24 listopada 2018

Kącik młodego historyka


Karaluchy przeciw Panzerom




Jeśli jest coś, co możesz zrobić, albo ci się śni, że możesz,
zacznij to robić.
W śmiałości tkwi geniusz, potęga i sława.
(Johann Wolfgang  Goethe)


Przez lata polska armia była określana jako zapóźniona technologicznie, a polscy oficerowie jako „przyklejeni" do siodła i idei „klasycznej” kawalerii. Trzeba przyznać, że na tym polu pomimo pewnych oczywistych braków, sytuacja nie malowała się w aż tak ciemnych barwach. Już w okresie wojny polsko - bolszewickiej w Wojsku Polskim egzystowały jednostki czołgów. Przez pewien czas byliśmy wtedy nawet czwartą potęgą pancerną świata. Niestety, słabość gospodarcza Polski, pogłębiona wielkim kryzysem, nie pozwalała na rozwój broni technicznych. Wojskowi postanowili, więc że na razie ta broń nie będzie rozbudowywana. Sytuacja zmieniła się w połowie lat trzydziestych. Na zdjęciu wyżej: Ciężarówki Praga RV 10 BK. Pojazdy tego typu zostały zakupione za polski węgiel od Czechosłowacji, gdy ta jeszcze istniała (przed III 1939 rokiem).
Hitlerowskie Niemcy rozpoczęły wtedy program nieograniczonych zbrojeń. Podstawą nowych sił zbrojnych naszego zachodniego sąsiada miały być właśnie wojska pancerne. Na niespotykaną dotąd skalę produkowano czołgi i inne wozy pancerne. Pojawiła się wtedy koncepcja zmotoryzowania piechoty, którą III Rzesza konsekwentnie realizowała. Podobnie w ZSRR na masową skalę produkowano sprzęt opancerzony. Podjazd motocyklowy 10 BK na motorach Sokół 1000 konstrukcji polskiej. Na zdjęciu wyżej: Warto zwrócić uwagę na hełmy niemieckie wz. 16. Były one od 1938 roku wyposażeniem żołnierzy brygady. Zdarzało się, że Niemcy brali ułanów za swoje oddziały, co zwykle nie kończyło się dla nich dobrze.
Także część polskiego naczelnego dowództwa rozumiało potrzebę posiadania silnych związków pancernych i zmechanizowanych. Dzięki wysiłkom takich ludzi jak generał Piskor, pułkownik Kopański czy Kossakowski udało się do września 1939 zorganizować dwie brygady pancerno – motorowe. Były to 10 Brygada Kawalerii i Warszawska Brygada Pancerno - Motorowa. Liczyły one po ponad 3000 żołnierzy podzielonych na 2 pułki. Wyposażono je w niecałe 50 czołgów, skupionych w 3 kompaniach. Co prawda podczas ćwiczeń jednostkom przydzielono bataliony nowoczesnych czołgów lekkich 7tp (po 49 pojazdów), jednak na wojnę wyruszyły uzbrojone w wysłużone wozy Vickers Mk. E. Na zdjęciu wyżej: polskie czołgi (angielskiej produkcji) Vickers „E”.
Ich uzupełnieniem miały być lekkie czołgi TK-3/TKS. Brygady miały też na wyposażeniu 27 świetnych działek przeciwpancernych „Bofors” o kalibrze 37 mm. Dowodzący 10 BK gen. Stanisław Maczek podsumował organizację brygad jako wybitnie defensywną. Na zdjęciu wyżej: Czołgi lekkie Panzerkampfwagen 1 ausführung „a” 4. Dywizji Lekkiej na ulicach polskiego miasta.
Bitwa pod Jordanowem. To właśnie ta jednostka stoczyła ciężki, lecz zwycięski bój z Niemcami pod Jordanowem. W  lecie 1939  została ona przydzielona do Armii Kraków (dowódca gen. Antoni Szylling) jako rezerwa. Już 1 września okazało się, że trzeba będzie wprowadzić do walki odwody. Brygada dostała rozkaz przesunięcia się w okolice Wysokiej i Jordanowa, gdzie wraz  z 1. pułkiem KOP, miała związać siły pancerne wroga, ułatwiając tym odejście na rezerwowe pozycje innym jednostkom, a także zamykając niebezpieczną przerwę w linii frontu. Już drugiego  dnia kampanii na polskie oddziały spadło uderzenie hitlerowców. Maczek od swoich zwiadowców dowiedział się, że są to siły XVIII korpusu armijnego, posiadającego prawie 500 czołgów i opancerzonych wozów. Wiedząc, że w otwartym polu jego oddziały nie mają szans z tak potężnym wrogiem, generał uciekł się do taktyki obrony aktywnej, wykorzystującej ukształtowanie terenu, który sprzyjał tu obrońcom. Walczono bowiem w Beskidzie Wyspowym, krainie poprzecinanej dolinkami i wąwozami. Wystarczyło zablokować kilkoma „pepancami” drogę prowadzącą przez taką nieckę, by sprawić wrogim tankom prawdziwą krwawą łaźnię. Były one w takiej sytuacji zmuszone do szarżowania na polskie działka, bowiem strome ściany jarów uniemożliwiały okrążenie przeszkody. 