Niemiłość, nieprzyjaźń
Pisanie - czytanie, przedstawianie - oglądanie jest jedynym sposobem
uświadomienia sobie życia.
(Sławomir Mrożek)
Piszę, odkąd pamiętam, ale dopiero w liceum zaczęłam zajmować się tym na poważnie. W dużej mierze przyczynił się do tego Miesiąc Opowiadań, organizowany przez naszą bibliotekę szkolną. Jak na razie moim największym sukcesem jest osiągnięcie tytułu laureatki Wojewódzkiego Konkursu Literackiego oraz wydanie zbioru opowiadań, wspólnie z koleżankami, którego możemy spodziewać się już wkrótce. –Agata.
Agata już po raz trzeci wygrała
konkurs Miesiąc Opowiadań. Jej opowiadanie „Po drugiej stronie muru”
publikowało marcowe „Podświatło”. Poniżej zamieszczamy opowiadanie Niemiłość, nieprzyjaźń.
Drogi czytelniku, masz
przed sobą historię, którą trochę przeżyłem.
Mogłem też ją trochę wymyślić. Nie wiem. Pewne jest tylko to, że
zdarzyła się dokładnie naprzeciwko moich myśli. Stanęła z nimi twarzą w twarz i
zatrzepotała narcystycznie rzęsami. Prychnęła pogardliwie, odwróciła się i odeszła.
Zaczęło się od kałuży. Serio. Od brudnego bajora w
niepamiętającym swej młodości chodniku. Nie jestem jednak całkiem pewien, czy
można tu mówić o jakimś rozpoczęciu historii. Prędzej o prologu lub – lepiej –
zwiastunie. No więc szedłem sobie chodnikiem, ze słuchawkami w uszach. Zobaczyłem
całkiem ładną dziewczynę, idącą w przeciwnym kierunku i już włączałem uśmiech,
przeznaczony dla pięknych nieznajomych, kiedy zahaczyłem o coś stopą i wpadłem
prosto w wielką kałużę. Dziewczyna odeszła, śmiejąc się pod nosem, a ja
próbowałem podnieść się z dna upokorzenia. Zacząłem szukać przyczyny mojego
upadku i zobaczyłem dwa żółte trampki wybijające jakiś rytm. Ich właścicielka, siedząca na
ławce, patrzyła na mnie z
uniesioną brwią, szczerząc zęby w uśmiechu. Nie wiedziałem nawet, jak
zareagować, nigdy nie spotkałem się z podobną sytuacją. Kto podstawia nogę
obcej osobie?
- Jestem cały uwalany w błocie. – Powiedziałem z
wyrzutem.
- Nie o ubranie bym się martwiła, tylko o telefon. –
Powiedziała ze śmiechem, wstała i wsiadła do jakiegoś autobusu, a ja podniosłem
komórkę z mokrego chodnika, szczęśliwy, że wynaleziono
wodoodporne telefony. Byłem tak zaskoczony, że zapomniałem, żeby się
wkurzyć. Wtedy jeszcze nie wiedziałem,
że to zdarzenie całkiem zmieni moje życie.
Drugi raz zobaczyłem ją po czasie wystarczająco długim,
by część przygody z kałużą mi umknęła. Poznałem ją po żółtych trampkach. Stała,
oparta o ścianę autobusu, a ja skorzystałem z okazji, że patrzyła w okno i zmierzyłem ją
bezwstydnie wzrokiem. Miała na sobie obcisłe dżinsy i pomarańczowy płaszcz w
jaśniejsze (nie wiem jak nazwać ten kolor), wielkie grochy. Włosy miała ciemne,
grzywkę ściętą do brwi. Trzymała kubek termiczny, a przez ramię miała
przewieszoną wielką teczkę. Nie należała do najbrzydszych, ale piękna też nie
była. Wyglądałaby na całkiem przeciętną, gdyby nie żółte trampki i pomarańczowy
płaszcz. Byłem nią, prawdę mówiąc, zaintrygowany, chociaż trudno było mi się do
tego przyznać. Zdecydowałem się podejść do niej, ale nawet mnie nie zauważyła. Dostrzegłem
wtedy różowe kabelki między jej włosami i z czystej ciekawości po prostu jeden
wyjąłem i włożyłem słuchawkę do swojego ucha. To, co usłyszałem, okropnie mnie
zaskoczyło. Leciała piosenka, którą znałem ze swojej nienawiści do niej: INNA –
Bop Bop. W głowie mi się nie mieściło, że taka
dziewczyna słucha takiej muzyki.
Zaśmiałem się, a ona wyrwała mi kabel z ucha. Traf chciał, że musiała wysiąść
właśnie na tym przystanku. Nie wysiadłem za nią, nie jestem psychopatą.
Pojechałem dalej, pomimo że to był i mój
przystanek.
