Karaluchy przeciw
Panzerom
Jeśli jest coś, co możesz zrobić, albo ci się śni, że
możesz,
zacznij to robić.
W śmiałości tkwi geniusz, potęga i sława.
(Johann Wolfgang
Goethe)
Przez lata polska armia
była określana jako zapóźniona technologicznie, a polscy oficerowie jako
„przyklejeni" do siodła i idei „klasycznej” kawalerii. Trzeba przyznać, że
na tym polu pomimo pewnych oczywistych braków, sytuacja nie malowała się w aż
tak ciemnych barwach. Już w okresie wojny polsko - bolszewickiej w Wojsku
Polskim egzystowały jednostki czołgów. Przez pewien czas byliśmy wtedy nawet
czwartą potęgą pancerną świata. Niestety, słabość gospodarcza Polski,
pogłębiona wielkim kryzysem, nie pozwalała na rozwój broni technicznych.
Wojskowi postanowili, więc że na razie ta broń nie będzie rozbudowywana.
Sytuacja zmieniła się w połowie lat trzydziestych. Na zdjęciu wyżej: Ciężarówki
Praga RV 10 BK. Pojazdy tego typu zostały zakupione za polski węgiel od
Czechosłowacji, gdy ta jeszcze istniała (przed III 1939 rokiem).
Hitlerowskie Niemcy
rozpoczęły wtedy program nieograniczonych zbrojeń. Podstawą nowych sił
zbrojnych naszego zachodniego sąsiada miały być właśnie wojska pancerne. Na
niespotykaną dotąd skalę produkowano czołgi i inne wozy pancerne. Pojawiła się
wtedy koncepcja zmotoryzowania piechoty, którą III Rzesza konsekwentnie
realizowała. Podobnie w ZSRR na masową skalę produkowano sprzęt opancerzony. Podjazd motocyklowy
10 BK na motorach Sokół 1000 konstrukcji polskiej. Na zdjęciu wyżej: Warto
zwrócić uwagę na hełmy niemieckie wz. 16. Były one od 1938 roku wyposażeniem
żołnierzy brygady. Zdarzało się, że Niemcy brali ułanów za swoje oddziały, co
zwykle nie kończyło się dla nich dobrze.
Także część polskiego
naczelnego dowództwa rozumiało potrzebę posiadania silnych związków pancernych
i zmechanizowanych. Dzięki wysiłkom takich ludzi jak generał Piskor, pułkownik
Kopański czy Kossakowski udało się do września 1939 zorganizować dwie brygady
pancerno – motorowe. Były to 10 Brygada Kawalerii i Warszawska Brygada Pancerno
- Motorowa. Liczyły one po ponad 3000 żołnierzy podzielonych na 2 pułki.
Wyposażono je w niecałe 50 czołgów, skupionych w 3 kompaniach. Co prawda
podczas ćwiczeń jednostkom przydzielono bataliony nowoczesnych czołgów lekkich
7tp (po 49 pojazdów), jednak na wojnę wyruszyły uzbrojone w wysłużone wozy
Vickers Mk. E. Na zdjęciu wyżej: polskie czołgi (angielskiej produkcji) Vickers
„E”.
Ich uzupełnieniem miały
być lekkie czołgi TK-3/TKS. Brygady miały też na wyposażeniu 27 świetnych
działek przeciwpancernych „Bofors” o kalibrze 37 mm. Dowodzący 10 BK gen.
Stanisław Maczek podsumował organizację brygad jako wybitnie defensywną. Na
zdjęciu wyżej: Czołgi lekkie Panzerkampfwagen 1 ausführung „a” 4. Dywizji
Lekkiej na ulicach polskiego miasta.
