Więcej - nie znaczy lepiej!
Nie głaskało mnie życie po głowie
nie pijałem ptasiego mleka -
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka.
no i dobrze, no i na zdrowie:
tak wyrasta się na człowieka.
(Władysław Broniewski)
Pomysł na ten post zrodził się przypadkowo. Mama dostała filmik od znajomych na temat pokolenia, które wychowywało się w latach 60. i 70. XX wieku. Składanka dowcipna, ale niegłupia, z zadziornym pytaniem: jak wam się udało przeżyć? To skłoniło mnie do rozmów z rodzicami, a także kilku refleksji o wychowaniu.
Zacznę od tego, że któregoś dnia oglądamy program „Surowi rodzice”. Mama mówi: Jacy surowi? Normalni! Cóż widzimy? Rozwydrzona panienka dostaje
spazmów, gdy musi pościelić łóżko czy pozamiatać. Układanie desek na podwórzu,
dojenie krowy – to niemal zamach na życie! Agresja, upór, poczucie krzywdy.
Gdyby panienka była tylko rozwydrzona, to pół
biedy, ale ona nie potrafi sklecić też zdania po polsku. Umie jedynie
posługiwać się komórką i MP- trójką.
Żadnych zasad i obowiązków! Pytanie: czym się zajmowała do tej pory? I co się okazuje? Ano „surowi rodzice”
ustalają zasady i wymagają ich przestrzegania . Nie biją, nie głodzą, jedynie
wymagają wypełniania obowiązków. Dopiero potem są przywileje. Posprzątasz,
dostaniesz komórkę! Reguły są jasne i nie nazywa się tego naruszeniem dóbr
osobistych. Wymagasz szacunku, ty też szanuj! Biologicznym rodzicom jakoś to
nie przyszło do głowy przez kilkanaście lat.
Mama
mówi: kiedyś wszystkie zasady były
na swoim miejscu. Rodzice mieli prawo nakazać dziewczynie, żeby się ubrała
przyzwoicie do szkoły, bo ją utrzymywali i
odpowiadali za nią. Nauczyciel – również miał coś do powiedzenia. Dziś
nie może nawet: stwierdzić: ucz się, bo to
- ponoć- osobista sprawa
ucznia. Nie było mobbingów i innych amerykańskich zwariowanych pomysłów.
To jak było? – pytam. Jak się wam udało przeżyć tamte czasy? I co się okazuje? To był „zdrowszy” i normalniejszy świat. Młodzi uczyli się dawać sobie radę i to rozwijało ich osobowość. Nie mieli z byle powodu załamań, depresji, lęków. Mieli sukcesy i porażki, obowiązki w domu, wolny czas, czas na naukę. Nie było „wyścigu szczurów”, lekcje trwały do południa. Nieuczący się powtarzali rok i to była ich szansa, nikt z nich nie chodził do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny, ani dyslektyczny. Nadmiar energii zużywali, jeżdżąc na rowerze (bez kasku!), wdrapując się na drzewa lub grając w piłkę. Jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i nie przechodził traumy. Normą były poobcierane kolana, złamane kości, wybite zęby, ale nikt nikogo nie podawał z tego powodu do sądu. Nie baliśmy się deszczu, ani śniegu, ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani krowie mleko – mówi filmik, a mama potwierdza. Ciągle byli w ruchu, nie mieli więc nadwagi. Mogli jeść słodycze, pączki, pić oranżadę z prawdziwym cukrem. Pić całą paczką z jednej butelki i nikt od tego nie umarł. Pili wodę z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie ze sterylnych butelek PET.
To jak było? – pytam. Jak się wam udało przeżyć tamte czasy? I co się okazuje? To był „zdrowszy” i normalniejszy świat. Młodzi uczyli się dawać sobie radę i to rozwijało ich osobowość. Nie mieli z byle powodu załamań, depresji, lęków. Mieli sukcesy i porażki, obowiązki w domu, wolny czas, czas na naukę. Nie było „wyścigu szczurów”, lekcje trwały do południa. Nieuczący się powtarzali rok i to była ich szansa, nikt z nich nie chodził do psychologa. Nikt nie był hiperaktywny, ani dyslektyczny. Nadmiar energii zużywali, jeżdżąc na rowerze (bez kasku!), wdrapując się na drzewa lub grając w piłkę. Jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i nie przechodził traumy. Normą były poobcierane kolana, złamane kości, wybite zęby, ale nikt nikogo nie podawał z tego powodu do sądu. Nie baliśmy się deszczu, ani śniegu, ani mrozu. Nikt nie miał alergii na kurz, trawę ani krowie mleko – mówi filmik, a mama potwierdza. Ciągle byli w ruchu, nie mieli więc nadwagi. Mogli jeść słodycze, pączki, pić oranżadę z prawdziwym cukrem. Pić całą paczką z jednej butelki i nikt od tego nie umarł. Pili wodę z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie ze sterylnych butelek PET.
Nie mieliśmy PSX, Nintendo 64,
Xboxes, gier video, 99 kanałów w TV,
DVD. Dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroomów w Internecie, ale PRZYJACIÓŁ! Z przyjaciółmi szli ramię w ramię do kina, na spacer, na
lody, na mecz. Im się zwierzali, z nimi się uczyli, czasem sprzeczali i godzili. Dziewczynę lub
chłopaka spotykali w realnym życiu, a
nie na Facebooku. Mieli normalne życie! I wcale nie działo
się to w średniowieczu, ale pokolenie,
dwa wcześniej. Możemy się śmiać z ich życia , ale to nie zmieni faktu, że świat
wcale nie idzie w dobrym
kierunku.
Czy uwierzycie, że na takim rowerze można było być szczęśliwym?
A z takiego magnetofonu płynęła piękna muzyka i
można było się wspaniale bawić na niejednej prywatce. Nikt nie ogłuchł, a
chłopak mógł powiedzieć dziewczynie komplement (i ona usłyszała). Niech teraz
spróbuje w tym huku dyskotekowym! Chyba że w języku
migowym!
Kia
Grafika:
https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1du05PpXXXXccaXXXq6xXFXXXp/Living-room-home-wall-decoration-sill-fabr-poster-art-anime-girl-font-b-character-b-font.jpg
http://blog.trybik.eu/2/up//2014/03/wigry-3.jpg
http://legendy-prl.pl/magnetofon_szpulowy_zk-120_1.jpg