30 lipca 2014

Wspomnienia, wspomnienia



            Wspomnienia Pana K.

Najważniejsze w życiu nie jest kapitalizowanie osiągnięć.
To potrafi  nawet głupiec.
Najważniejsze jest (…) czerpanie korzyści  z  porażek.
Umiejętność ta wymaga inteligencji
i odróżnia głupca od mędrca.
(William Bolitho)


Witajcie! Jestem K.,  po prostu K. Chce opowiedzieć Wam moją historię. Przekazać trochę wspomnień młodszym rocznikom. Być może w mojej opowieści coś komuś w życiu się przyda. Jednakże na pewno chciałbym, by chociaż niektóre fragmenty skłoniły Was do refleksji. Nie będę się wymądrzał, chcę po prostu być nadal częścią I Liceum. Wprawdzie minęło już całkiem sporo czasu, chociaż może jest tak, że kto opuści mury szkoły, zawsze pozostanie jakąś jej częścią. Pisząc ten tekst, postanowiłem, że opowiem tylko  o moim pierwszym roku szkoły, żeby Was nie zanudzać. Jeśli ktoś będzie miał ochotę, będą części II i III. Przy okazji zapewnię Wam też małą wakacyjną zabawę. Zgaduj - zgadulę. Lubicie? Jaki profil klasy ukończyłem? Jaka była literka mojej klasy?  Kto był  moim wychowawcą? Jakie studia skończyłem? Którego nauczyciela darzę ogromnym respektem?  Jeśli Wy macie jakieś pytania, chętnie również na nie odpowiem.

Jednakże na początek cofnijmy się prawie równo o 10 lat… Pamiętam, bo był lipiec roku 2004 – piękna, słoneczna pogoda. Testy gimnazjalne poszły mi całkiem nieźle (mimo  że nigdy nie byłem pionierem nauki - przyznaję się na początku otwarcie! ) Listy przyjętych do I LO  w Zamościu zostały wywieszone i dostałem się do wymarzonej szkoły. Rok wcześniej skończył ją brat, absolwentami byli również mój  drugi brat, ojciec, stryj oraz dziadek.  Cała męska cześć mojej rodziny opuściła mury tej, nie boję się użyć tego słowa, wspaniałej szkoły. Nadszedł więc wrzesień A.D. 2004 i byłem ciekaw, kogo los mi przyniesie do klasy. Nie trafiłem najgorzej: 7 panów, 31 pań. Proporcje na naszą- męską korzyść. Powiem Wam, że w ostatniej chwili zdecydowałem się na zmianę profilu klasy, i z perspektywy czasu, wydaje mi się to dobrą decyzją. Na początku nie potrafiłem się odnaleźć, pani wychowawczyni również nie należała do osób rozrywkowych, lubiących integrować się z klasą ( czasem sobie myślę, czy ona lubiła kogokolwiek). Jednakże moja klasa pomału się docierała, ale  w sumie zawsze byliśmy średnio zżyci. Otrzęsiny poszły nam średnio ( zgadniecie, które miejsce? ) i tak minęły moje pierwsze miesiące w I LO. Szkoła nie wyglądała tak jak teraz. Byłem  w niej jakiś czas temu i powiem Wam, byłem pod ogromnym wrażeniem. Pięknie wyremontowane sale korytarze z przeszklonymi gablotami, tylko schody się nie zmieniły (nie zapomnijcie się na nich wywrócić przed maturą! ). Ogólnie, wtedy warunki było dalekie od ideału, ale dawaliśmy radę. Nasza sala ( wiecie która? J ) też nie należała do najlepszych, ale liczył się pierwszy rok poznawania wszystkiego i mieliśmy taryfę ulgową. Ciepło wspominam niepracującą już w szkole Panią Ewę Sulewską. Pomimo naszych oporów w poznawaniu historii, potrafiła naprawdę pięknie mówić. Drogie dzieci! Ona mówiła, a my wiedzieliśmy, że możemy  liczyć na pasjonującą historię. Jej wychowanek został np. generałem jezuitów na Polskę. Zawsze lubiłem te lekcje i szkoda, że Pani Profesor Sulewska uczyła nas tylko jeden rok.              

Ok, postanowiłem, że na razie wystarczy mojej historii. Naprawdę wiele chciałbym jeszcze opowiedzieć, ale pomyślałem, że może moje wspomnienia opiszę w kolejnych częściach, o ile ktoś mi na to pozwoli. Pozdrawiam.

Pan K.

Grafika:   własna