduje, to najlepiej ustalić sobie jeden dzień w tygodniu, kiedy  „idzie się na korepetycje”, a tak naprawdę, gdzie się chce.
Wieczorem przychodzi czas na kąpiel, niestety zazwyczaj jest już kolejka, która tworzy się zaraz po 19:00. Chcąc uniknąć kolejek, musisz kąpać się przed kolacją, zaraz po kolacji albo czekasz do 23:00. W lecie sprzątaczki otwierają okna i nie zamykają przed zakończeniem pracy, dlatego  jeśli nie chcesz się przeziębić, musisz iść do portiera po klamkę. Najlepiej jednak wziąć jakąś starą i nieużywaną klamkę z domu i nikogo nie prosić, ani nikomu się nie tłumaczyć. Na wszystko jest sposób!

W pokoju teoretycznie nie możesz mieć takich urządzeń jak czajnik czy żelazko. Czajnik znajduje się na korytarzu, ale jeżeli zrobisz się głodny o północy, a na korytarzu jest kompletna cisza i nie chcesz bardzo hałasować, to lepiej ugotować wodę w pokoju. Można mieć wszystko w bursie, trzeba tylko to schować w szafkach. Nie mają prawa przeszukać Ci szafki, ale też nie możesz się z tym afiszować.
Może nie wszystko jest takie złe, jak się wydaje? To tylko moja perspektywa mieszkania w bursie. Według mnie, życie w tym miejscu uczy kombinowania i kłamstw.  Wszystko zależy od tego, na jakie sorki trafi się  w grupie. Jedne są naprawdę w porządku i  można się z nimi dogadać,  ale  nie wszystkie. Przedstawiłam część pomysłów, którymi można sobie usprawnić życie w tamtym miejscu, jest ich dużo więcej i każdy ma swoje. Ważne, aby umieć się  odnaleźć wszędzie i nie dać sobą pomiatać.

Ewa

Grafika:
zdjęcia własne

26 stycznia 2019

Językowe potyczki



          Nie ubieraj butów!



Dzięki internetowi
gwałtownie wzrosła liczba autorów publikujących samodzielnie
 swoje wypowiedzi.
Dawniej autor miał do pomocy wydawcę
i gdy jego polszczyzna budziła zastrzeżenia,
czytelnicy nie dowiadywali się o tym.
Dziś jest inaczej  -  błędy są utrwalane i powielane.
(Mirosław Bańko)


Ludzie wciąż  piszą i piszą.  Piszą o wszystkim i o wszystkich – wyrażają opinie, oceniają – chwalą  lub krytykują, często hejtują. Taką możliwość daje im bowiem Internet. Większość z nich uważa, że doskonale zna język ojczysty. Tymczasem  prawda  jest zupełnie inna. Wystarczy poczytać komentarze do artykułów czy różne wypowiedzi na Facebooku. Pojawia się w nich mnóstwo różnorodnych  błędów, ciągle powtarzających się i ogromnie irytujących. Zwłaszcza irytujących dla tych, którzy naprawdę opanowali  język polski. 

Mnie bardzo przeszkadza  nadużywanie przysłówka ciężko oraz  przymiotnika ciężki. To istna plaga  szerząca się wszędzie - w mediach, w szkołach, na ulicy. Wokół słyszy się: ciężko powiedzieć (stwierdzić), ciężko zrozumieć (pojąć), ciężka sprawa (sytuacja)…  Powinno być: trudno(y), niełatwo(o). Nawet  jest ciężki orzech do zgryzienia – zamiast twardy orzech.  Wielu spośród nas bezmyślnie  rozbija i zmienia stałe związki frazeologiczne oraz nie dba o właściwe znaczenie wyrazów. Skąd się wzięła moda na ciężko/ciężki?  Być może od słowa angielskiego hard,  tłumaczonego tylko jako ciężki,  choć przecież można też  to słowo rozumieć jako: intensywny, ostry, brutalny, silny, twardy, przykry.  Być może tak było! To jednak – moim zdaniem – mało przekonujące  tłumaczenie, bo nic nie zwalnia użytkowników języka od myślenia oraz  znajomości zarówno słownictwa, jak i choćby podstawowych  zasad gramatyki. To zwykłe lenistwo i niechlujstwo językowe.  Różnicę między słowami ciężko i trudno pokazuje Władysław Broniewski w Elegii na śmierć Ludwika Waryńskiego: I tylko tak ciężko oddychać, i tylko tak trudno umierać.