Bitwa pod Jordanowem. To właśnie ta jednostka stoczyła ciężki, lecz
zwycięski bój z Niemcami pod Jordanowem. W lecie 1939 została ona przydzielona do Armii Kraków
(dowódca gen. Antoni Szylling) jako rezerwa. Już 1 września okazało się, że
trzeba będzie wprowadzić do walki odwody. Brygada dostała rozkaz przesunięcia
się w okolice Wysokiej i Jordanowa, gdzie wraz z 1. pułkiem KOP, miała związać siły pancerne
wroga, ułatwiając tym odejście na rezerwowe pozycje innym jednostkom, a także
zamykając niebezpieczną przerwę w linii frontu. Już drugiego dnia kampanii na polskie oddziały spadło
uderzenie hitlerowców. Maczek od swoich zwiadowców dowiedział się, że są to
siły XVIII korpusu armijnego, posiadającego prawie 500 czołgów i opancerzonych
wozów. Wiedząc, że w otwartym polu jego oddziały nie mają szans z tak potężnym
wrogiem, generał uciekł się do taktyki obrony aktywnej, wykorzystującej
ukształtowanie terenu, który sprzyjał tu obrońcom. Walczono bowiem w Beskidzie
Wyspowym, krainie poprzecinanej dolinkami i wąwozami. Wystarczyło zablokować
kilkoma „pepancami” drogę prowadzącą przez taką nieckę, by sprawić wrogim
tankom prawdziwą krwawą łaźnię. Były one w takiej sytuacji zmuszone do
szarżowania na polskie działka, bowiem strome ściany jarów uniemożliwiały
okrążenie przeszkody. 3 września nieprzyjaciel pomimo twardej obrony zajął
Wysoką. Utracił przy tym jednak aż 70 czołgów. Ukazało się niedopracowanie we
współpracy pomiędzy wojskami pancernymi a piechotą, której jakość miała wielki
wpływ na powodzenie uderzeń prowadzonych zgodnie z taktyką Blitzkriegu. Nieraz
czołgi pozostawały same na placu boju i były po kolei niszczone ogniem środków
przeciwpancernych ułanów. Piechurzy znowuż kilkakrotnie zostali zmuszeni do
cofnięcia się przez niemożność zatrzymania kontrataków polskich wozów bojowych.
Na zdjęciu wyżej: Pomnik bitwy pod Jordanowem. Został on zbudowany z wieży
czołgu Vickers, znalezionej u okolicznego rolnika. Ku zdziwieniu historyków
stanowiła ona wzmocnienie konstrukcji stodoły.
Vickersy brygady rzucano
także przeciw czołgom niemieckim, którym ze względu na dość dużą siłę ognia,
zadały poważne straty. Pokazała się techniczna słabość wrogich maszyn, których
silniki nie dawały sobie rady w ciężkim terenie, a pancerz był bez trudu
przebijany. Walczono o każdy skrawek ziemi, a polskie działa strzelały nieraz
do momentu wyczerpania amunicji i rozjechania ich przez czołgi. Polscy pancerniacy
wykorzystywali doświadczenia ze staży u włoskich odpowiedników i po mistrzowsku
wykorzystywali swoje tankietki. Pojazdy te ze względu na niewielkie rozmiary
były wprost idealne do ataków z zasadzki. Cóż z tego, skoro brygada miała ich
tylko 26, a jedynie ułamek uzbrojony w działka. Większość wozów posiadała
nieprzydatne do walki z czołgami karabiny maszynowe Hotchkiss. Następne dni to
czas kolejnych odskoków, realizowanych świetnie przez siły Maczka. Trzeba
przyznać, że Polacy nie mogli zatrzymać wroga, jednak opóźnili znacznie jego
marsz, ratując tym znaczną część sił gen. Szyllinga przed okrążeniem, a utrata
przez nieprzyjaciela 130 czołgów jest potwierdzeniem znakomitej postawy
Polaków. Następne dni to dalsze przemarsze „czarnych kurtek”, jak żołnierzy
brygady z podziwem nazywali wermachtowcy (ze względu na czarne skórzane
płaszcze użytkowane w Brygadzie), prowadzone aż do przekroczenia 19 września
granicy polsko – węgierskiej. „Czarna Brygada” była jedyną jednostką WP, która
w kampanii wrześniowej nie została rozbita ani wzięta do niewoli. Żołnierze tej
jednostki, a w szczególności oficerowie na czele z gen. Maczkiem, mieli w
przyszłości stać się elitą kadry tworzonych na wychodźstwie polskich sił
pancernych. Na zdjęciu wyżej: Rozbite niemieckie czołgi pod Jordanowem.
Tytuł postu jest
powtórzeniem tytułu książki Janusza Magnuskiego (seria: „Czołgi w boju”). Utwór
jest monografią polskich lekkich czołgów rozpoznawczych TK i TKS, zwanych
tankietkami. Czołgi TK Niemcy nazwali karaluchami, ponieważ były małe, zwrotne
i szybkie, co sprawiało, że trudno je było pokonać. Nawet panzerom, niemieckim
opancerzonym pojazdom bojowym (czołgom)! Zachęcam do lektury tej ciekawej
książki. A jeżeli ktoś znajdzie się w Beskidzie Makowskim, niech wybierze się w okolice Jordanowa
Makowskiego.
Panzer
44
Grafika:
https://cdnphoto.dobroni.pl/foto_news/praga_7.jpg
http://www.beskidwyspowy.com/img/big_obkt/294_2.jpg