Po szczegółowej kalkulacji, jak
na mat-fiza przystało, doszedłem do wniosku, że zdarzenie to było niezwykłe, a
nasze następne spotkanie było jeszcze niezwyklejsze, chociaż znów w niezbyt
romantycznej scenerii autobusu. Czekałem na to spotkanie nie więcej niż jeden
dzień, a w międzyczasie słuchałem w kółko Bop Bop. Mimowolnie znalazłem w tej
nucie jakąś specyficzną niezwykłość.
Wsiadłem środkowymi drzwiami i zobaczyłem plecy
pomarańczowego płaszcza przy kasowniku. Podszedłem od tyłu, zdjąłem szybkim
ruchem jej różowe słuchawki i założyłem jej swoje (zielone). Odwróciła się i
spojrzała na mnie zaskoczona. Właśnie w jej uszach rozbrzmiewała piosenka Zary
Larsson – Never Forget You. Już chyba zaczynał się refren i zadowolony
dostrzegłem, że kąciki ust nieznajomej się unoszą. Wtedy i ona mnie zaskoczyła.
Założyła mi różowe słuchawki.
Usłyszałem: …, w których sama już
gubię sens. Niepewności stan ogarnął mnie, nie potrafię czuć, nie potrafię
chcieć, nie dogonisz myśli, w których sama już gubię sens. Szukam nas, w
rozmyśleniach tonę wciąż, słowa tracą sens, ciało podpowiada, że nie może już
biec za sercem, co mknie. Nie potrafię zmienić kolejnych losów bieg. Modlę się,
by kolejny mój dzień nie stał się piekłem, jak twój wczorajszy sen. Słuchając
tych słów patrzyłem na nią, a im dłużej patrzyłem, tym bardziej mnie
przyciągała. Podobno oczy są zwierciadłem duszy. Nie wiem, czy mają aż taką
rangę. Na pewno wiele można się z nich dowiedzieć, trzeba tylko umieć. Chyba
nie miałem tej zdolności. Patrzyłem jej prosto w oczy i znalazłem w nich wiele
błysków, ale żadnego nie potrafiłem zinterpretować. Ona zaś patrzyła w przestrzeń. Jej ciemne
oczy lśniły, a usta się uśmiechały. Kiwała delikatnie głową w rytm muzyki.
Kiedy dojechaliśmy do jej przystanku (ale też mojego, do czego wciąż się nie
przyznałem), zdjęła moje słuchawki, zabrała mi swoje i wysiadła bez słowa. Na
zewnątrz odwróciła się jeszcze i puściła mi oczko. Oniemiałem. No dobra, nic
wtedy nie mówiłem, ale gdybym mówił, na pewno bym oniemiał. Jeszcze nigdy żadna
dziewczyna mnie nie speszyła. Zanotowałem sobie w myślach, by następnym razem
być przygotowanym na coś podobnego. Chwała Bogu, że od razu się odwróciła. Co
by sobie pomyślała, gdyby dostrzegła moje zakłopotanie?
Następnego dnia, gdy zobaczyłem ją w autobusie, znów
włożyłem jej do uszu swoje słuchawki, w których zaczynała się piosenka Imagine
Dragons – Hopeless Opus. Ona zaś włożyła mi różowe słuchawki i usłyszałem
nieznaną mi piosenkę, ale rozpoznałem głos Dawida Podsiadło. Śpiewał, że
elektryczny staje się i stwierdziłem, że
te słowa nawet komponują się z moimi odczuciami, gdy patrzyłem w oczy
nieznajomej. Po raz kolejny czułem silne przyciąganie.
Nasza muzyczna rozmowa trwała wiele tygodni. Poznałem
dokładnie każdy centymetr twarzy nieznajomej. A może znajomej? Kiedy właściwie
zaczyna się znajomość? W chwili podania sobie dłoni i wymiany imion? W chwili dodania się do listy przyjaciół
na Facebooku? Nie wiem, ale nie obchodziło mnie to, póki mogłem patrzyć w jej
oczy.
Któregoś dnia zapytałem ją,
dlaczego podstawiła mi nogę i przyczyniła się do mojej kąpieli w kałuży.
Odpowiedziała ze śmiechem:
- Lubię podstawiać nogi cwaniakom.
- A ilu już padło twoją ofiarą? – Zapytałem. Uśmiechnęła
się, lekko zawstydzona i powiedziała:
- Jeden.
Może to dziwne, ale poczułem się
wyróżniony. Tak… chyba był to jeden z pierwszych objawów mojego szaleństwa.
Dalej wymienialiśmy się piosenkami, a ja z
czasem zdałem sobie sprawę, że i jej głos był muzyką. Piosenki, których
słuchała przez moje słuchawki, komentowała z subtelną melodyjnością i smakiem. Chciałem
słuchać jej więcej. Chciałem dowiedzieć się o niej więcej. Pewnego dnia wysiadłem za nią z autobusu.
