Święta, święta…
Już wzdychał na myśl o Bożym Narodzeniu
o tym jak naprawdę było(…)
o tym jak naprawdę było(…)
wprosiła się choinka za
osiemdziesiąt złotych
elegancko ubrana
mlaskały kluski z makiem
potem milczenie większe niż żal
zdrzemnął się na dwóch fotelach
wydawało mu się że słowo ciałem się stało - i mieszkało poza nami
nawet usłyszał że za oknem przyszedł Pan Jezus
prosty jak kościół z jedną tylko malwą
obdarty ze śniegu i polskich kolęd
za wcześnie za późno nie w porę
elegancko ubrana
mlaskały kluski z makiem
potem milczenie większe niż żal
zdrzemnął się na dwóch fotelach
wydawało mu się że słowo ciałem się stało - i mieszkało poza nami
nawet usłyszał że za oknem przyszedł Pan Jezus
prosty jak kościół z jedną tylko malwą
obdarty ze śniegu i polskich kolęd
za wcześnie za późno nie w porę
nacisnął dzwonek, dzwonek był
nieczynny
(Ksiądz Jan Twardowski)
Nasze
polskie święta, czyli o braku Bożego Narodzenia w Boże Narodzenie. Za oknami czasami biały puch, wszędzie pełno
świątecznych ozdób, a sklepowe półki uginają się od najróżniejszych smakołyków
pachnących cynamonem i imbirem. Oznacza to, że coraz bliżej święta. No właśnie,
w okresie listopadowo-grudniowym, a niestety coraz częściej także już w
październiku (a nawet, o zgrozo!, na przykład w Wielkiej Brytanii, pod koniec
sierpnia) wystarczy powiedzieć „święta”,
a każdy już wie, że chodzi o święta Bożego Narodzenia. Po zastanowieniu, dochodzimy
do wniosku, że nazwa wskazuje na to, iż powinniśmy świętować w tym czasie
narodziny Boga, jednak coraz częściej wielu z nas o tym zapomina. A ten piękny okres, nazywany Świętami Bożego Narodzenia, zamienia
się jedynie w czas wzmożonej, wręcz dzikiej komercji.
Zastaw
się, a postaw się. Sugerując się tą staropolską maksymą, „prawdziwe
gospodynie” szykują setki pierogów, tysiące uszek, dziesiątki blach ciasta, hektolitry
barszczu, beczki śledzi, tuziny półmisków ryb, kilogramy klusków z makiem… Oczywiście,
spędzając na tym długie godziny, a
często poświęcając całe noce. Byle tylko
zdążyć, aby do Wigilii! I po co? Ludzie, mamy tylko wigilijną kolację i dwa dni
świąt! Zjecie to wszystko? Nie! Oczywiście, że nie. No chyba, że na siłę,
słysząc coroczny tekst mam, babć, cioć, który stał się już świąteczną tradycją:
No
jedzcie, bo się zmarnuje! Nic więc dziwnego, że narzekamy po świętach na
drastyczny wzrost wagi ciała i zatrważające „wyszczuplenie” portfela. A co gorsza, na kilogramy świątecznego
jedzenia, które po prostu wyrzucamy. Jak tego uniknąć? Recepta na zdrowie jest
prosta: przygotowujmy mniej jedzenia. Takie życie nad stan w sytuacji, gdy ilość
kredytów niepokojąco wzrasta w okresie przedświątecznym, jest wręcz absurdalne. Ale jeśli już mamy za dużo jedzenia, zawsze
możemy się nim podzielić. W każdym większym mieście są organizowane
wigilie dla samotnych bezdomnych, działają także jadłodajnie dla takich osób.
Poza tym, przecież każdy ma sąsiada czy sąsiadkę, których święta na pewno nie
są takie merry. Warto o tym pomyśleć i
wbrew naszej polskiej
mentalności, która nakazuje zastawić
się i postawić się, wprowadzić nową tradycję: podzielić się. Drogie „Grażyny - matki, babki, córki, żony,
teściowe - pomyślcie, czy konieczna jest w tym roku ósma blacha ciasta albo
kolejny półmisek śledzi? Może czas,
zaoszczędzony na przygotowaniu niepotrzebnego jedzenia, spędzicie z rodziną
albo pozwolicie sobie na chwilę odpoczynku w wirze świątecznych przygotowań?
Gwarantuję, że wyjdzie Wam to na dobre!
Do sklepu,
hej pasterze, do sklepu bo tam cud. Kup
jeszcze rodzynki i margarynę, tak, koniecznie
Zosię, o i weź jeszcze paczkę daktyli, albo nie, weź od razu dwie, ja idę po warzywa. To typowa świąteczna rozmowa w
sklepie spożywczym. Jednak jeszcze większe emocje wzbudzają rozmowy w innych
sklepach - tych z ubraniami, bo przecież na święta trzeba jakoś wyglądać, a
tyle promocji, grzech nie skorzystać. Brać
czarne czy brązowe? Połowa ceny, wezmę dwie
pary! Podobnie jest w sklepach zabawkami, AGD czy RTV, bo
przecież każdemu trzeba kupić wymarzony prezent. No dobrze, wszystko kupione,
ciasta zrobione, kolacja zjedzona, prezenty wręczone. I co dalej? Nic.
Chciałoby się rzec, choinka opadła, święta
skończone. No właśnie. Wszystko dzieje się tak szybko, że zapominamy o istocie
Świąt Bożego Narodzenia. Żłóbek i jakieś dziecko, to nie jest fajne, ładne,
prestiżowe… Lepsze są błyszczące choinki z masą ozdób, siwy sympatyczny dziadzio w
czerwonym stroju, świąteczne skoczne piosenki, kolorowe prezenty.
A może
warto pośród
tego wszystkiego zatrzymać się chwilę nad tym żłóbkiem? (Już nawet nie mówię o
pójściu na Pasterkę, bo to dla tych bardziej zaawansowanych - wyższy level). Zastanowić
się nad swoim życiem? Nad tym, co nas
spotyka każdego dnia, pomyśleć o ludziach, których codziennie widujemy, czy nie
są „darami”? Czy każdy z nich nie stanowi osobnego cudu? I czy nie jesteśmy o
wiele bogatsi, niż może nam się wydawać? Gdybyśmy rano mieli obudzić się tylko
z tym, za co podziękowaliśmy poprzedniego dnia, większość pewnie obudziłaby się
z niczym. Spokojnie, nie ma się czym
martwić, to na szczęście bardzo mało realne. Ale może warto w te święta Bożego
Narodzenia docenić to, co mamy, podziękować naszym najbliższym (i tym dalszym)
za to, że są? A nasze bożonarodzeniowe tradycje? Odczytanie fragmentu Biblii,
dzielenie się opłatkiem w wigilijny wieczór czy śpiewanie kolęd? Jeśli o nich zapomnimy i
wykreślimy je, zostaną nam jedynie komercyjne, „zimowe święta”, więc może warto
postarać się o więcej Bożego Narodzenia w Bożym Narodzeniu? Tego sobie i Wam życzę.
Weronika
Grafika:
https://cdn.pixabay.com/photo/2015/11/08/08/46/christmas-ornament-1033274_960_720.jpg