Nie do zaakceptowania jest również  ogólnopolskie szaleństwo na ubieranie wszystkiego: butów, sukienek, kurtek,  płaszczy… Jedna ze znanych pań, ucząc dobrego stylu, mówi,  że  przy niektórych okazjach należy  ubierać zakryte buty. Językoznawca Mirosław Bańko wyjaśnia, że to południowopolski regionalizm i dodaje, że  ubieranie butów kojarzy mu się z ubieraniem choinki. W standardowej polszczyźnie buty (i wszelkie części garderoby) wkłada się. Nawet nie zakłada, tylko wkłada.  Po prostu!  Na  Forum Gazeta.pl  znajduję taką wypowiedź:  Zawsze uczono mnie, iż buty, sukienkę i płaszcz się WKŁADA (…) Można też ubrać SIĘ w sukienkę czy płaszcz. Jak słyszę ubierz buty, to mam ochotę zapytać, w co te buty mam ubrać.

Nie wiem, dlaczego tak wielu  ludziom nie przeszkadza fakt, że ginie biernik (kogo? co?) zastępowany nagminnie przez dopełniacz. Wciąż   królują  formy dopełniaczowe (kogo? czego?):  czekam na e-maila (pot. mejla), dostałam esemesa, wysłałam posta, weszłam na bloga (fotobloga), kupiłam laptopa, zamiast poprawnych  biernikowych: czekam na e- mail (pot. mejl), dostałam esemes, wysłałam post, weszłam na blog (fotoblog), kupiłam laptop. Michał Rusinek ubolewa nad tym modnym błędem gramatycznym  i przytacza inny przykład (z Marszu Niepodległości): Wolimy kotleta od Mahometa.  Pomijam  karygodny wydźwięk  tego hasła, lecz zwracam uwagę na fleksję: powinno być: wolimy (kogo? co?) kotlet. I wrócę jeszcze do wkładania butów – już  włożyłam but (nie: buta!)