3 września nieprzyjaciel pomimo twardej obrony zajął Wysoką. Utracił przy tym jednak aż 70 czołgów. Ukazało się niedopracowanie we współpracy pomiędzy wojskami pancernymi a piechotą, której jakość miała wielki wpływ na powodzenie uderzeń prowadzonych zgodnie z taktyką Blitzkriegu. Nieraz czołgi pozostawały same na placu boju i były po kolei niszczone ogniem środków przeciwpancernych ułanów. Piechurzy znowuż kilkakrotnie zostali zmuszeni do cofnięcia się przez niemożność zatrzymania kontrataków polskich wozów bojowych. Na zdjęciu wyżej: Pomnik bitwy pod Jordanowem. Został on zbudowany z wieży czołgu Vickers, znalezionej u okolicznego rolnika. Ku zdziwieniu historyków stanowiła ona wzmocnienie konstrukcji stodoły.
Vickersy brygady rzucano także przeciw czołgom niemieckim, którym ze względu na dość dużą siłę ognia, zadały poważne straty. Pokazała się techniczna słabość wrogich maszyn, których silniki nie dawały sobie rady w ciężkim terenie, a pancerz był bez trudu przebijany. Walczono o każdy skrawek ziemi, a polskie działa strzelały nieraz do momentu wyczerpania amunicji i rozjechania ich przez czołgi. Polscy pancerniacy wykorzystywali doświadczenia ze staży u włoskich odpowiedników i po mistrzowsku wykorzystywali swoje tankietki. Pojazdy te ze względu na niewielkie rozmiary były wprost idealne do ataków z zasadzki. Cóż z tego, skoro brygada miała ich tylko 26, a jedynie ułamek uzbrojony w działka. Większość wozów posiadała nieprzydatne do walki z czołgami karabiny maszynowe Hotchkiss. Następne dni to czas kolejnych odskoków, realizowanych świetnie przez siły Maczka. Trzeba przyznać, że Polacy nie mogli zatrzymać wroga, jednak opóźnili znacznie jego marsz, ratując tym znaczną część sił gen. Szyllinga przed okrążeniem, a utrata przez nieprzyjaciela 130 czołgów jest potwierdzeniem znakomitej postawy Polaków. Następne dni to dalsze przemarsze „czarnych kurtek”, jak żołnierzy brygady z podziwem nazywali wermachtowcy (ze względu na czarne skórzane płaszcze użytkowane w Brygadzie), prowadzone aż do przekroczenia 19 września granicy polsko – węgierskiej. „Czarna Brygada” była jedyną jednostką WP, która w kampanii wrześniowej nie została rozbita ani wzięta do niewoli. Żołnierze tej jednostki, a w szczególności oficerowie na czele z gen. Maczkiem, mieli w przyszłości stać się elitą kadry tworzonych na wychodźstwie polskich sił pancernych. Na zdjęciu wyżej: Rozbite niemieckie czołgi pod Jordanowem.

Tytuł postu jest powtórzeniem tytułu książki Janusza Magnuskiego (seria: „Czołgi w boju”). Utwór jest monografią polskich lekkich czołgów rozpoznawczych TK i TKS, zwanych tankietkami. Czołgi TK Niemcy nazwali karaluchami, ponieważ były małe, zwrotne i szybkie, co sprawiało, że trudno je było pokonać. Nawet panzerom, niemieckim opancerzonym pojazdom bojowym (czołgom)! Zachęcam do lektury tej ciekawej książki. A jeżeli ktoś znajdzie się w Beskidzie Makowskim,  niech wybierze się w okolice Jordanowa Makowskiego.

Panzer 44

Grafika:
https://cdnphoto.dobroni.pl/foto_news/praga_7.jpg
http://www.beskidwyspowy.com/img/big_obkt/294_2.jpg