12 czerwca 2016

Kącik motywacji


          
    Bohaterka dnia codziennego


Aby wypełnić ludzkie serce,
wystarczy walka prowadząca ku szczytom.
                                                                                              (Albert Camus)

Każdego dnia na swojej drodze wielokrotnie spotykamy różnych ludzi. Niekiedy po prostu mijamy ich na ulicy, nie zwracając na nich  najmniejszej uwagi. Bywa też tak, że wdajemy się z nimi w rozmaite relacje, które potrafią diametralnie zmienić nasze dotychczasowe życie. Tak też stało się, gdy wraz z koleżanką poznałyśmy naszą bohaterkę.

Nie ukończyła żadnych studiów, nie zdobyła dyplomu, lecz swoją wiedzą i doświadczeniem potrafi przewyższyć niejednego uczonego. To Pani Krystyna Wilczyńska, o której chcemy wam dzisiaj opowiedzieć. To   z pozoru zwykła starsza pani, którą poznałyśmy na oddziale medycyny paliatywnej w zamojskim  szpitalu, gdy stanęłyśmy przed wyzwaniem, jakim jest wolontariat.
Pani Krystyna dorastała w typowej polskiej, przedwojennej wsi. Wtedy nie było tak wielu szkół jak dziś, a jeżeli już takie się pojawiały, dzieci ze wsi nie miały większych szans, by do nich uczęszczać. Bardzo się chciałam uczyć.  Ale los jest niesprawiedliwy dla ludzi, jedni  się bronili przed kursem dla analfabetów, a ja z własnej woli poszłam do podstawowej szkoły w Czerniczynie, niedaleko Hrubieszowa - opowiada. Pojechałyśmy kiedyś na komisję do lekarza i córka o mnie z taką dumą opowiadała, jakbym ja najwyższe studia skończyła. Córka jest ze mnie dumna, bo  nauczyłam dzieci – jeszcze malutkie, tego  co umiałam:  jak się czyta, pieniądze liczy, rozpoznaje godzinę na zegarku. A ja samodzielnie nauczyłam się czytać i pisać, jak byłam dzieckiem, gdyż moja matka była niepiśmienna i nie umiała czytać. Wszyscy się dziwili, jak ja w tak młodym wieku tyle już potrafię, jak sama tego dokonałam. Pani Krystyna została wielokrotnie postawiona przed trudnymi sytuacjami, lecz ona, silna kobieta, nigdy nie poddała się i od 82 lat nadal wierzy w swoje możliwości. Przezwyciężyła raka, ciężki wypadek  oraz ponowną naukę chodzenia i poruszania się o własnych siłach. Przed nią wciąż jest wiele pracy, ale Pani Krystyna już jest bardzo dumna ze swoich osiągnięć, które zdobyła ciężką pracą. Nasza bohaterka sama wychowała cudowne dzieci, z których jest bardzo dumna. Moje dzieci poszły do szkoły na ulicy Akademickiej, ta szkoła to sława, już stulecie w tym roku, a wtedy trudno się było tam dostać, a jednak mimo to, moim dzieciom udało się i teraz każde z nich jest na wysokim stanowisku. Syn Andrzej zdał maturę w 1978 roku i był w klasie pani Marii Kamińskiej. Córka Alicja zdawała maturę rok później - w 1978 roku. Chodziła do klasy biologiczno – chemicznej u pani Janiny Gondek, a teraz  jest lekarzem i wszędzie ją chcą, ponieważ jest wysoko wykształcona. Miałam ciekawe życie, jednego tylko żałuję, że nie miałam możliwości się uczyć, a tak bardzo chciałam. Jak matka posłała mnie z krowami na łąki, to ja przypięłam krowę do palika, a sama z koleżanką uciekłam  do szkoły. Niestety,  w szkole oberwałam od nauczyciela, a w domu od matki za to, że krowę zostawiłam. Ale postanowiłam sobie, że moje dzieci będą miały najwyższe wykształcenie, jakie jest możliwe. Syn skończył chemię na politechnice w Gliwicach, w średniej szkole (I Liceum Ogólnokształcące) uczył go profesor Lawgmin. Tak dobrze ten profesor uczył, że każdy zdawał maturę, to był złoty człowiek. Jedynie moje dzieci miały rodziców skromnego, robotniczego pochodzenia, a reszta rodziców była  po studiach, z wysokim wykształceniem. Moja córka była dobrą uczennicą, skończyła z  czerwonym paskiem i bardzo zależało jej na nauce. Uczyłam później nawet i mojego męża pisać poprawnie i wreszcie nie popełniał dzięki mnie żadnych błędów.
Od starszych ludzi możemy dowiedzieć się naprawdę wiele, szczególnie, gdy przed sobą mamy całe życie. Zapytałyśmy, więc Panią Wilczyńską, czego nauczyła się od życia. Biedy dzieci, biedy, przynajmniej ja z takiej rodziny pochodzę – wspomina. Była taka bieda, że gdy poszłam do sąsiada podnieść sobie parę jabłek z pod jabłonki, tak mnie sąsiad zbił, że nie mogłam chodzić. Boso chodziło się wtedy. Swoje pierwsze własne tenisówki miałam w wieku 14 lat i bardzo  o nie dbałam. A moje życie nie było usłane różami. Mogę poszczycić się tym, że życia swojego nie zmarnowałam na próżno, bo rzeczywiście trójkę dzieci wykształciłam, ja, która sama się nauczyłam czytać i pisać. Gdy nie miałam, jako dziecko, czego czytać, sprzedawałam ukradkiem parę jajek bez wiedzy mamy, by mieć na gazetę. Matka niestety była przeciwko mojemu czytaniu i wielokrotnie krzyczała na mnie z tego powodu. Mówiła mi: „Nie czytaj. Panią nie będziesz!” Była kiedyś trudna sytuacja, ponieważ ci, co chcieli się uczyć,  nie mogli, a ci, co nie chcieli - nie korzystali nawet z tego zaszczytu. A ja byłam bita za to, że czytałam i za to, że wolałam kupić gazetę, niż coś innego.

Na koniec Pani Krystyna przekazała radę dla wszystkich uczniów, także dla czytelników blogu. Mam dla was radę moje dzieci, czytajcie dużo i korzystajcie z szansy nauki, jest to piękne i z całą pewnością to wam kiedyś się przyda nawet, gdy myślicie inaczej. Nie wstydzę się swojego pochodzenia, bo jestem dobrym człowiekiem i jestem z tego dumna.

Wszystkich uczniów zapraszamy do uczestniczenia w wolontariacie. Wystarczy jedna, bądź dwie godziny tygodniowo. Dla nas jest to naprawdę niewiele, a starszą osobę potrafi uszczęśliwić na wiele dni. Czasami naprawdę warto poświęcić chwilę, którą spędzilibyśmy być może na przeglądaniu Internetu, bądź bezczynnym spędzaniu czasu. Gwarantujemy wam, że czas spędzony w szpitalu przyniesie wam dużo radości, bo chociaż to miejsce nie kojarzy się nam z niczym pozytywnym, śmiechów, śpiewu i radości na naszych oddziałach jest naprawdę wiele.

Weronika i Paulina

Grafika:
Własne zdjęcia