Mój stosunek do form: półtorej roku/miesiąca/tygodnia  najlepiej wyraża fragment wypowiedzi internauty na blogu Obcy język polski: W akcie desperacji zwracam się do Pana (…) z prośbą, aby zechciał się Pan (…) odnieść do kretyńskiego odmieniania liczebnika „półtora” z rzeczownikami rodzaju męskiego. Żenujące jest słyszeć kilka razy dziennie od wszelkiej maści „uczonych głów” wypowiedzi typu: „chybił o półtorEJ metra” czy  „to było półtorEJ roku temu”! Nawet komputer podkreśla takie wyrazy na czerwono, ale tylko napisane; wypowiedzi uchodzą ciągle bezkarnie!   I faktycznie  zewsząd słyszy się te błędne formy,  gdyż ludziom pewnie się wydaje, że używają eleganckiego języka.  Tymczasem  jest on niepoprawny. A sprawa jest stosunkowo prosta. Rzeczowniki: rok, miesiąc, tydzień są rodzaju męskiego, wymagają zatem liczebników w rodzaju męskim. Liczebnik półtora ma  dwie formy rodzajowe: męsko – nijaką i żeńską. Zawsze powiemy: półtora  roku (miesiąca, tygodnia, jabłka, jajka),  ale półtorej doby (minuty, dekady).
A teraz inny, powszechnie popełniany błąd. Stan wiedzy uczniów na dzień dzisiejszy  jest zadowalający. Ładnie powiedziane? Otóż, nie! Poprawnie jest: Aktualny stan wiedzy uczniów jest zadowalający.  Należy mówić i pisać jak najprościej. Nie miesiąc maj, lecz maj. Nie w dniu dzisiejszym, lecz dzisiaj. Podobnie jest ze zdaniem: Nie prowadzimy sprzedaży prasy. Powinno być: Nie sprzedajemy prasy. Mirosław Bańko uważa,  że: Pokrętna forma bywa przykrywką dla pustej treści (…) To przejaw aspirowania do wyższego stylu, jednak całkowicie nieudany, świadczący o braku kompetencji stylistycznej i braku swobody w kształtowaniu wypowiedzi. I jeszcze jeden błąd, który ostatnio niemal wszędzie się rozpanoszył: oprzeć  o…. (oparty o…) Wciąż się słyszy błędne konstrukcje: W swojej pracy oparł się o źródła historyczne. Trzeba oprzeć się o niezbite dowody. Poprawnie: W swojej pracy oparł się na źródłach historycznych. Trzeba oprzeć się na niezbitych dowodach. A więc: wziąć coś za podstawę w czymś.  Owszem, można się też oprzeć o, ale w znaczeniu: użyć czegoś jako podpory. Na przykład: Oprzeć się o ścianę. Musiał oprzeć się  o płot, żeby nie upaść. Wystarczy nieco wiedzy i chwila zastanowienia.
Magdalena Pawłowska  z  Instytutu  Monitorowania Mediów  analizę błędów w Internecie rozpoczyna od zdań ilustrujących  ten  wstydliwy problem:  W dniu dzisiejszym można napewno stwierdzić, że nadal trwa okres czasu, w którym polscy internauci popełniają błędy językowe. Radzimy wziąść to sobie spowrotem do serca, dlatego bo zdania podobne do niniejszych mogą zniechęcić czytelników. Taka jest bynajmniej nasza opinia.  Co my tu mamy? Po pierwsze,  pospolite błędy ortograficzne (na pewno, spowrotem), do których dodałabym: nie łatwo, na prawdę,  na codzień  z tąd, z tamtąd, z przed.  Są i pleonazmy: w dniu dzisiejszym, nadal trwa, okresu czasu. Jest także  słówko wziąść, którego nie znajdzie się w żadnym słowniku, a jednak z uporem jest używane. Dodałabym do niego: dekold, umią, wymyśleć, lubieć, lubiał,  dobzi (chłopcy), włanczać, w cudzysłowiu, klijent.  Oczywiście, znalazła się również błędna konstrukcja: dlatego bo (dodam też: dlatego gdyż, dlatego ponieważ), zamiast dlatego, że. Przecież moment zastanowienia wystarczy, aby zrozumieć, że: dlatego, bo, gdyż, ponieważ to synonimy i powstają pleonazmy. No i na koniec ukochane słówko  różnych  snobów: bynajmniej! To  partykuła, która wzmacnia przeczenie w wypowiedzi: Nie jest mi bynajmniej  łatwo (czyli: wcale, zupełnie, ani trochę). Bywa mylone ze słowem przynajmniej  oznaczającym: nie mniej niż, chociaż, bodaj, choć: Wypożycz mi przynajmniej trzy książki. Poza przytoczonym zdaniem, chcę dorzucić jeszcze jeden błąd. Otóż w I programie polskiego radia słyszę znanego redaktora: Dzisiaj jest ten dzień,  gdzie w Krakowie nie trzeba zakładać masek przeciwsmogowych. Ale nie tylko redaktor tak mówi, połowa społeczeństwa uparła się, żeby łączyć  czas (dzień) z miejscem (gdzie). Zdanie powinno brzmieć: Dzisiaj jest ten dzień, kiedy... albo w którym.

Na koniec przytaczam  zdanie znalezione w Internecie: Proszę uwarzać na czaskające dźwi. Sądzę, że to jedynie żart językowy, gdyż nawet ja  chciałabym wierzyć, że nie można zrobić  aż tylu błędów. Ale kto wie, jak to naprawdę było z tymi drzwiami? Już niejedno widziałam w niczym nieskrępowanej twórczości internautów. Zwłaszcza nieskrępowanej normami gramatycznymi.

Miłośniczka  poprawnej polszczyzny

Grafika:
https://scontent.fwaw5-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/45292617_696337980751066_8721128057433227264_n.png?_nc_cat=111&_nc_ht=scontent.fwaw5-1.fna&oh=310736187aac64022da65072f9332ae9&oe=5C968A0D
https://scontent.fwaw5-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/45205609_696332277418303_7091871993682722816_n.png?_nc_cat=109&_nc_ht=scontent.fwaw5-1.fna&oh=8905638ed28a4f26d663fd125ce01cd5&oe=5C904659
https://scontent.fwaw5-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/49515818_729486900769507_758309435687829504_o.jpg?_nc_cat=109&_nc_ht=scontent.fwaw5-1.fna&oh=5e4485b428bd3d918be7c62fc99628ee&oe=5CD527DD