Była zaskoczona, ale nie protestowała. Nie chcąc tracić czasu
zapytałem:
- Chodzisz do Plastyka?
Natychmiast odpowiedziała, że tak i zaczęła opowiadać o
tym, że żałuje tej decyzji, ale, że jest już za późno. Poznała wspaniałych
ludzi i nauczyciele też są w zasadzie spoko, tylko, że wolałaby chodzić do
normalnego liceum, bo miałaby mniej lekcji i mogłaby skupić się bardziej na
maturze. Mówiła bardzo dużo i była to kolejna rzecz, jaka mnie w niej zaskoczyła.
W autobusie raczej nie była rozmowna. Nim się zorientowałem, dotarliśmy do jej
szkoły. Chciała natychmiast tam wejść, ale zastąpiłem jej drogę.
- Nie znam twojego imienia. – Powiedziałem. Roześmiała
się i odpowiedziała:
- Więc dlaczego nie zapytasz?
- Jestem Adam – przedstawiłem się i podałem jej dłoń.
Uśmiechnęła się zniewalająco i w ciągu ułamka sekundy stała się w moich oczach
kimś istniejącym nie tylko w mojej wyobraźni, ale też w świecie rzeczywistym.
Stała się osobą, posiadającą ciało, osobą, którą mogę dotknąć, osobą, z którą
mogę rozmawiać. A ta osoba bez większego wysiłku nosiła imię lekkie, jak puch,
imię melodyjne, imię historyczne, imię, które właśnie wkraczało w moją
przyszłość.
- Ania. – Niemal zaśpiewała. Uścisnęła moją dłoń i
chciała ją cofnąć, ale nie pozwoliłem na to. Spojrzałem jej prosto w oczy,
uruchomiłem całą siłą woli uśmiech, który w takich sytuacjach zawsze działał i
powiedziałem:
- Teraz musisz dać mi swój numer.
Ona w odpowiedzi zaśmiała się i
zrobiła krok w moim kierunku. Była tak blisko, że musiałem pochylić głowę, by
patrzeć w jej oczy, a nie w czoło. Moje kolana zmiękły i czułem się dziwnie
podekscytowany, tym bardziej, że wciąż trzymałem jej dłoń. Ania uniosła
ironicznie jedną brew i prawie szeptem powiedziała:
- Nic nie muszę. Za to ty coś
musisz.
- Co muszę? – Zapytałem. Moje serce biło jak szalone, a ona na to:
- Musisz zejść mi z drogi.
Znów na chwilę odebrała mi mowę,
ale zebrałem się w sobie i flirciarskim tonem powiedziałem:
- Jeśli ładnie poprosisz… - Dobrze
jednak wiedziałem, że Ania nie należała do dziewczyn, które ładnie by
poprosiły. Zaśmiała się, pokręciła głową i szybkim ruchem wyrwała swoją dłoń z
uścisku mojej. – No dobra… - ustąpiłem. Zanim weszła do szkoły, odwróciła się
jeszcze i mrugnęła do mnie. Za późno przypomniałem sobie, że miałem być
przygotowany na takie sytuacje, ale na szczęście dziewczyna szybko zniknęła za
drzwiami.
Drogi Czytelniku, możliwe, że trochę
rozwlekłem się z opisami moich spotkań z Anią: krótkich i przypadkowych. Jednak
wierz mi, były to najbardziej wyjątkowe dni mojego życia. Możesz myśleć, że nie
zdążyłem nawet dobrze jej poznać, ale założę się, że ty też miałeś kiedyś
uczucie, że kogoś, kogo dopiero spotkałeś, znasz tak naprawdę przez całe życie.
A później wszyscy żyli długo i szczęśliwie…, ale nie w naszym
przypadku. Później wiele się zmieniło. Kolejny zbieg okoliczności ponownie odmienił moje życie. Czy znów trafiłem do
punktu wyjścia? Być może, ale podczas mojej nieobecności, ten punkt drastycznie
się zmienił.
Szedłem do szkoły
nieusatysfakcjonowany, bez numeru Ani, bez obietnicy na coś więcej. Chociaż,
czy jej zachowanie nie było jakąś formą obietnicy? Jeśli ona nie zachowuje się
jak dziewczyna zainteresowana chłopakiem, to jak zachowuje się taka dziewczyna?
Nie dawało mi to spokoju.
Dodatkowo stwierdziłem, że idę na
bezsensowne lekcje. Gdyby nie perspektywa zobaczenia Ani, nawet nie wyruszyłbym
tego dnia do szkoły. I
może postąpiłbym słusznie. Samochód, który mnie potrącił w drodze na wagary,
nie jechał na szczęście na tyle szybko, by uszkodzić we mnie coś więcej, niż
tylko nogę. Sęk w tym, że złamana noga uziemiła mnie na kilka miesięcy.
