Tytuł postu, jak można łatwo się zorientować, ma
wydźwięk ironiczny. Nikt bowiem w Europie nie przeklina tak jak Polacy i
nie jest to powód do dumy. Znana jest anegdota, że cudzoziemiec, chcąc nam
zrobić przyjemność, szuka w pamięci polskiego przekleństwa, którego nauczył się
od naszych rodaków.
Profesor Walery Pisarek pisze: Wszy rozpełzły się po
polszczyźnie. Na powierzchnię wyszło to, co było ukryte.
Wulgaryzmy istniały zawsze. Ale kiedyś nie używano ich jawnie i publicznie.
Profesora Jana Miodka z kolei zdumiewa fakt, że
coraz bardziej zanika świadomość wulgarności pewnych słów. A nawet istnieje
powszechne przyzwolenie na wulgarność. Zauważyliście, jak bardzo ostatnio
rozpanoszyło się słowo zaj…ty? Szczególnie w programach z jurorami
wyłaniającymi talenty. Słyszymy więc, że czyjś występ był nie rewelacyjny czy wspaniały,
lecz zaj…ty. Słowo pochodzi od obscenicznego czasownika, a zrobiło
oszałamiającą karierę wśród celebrytów i ich naśladowców.
Doktor Zbigniew Łoś mówi: Bluzganie to
współczesny przejaw podkultury „twardości”, która jest rozpowszechniona w
niższych klasach społecznych. „Twardość” demonstruje się dla uzyskania
respektu. Słowa mają mieć moc kija bejsbolowego – walnięty nimi przeciwnik nie
ma prawa się podnieść. Podobnego zdania jest wybitny współczesny filozof
profesor Jacek Hołówka, w powszechnym używaniu wulgarnych słów widząc oznakę triumfu i bezkarnego
panoszenia się kultury plebejskiej.
Profesor Walery Pisarek – honorowy przewodniczący
Rady Języka Polskiego -zauważa schamienie współczesnej polszczyzny. A
zamiłowanie elit do używania języka klas niższych uważa za dowód ich
dezintegracji i „bratania się z parobkami”. Jest to język, jakim
politycy, biznesmeni czy artyści posługują się na co dzień. Dowiodło tego
zrobione po kryjomu nagranie rozmowy pewnego senatora. Aż 141 razy użył
słowa na „k”. Inny znowu - senator i znany reżyser jednocześnie - szczyci
się, że potrafi kląć z talentem. Ponoć przekleństwa mają nadawać rytm
wypowiedzi i wzbogacać jej emocjonalny ładunek.
Kto obecnie klnie? Mężczyźni? Nie tylko! Znany
jest skandal z udziałem dyrektorki Teatru Ósmego Dnia, która w niewybrednych
słowach wypowiedziała się publicznie o wyborze papieża Franciszka. Albo
wystąpienie pewnej wykształconej posłanki na temat Marszu Szmat. Obie
wypowiedzi żenujące! Profesor Pisarek tak to podsumowuje: Nawet w Anglii,
gdzie też się szerzy kultura plebejska istnieje wyraźne rozgraniczenie między
sposobem mówienia mężczyzn i kobiet. Panowie chętnie rzucają słowem „fuck” z
jego pochodnymi, ale wyrażeniem najczęściej używanym przez kobiety jest „how
lovely”. Profesor Jan Miodek - może trochę z polemiczną
przesadą językoznawcy – stwierdził: gdyby niektórym
osobom odebrać możliwość bluzgania, to utraciliby zdolność komunikacji ze
światem. Bo porozumiewają się, używając tylko dwóch rzeczowników i dwóch
czasowników, w słownikach określanych jako wulgarne. Również
profesor Miodek ma nadzieję – jako optymista – że powszechne społeczne
przyzwolenie na używanie wulgaryzmów się skończy.
Nie jest tego taki pewien aktor i satyryk Stefan
Friedman, który pisze: Słownik polsko@polski
profesora Miodka miał zniknąć z anteny. I słusznie. Po co nam język czysty
ojczysty. Wystarczy kilka podstawowych słów. Zostanie po nas k… jak kabarety,
ch… jak chamskie dyskusje polityczne i zaj…te programy misyjne z udziałem jury.
Miłośnik poprawnej polszczyzny
Grafika:
http://korpohumanistka1.blog.pl/wp-content/blogs.dir/2003865/files/2016/05/Wulgaryzmyy.jpg