Najpierw leżałem w szpitalu, potem w domu, potem jeździłem do szkoły
samochodem, wracałem od razu po lekcjach - też samochodem. Brak perspektywy
zobaczenia Ani. To bolało mnie nawet bardziej, niż zraniona kończyna. Że też
nie zmusiłem jej do zostawienia mi numeru telefonu…
Chodziłem, a raczej kuśtykałem, jak
struty. W końcu jednak przyszedł mi do głowy genialny pomysł. Wszedłem na
stronę liceum plastycznego i na plany lekcji. Wiedziałem, że Ania chodziła do
trzeciej klasy. Ku mojej radości, ten rocznik miał tylko klasę A. Nie tak jak u
mnie – aż do J. Trochę mnie przeraził jej plan lekcji. Między normalnymi
lekcjami jak w każdym liceum, było snycerstwo, rysunek i malarstwo oraz rzeźba.
Były dni, że kończyła lekcje po szesnastej, a przecież miała jeszcze jakieś
dodatkowe zajęcia z rysunku postaci. Ma – sa - kra. Właśnie to wtedy
pomyślałem.
Kilka minut po szesnastej usiadłem
niezdarnie na ławce naprzeciwko jej szkoły. Pozostało czekać. W końcu
usłyszałem dzwonek. Obawiałem się, że może została na jakieś dodatkowe zajęcia,
o których nie wiedziałem. Trochę bałem się patrzeć na twarze uczniów (a jeśli
zmieniła fryzurę i jej nie poznam?), patrzyłem więc na stopy. W którymś
momencie pojawiły się żółte trampki. Moje serce przyspieszyło rytmu.
Przenosiłem wzrok powoli, od zgrabnych, szczupłych nóg, przez dżinsową
spódniczkę i białą koszulkę, aż dotarłem do jej oczu. Nie ścięła znów grzywki.
Jej piękne czoło było odsłonięte. Uśmiechała się szeroko. W końcu mnie
dostrzegła i jej twarz momentalnie zgasła. Spuściła oczy, gdy jakiś chudy
dryblas złapał ją za rękę i przyciągnął
do siebie. Myślałem, że coś we mnie pęka. Może to serce wstrzymało pompowanie
krwi.
Następnego dnia przekonałem tatę,
że sam potrafię dotrzeć do szkoły.
Wsiadłem do autobusu i zobaczyłem Anię, opierającą się o żółtą barierkę.
Stanąłem przed nią. Spojrzała na moją nogę w gipsie i kule.
- Cześć. – Powiedziała jakimś dziwnym,
złamanym głosem. Milczałem, w końcu znów się odezwała, ale z trudem – Adam,
nie widziałam cię kilka miesięcy, a przecież… nic ci nie obiecywałam. Wiesz…
wciąż możemy być przyjaciółmi.
Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Przyjaciółmi?
No błagam, kto wierzy w takie rzeczy? Przez moje ściśnięte gardło przepłynęły
słowa:
- Daj spokój, to nawet na filmach nie
działa.
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale
chyba zabrakło jej słów. Dałem jej do potrzymania kulę i jedną ręką wyjąłem z
kieszeni zielone słuchawki. Włożyłem jej do ucha jedną, a sobie drugą. Tym
razem chciałem słuchać razem z nią.
What have I got to do to make you love me
What have I got to do to make you care
What do I do when lightning strikes me
And I wake to find that you're not there
What do I do to make you want me
What have I got to do to be heard
What do I say when it's all over
And sorry seems to be the hardest word
It's sad, so sad
It's a sad, sad situation
And it's getting more and more absurd
It's sad, so sad
Why can't we talk it over
Oh it seems to me
That sorry seems to be the hardest Word
What have I got to do to make you care
What do I do when lightning strikes me
And I wake to find that you're not there
What do I do to make you want me
What have I got to do to be heard
What do I say when it's all over
And sorry seems to be the hardest word
It's sad, so sad
It's a sad, sad situation
And it's getting more and more absurd
It's sad, so sad
Why can't we talk it over
Oh it seems to me
That sorry seems to be the hardest Word
To był ostatni raz, gdy
słuchaliśmy razem muzyki. W oczach Ani
zalśniły łzy, ale je powstrzymała. Nikt im nie obiecywał wolności wyboru.
Tak się składa, że wszystko jest bałaganem.
Agata
Grafika:
http://www.tio.pl/foto_shop/7126_jbl-reflect-bt-sluchawki-sportowe-_2.jpg
http://kolorowe.net/pol_pl_Coloud-Colors-Green-29_1.jpg
http://hurtgps.pl/userdata/gfx/4ef2442e030905a16d3817086abe1aec.jp